Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Czy są to nasilone objawy? POMOCY

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
Awatar użytkownika
potrzebujacyy
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 66
Rejestracja: 2 października 2015, o 22:11

2 października 2015, o 22:13

Witam. Mam 21 lat, od 4,5 roku cierpię na zaburzenia lękowe...leczę się lekiem Faxolet ER 37,5 mg. Przyjmuje jedną tabletkę co dwa dni (tak ustaliłem z psychiatrą). Do niedawna miałem unormowany tryb życia, lęki oswoiłem w pracy, pracowałem bez zarzutu (lęki nie pojawiały mi się w pracy) oraz u dziewczyny (także bez zarzutu, bez lęków). Ostatnio, jadąc w autobusie (w autobusie odczuwam zaburzenia, ale do tej pory były że tak powiem "oswojone") ogromnie mnie zakręciło, palpitacje serca, ogólnie poczucie "zejścia". Miało to miejsce w sobote. Mam ogromny problem, od wtorku nie chodze do pracy, szef już wydzwania, że w poniedziałek jeśli nie dam znaku co dalej to mnie zwolni...Czy może bys to nasilony napad lęków? Dostałem kare finansową za brak ubezpieczenia samochodu, w pracy nie chcą dać mi umowy, jestem nieubezpieczony....najgorszy jest mój obecny stan fizyczny, leże w domu totalnie bez sił, głowa cały czas mnie "muli"- jest ciężka, powieki to samo. Odczuwam czasem też zaburzenia w domu! W miejscu, gdzie przez 4,5 roku nie było takiego miejsca, bo jest to przecież dom, opoka...
Postanowiłem napisać tego posta, bo może ktoś umie mi coś podpowiedzieć. Byłem u internisty wczoraj, bo myslałem ze może to być coś typu grypa, ale wykluczył i dał skierowanie do szpitala psychiatrycznego...tam napewno nie mogę trafić...Muszę jakoś stanąć na nogi, nie mogę się poddać...
Awatar użytkownika
anita
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 115
Rejestracja: 15 maja 2015, o 14:44

2 października 2015, o 22:57

Na pewno od tego, szczegolnie ze w autobusie nadal nie byles pewny swego a takie objawy to i ja mialam co rusz, krecienie, palpitacje, poszucie zejscia.
Jesli mam byc szczera to bardzo zle robisz ze przy tylu latach nerwicy lekowej chodzisz tylko do psychiatry i jedynie bierzesz leki. A gdzie terapia?
Ja tak robilam jak ty i obudzilam sie w ktoryms momencie ze leki to nie jedyne rozwiazanie.
Przemysl sobie to i polecam ci materialy z pierwszego dzialu forum
info-dla-swiezakow-i-obytych.html
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

2 października 2015, o 22:58

Hej, witaj na forum!
Napisałeś nieco o trudnych okolicznościach w życiu z pracą, ubezpieczeniem, umową i karą- mam wrażenie, że to powoduje dodatkowe obciążenie psychiczne, które z kolei negatywnie odbija się na zaburzeniu. Na pewno wzmożyło się u Ciebie poczucie stresu i niepewności, tak więc znajduje to odzwierciedlenie w objawach. Jest to częste, organizm i psychika dostają dodatkowy cios i nie najlepiej to znoszą.
Powiedz w jaki sposób pracujesz na co dzień nad wyjściem z zaburzenia oprócz przyjmowania leków?
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
Awatar użytkownika
potrzebujacyy
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 66
Rejestracja: 2 października 2015, o 22:11

2 października 2015, o 23:02

Szczerze mówiąc...w zasadzie przyjmuję tylko leki, uznałem, że najlepszą terapią jest praca. Układa mi się dobrze z dziewczyną, w pracy jestem uważany za fachowca, do tej pory to mi wystarczało i naprawde było, jak na moje problemy, wg mnie super. Teraz coś mi pękło, pewnie przez te problemy które naszły...
Mam też pytanie, czy jest sposób, aby oszukać mózg, tzn. Te moje zaburzenia, złe stany fizyczne wynikają z problemów psychicznych. Czy mogę jakoś oszukac mózg na siłę, że nic mi nie jest?
Awatar użytkownika
anita
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 115
Rejestracja: 15 maja 2015, o 14:44

2 października 2015, o 23:05

Dlatego polecilam ci ten pierwszy dzial, bo sa tam wpisy, nagrania ktore wyjasnia ci naprawde wiele z tego z czym sie zmagasz, warto poswiecic na to czas, wierz mi :)
Sama praca to jedna rzecz bo to zajmuje umysl ale swiadomosc co to jest zaburzenie, skad sie bierze jak reagowac na mysli i objawy jest bezcenna, samo zajmowanie sie praca, obowiazkami to dobry motyw ale nie jedyny potrzebny.
Ja nadal mam zaburzenie ale duzo juz lepiej sie czuje niz na poczatku a do tego odstawilam juz tez leki wiec plusy sa.
Praca nad soba jest naprawde najwazniejsza.

Zobacz sobie spisy tresci:

spis-tresci-autorami-t4728.html
spis-wszystkich-nagran-forum-o-nerwicy- ... t4817.html
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

2 października 2015, o 23:14

Potrzebujący, ja myślę, że Ty cały czas próbujesz oszukać mózg, że nic Ci nie jest i właśnie taki jest efekt- zamiatanie pod dywan, tabletka i dalej do przodu.... A zaburzenie nerwicowe jest ostateczną reakcją ciała i psychiki na to, że ma dość czegoś (czego to już kwestia indywidualna dla każdego człowieka do odkrycia).

Leki są okej, ale mają konkretne zadanie - wyciszyć objawy na tyle, by dało się pracować nad sobą. Nie jesteś w stanie wyleczyć tego lekami. Często wydaje się, że problemy zaburzeniowe można zlikwidować farmakologią tak, jak leczy się grypę. Albo nie daj boże uznaje się, że trzeba z tym żyć i łykać leki już po wieki wieków, bo "ten typ tak ma". Nic bardziej mylnego. To jest powiązane z psychiką - z filozofią życiową, konfliktami wewnętrznymi, podejściem, sytuacją w jakiej się znajdujesz, oczekiwaniami wobec siebie, a możliwościami, obciążeniem, intensywnością przeżywania rzeczywistości, itd.

Myślę, że dobrze się stało, że tu trafiłeś. Bo początkiem zabrania się za siebie jest dowiedzenie się czym jest zaburzenie, jakie są jego przyczyny (nie taki diabeł straszny jak go malują), a potem poznanie technik radzenia sobie z nim. To forum jest kopalnią wiedzy na ten temat- mamy artykuły, mamy nagrania, jest dużo osób które poinstruują, odpowiedzą na pytania. Trzeba tylko wyrazić chęć, zaangażować się. :)

Oszukanie mózgu to wyparcie się, że istnieje problem. Tu potrzebna jest akceptacja, że coś jest nie tak, a potem pracowanie nad tym, by wykryć co takiego (zazwyczaj nie jest to zbyt trudne- możesz, jeśli chcesz, opisać tu swoje życie po trochu, historię, to co leży Ci na wątrobie i zapewniam, że szybko da się wytropić gdzie tkwi sedno rzeczy).

Na pewno ważną kwestią jest już samo to, że leki same ci nic nie dadzą. Skoro coś pękło w Tobie, znaczy, że dotychczasowy sposób nie działał, poza tym skoro potrzebne są leki , tzn. że nie działało. Do tej pory udawało Ci się przetrwać, ale to nie tak ma wyglądać. I nie piszę tego krytykująco, żeby nie było wątpliwości. Chodzi o to, że warto jest tak sie ogarnąć, żeby odzyskać swoje życie, tak jak wiele osób na tym forum już uczyniło. :)
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
Awatar użytkownika
schanis22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2199
Rejestracja: 17 września 2015, o 00:28

2 października 2015, o 23:18

A zaburzenie nerwicowe jest ostateczną reakcją ciała i psychiki na to, że ma dość czegoś (czego to już kwestia indywidualna dla każdego człowieka do odkrycia). o jej ale czego jak mam to odkryć Ciasteczko no jak ?
W zdrowym ciele zdrowy duch , zdrowa głowa zdrowy brzuch.
Nerwica jest małą ściemniarą francą , wróblicą cwaniarą . Plącze nam nogi i mówi idż ! Wkręceni w zgubną nić .
Świata nie naprawisz - napraw siebie .
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

2 października 2015, o 23:28

schanis22 pisze: ale czego jak mam to odkryć Ciasteczko no jak ?
Każdy, kto ma zaburzenie ma powód. U jednych może to być za mało dystansu do rzeczywistości, u innych jakaś trauma, u kogoś konflikt pragnień z tym jak realnie wygląda jego życie, ciągłe martwienie się o przyszłość, u innych trudna przeszłość, za dużo problemów, podejście do życia, itd. To jest na prawdę bardzo indywidualne. Jeśli się samemu na to nie wpadnie, pomaga opisanie mniej więcej swojego życia, obecnej sytuacji, przeszłości, żeby można było wyłapać co może być powodem. Czasem ktoś pisze, ze nie wie co może być przyczyną, po czym opisuje trudne dzieciństwo, niedawne rozstanie z kimś albo śmierć bliskiej osoby, albo stresującą pracę, kredyt, itd.
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
Awatar użytkownika
schanis22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2199
Rejestracja: 17 września 2015, o 00:28

2 października 2015, o 23:31

Kochana gdybym opisała Ci moje życie nie dzisiaj moze jutro - czy zechciałabyś przeczytać i stwierdzić gdzie jest problem oczywiscie postaram sie pisac w skrócie
W zdrowym ciele zdrowy duch , zdrowa głowa zdrowy brzuch.
Nerwica jest małą ściemniarą francą , wróblicą cwaniarą . Plącze nam nogi i mówi idż ! Wkręceni w zgubną nić .
Świata nie naprawisz - napraw siebie .
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

2 października 2015, o 23:36

A pewnie, nie ma sprawy, jeśli uda mi się podpowiedzieć coś, to będzie fajnie:)
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
Awatar użytkownika
schanis22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2199
Rejestracja: 17 września 2015, o 00:28

2 października 2015, o 23:37

o jej dziękuję ciesze sie bardzo to jutro wieczorem napisze
na prywatna wiadomosc
W zdrowym ciele zdrowy duch , zdrowa głowa zdrowy brzuch.
Nerwica jest małą ściemniarą francą , wróblicą cwaniarą . Plącze nam nogi i mówi idż ! Wkręceni w zgubną nić .
Świata nie naprawisz - napraw siebie .
Awatar użytkownika
potrzebujacyy
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 66
Rejestracja: 2 października 2015, o 22:11

3 października 2015, o 11:26

Spróbuje sie trochę wyspowiadać z mojego życia.
Moje problemy pojawiły się w 1 klasie liceum. Jak one sie objawiły? Zawsze miałem słabość do krwi, jak widze ją czy słysze, to robi mi się słabo, kreci mi się w głowie a nawet tracę przytomność. I moi super koledzy na przerwie przed jedną lekcją zaczęli się mną 'bawić'...napinali żyły, zaczęli o tym gadać. Od tego momentu na każdej lekcji robiło mi się słabo, miałem płytki oddech, kołatanie serca. Z początku próbowałem regulować oddech, ale w momencie kiedy nie zaczęło mi to pomagać, zacząłem unikać szkoły. uciekałem, kombinowałem jak nie pójść do szkoły...w pewnym momencie przepisałem się do drugiego liceum w moim mieście. pomyslałem, że może nowe otoczenie, oraz fakt , ze szkola do ktorej sie przepisałem ma słabszy poziom nauczania, może mi pomóc. Okazało się, że nic z tych rzeczy. Tak samo się czułem. Unikałem szkoły, chodziłem tylko na sprawdziany by coś zaliczyć. Miałem 11 zagrożeń, udało mi się wyciągnać na 2 poprawki w sierpniu, które zdałem. Wtedy bardzo sobie wpoiłem, że jak zdam poprawki, do następnej klasy, to te problemy miną. Zdałem, przyszedł nowy rok szkolny...i nie minęły. To samo- zacząłem unikać szkoły. W tym stanie rodzice postanowili pójść ze mna do szpitala. Byłem dość dobrze przebadany, na serce, głowe i inne. Okazało się, że nic mi nie jest. Więc wtedy postanowiliśmy pójść do psychologa, psychiatry...Stwierdzono u mnie zaburzenia lękowe. Dostałem indiwidualne nauczanie w domu, przez 2 tygodnie. Potem postanowiłem, że dalej będę sie uczył indiwudalnie ale w szkole. I tak w zasadzie udało mi się zdać szkołe, mimo, iż na lekcjach sam na sam z nauczycielem też odczuwałem swoje lęki, to były one mniejsze, gdyz każdy nauczyciel wiedział o moim problemie, oraz że patrzy na mnie tylko jedna osoba a nie 30. Lęk ten oswoiłem, chodziłem tylko do szkoły, nigdzie po szkole nie wychodziłem. Zacząłem leczyć się farmakologicznie, najpierw miałem 2 leki (nie pamiętam nazwy), potem zmienony został na Faxolet ER, którym lecze się do dzisiaj. Ogólnie po szkole dość dlugo odpoczywałem i zacząłem prace w hurtowni, która jest pare kroków ode mnie. Tam dość szybko sie odnazałem, mało ludzi, każdy ma do zrobienia to co ma do zrobienia- pasowało mi to. W zasadzie tylko praca dom, lęk został oswojony, nie odczuwałem go ani w domu ani w pracy. W międzyczasie poznałem dziewczynę, dojezdzałem do niej w weekendy. Na początku było trudno- wsiąść w autobus, w metro, spać u niej...z czasem sie przyzwyczaiłem i lęk też został oswojony (mimo iz go odczuwalem , to lepiej sobie z nim radziłem) . Potem sie rozstaliśmy, też tylko praca dom, lęku nie odczuwałem. W marcu tego roku poznałem moją obecną dziewczynę, z którą jestem do dzisiaj. Zanim dokładnie opisze problem który pojawił się teraz, opisze kiedy i jak odczuwam napady paniki. Kiedy wsiadam do autobusu, pociągu, tramwaju itp- mam płytki oddech, kołatanie serca, pocenie sie, trę rękoma, mam wrażenie ze nie mam ciała....i czasem, że umieram. Odczuwam to też w kościele, dlatego do kościoła nie chodze. W kinie, w jakimś nowym miejscu (np domówka) itp...Często reakcją na taki stan rzeczy jest ucieczka- wysiąde na którymś przystanku , wróce sie do domu.
Z moją dziewczyną szło mi świetnie, mam do niej 6 km więc dojezdzam na rowerze. Przez 2 pierwsze miesiace jak do niej przyjezdzałem, nie zostawałem na noce, bo nocy w nowym miejscu bardzo sie obawiam. Z czasem jednak udało mi sie przelamac, nie odczuwałem lęku ani w domu, ani w pracy ani u dziewczyny. Bywały momenty, że jechalismy pociągiem 1godzine(!) i nie odczulem w ogole zadnego ataku paniki. W sierpniu pojechaliśmy na mazury na wakacje...bardzo sie obawiałem, "jak ja bede mógł wysiedziec 4 godziny w autobusie?" "jak bede mógł spędzić tydzien poza domem, bez rodziców?" "co będzie jak coś mi sie stanie?" dużo tego było...bałem się, podczas podrózy w autobusie męczyłem się pociłem, denerwowałem kręciłem- ale dałem rade! Wyjazd był swietny. Co ciekawe, keidy wracaliśmy z mazur do domu, w autobusie w ogóle nie odczulem lęków. To chyba tak jest, świadomosc, ze juz sie wraca i te ataki ustepują...i do niedawna było normalnie. Byłem szczęsliwy, brałem swój lek (Faxolet ER 37,5mg) co drugi dzień (za zgodą mojej psychiatry) nie odczuwałem lęków w pracy w domu i u dziewczyny. Jednak ostatnio się pozmieniało...
Zaczęło się 23.09. Przyjechałem po pracy (koncze prace mniej wiecej o21) na rowerze do dziewczyny. Już wtedy zacząłem sie zle czuć, znowu te napady...miałem zostać na noc i wstać rano i jechac na jazdy doszkalające, gdyz 25.09 miałem egzamin z prawa jazdy. Powiedziałem, że musze wracać do domu. wstałem, poszedłem na jazdy. W piątek 25.09 miałem egzamin, nie udało się go zdać. Przed egzaminem denerwowałem się mniej więcej jak każdy, bez szczególnych napadów paniki. Dużo stresów zaoszczędził mi tata, który mnie podwiózł na ten egzamin. Nie udało się zdać. Następnego dnia miałem pojechać na uczelnie do mojej dziewczyny (tj sobota, ja w sobote mam wolne a ona studiuje zaocznie). Miałem jej przywieźć jedzenie...Tata podwiózł mnie do pewnego miejsca, skad juz tylko 2 autobusami mialem do niej dojechac. Ogólnie jak wstałem, niezbyt dobrze fizycznie sie czułem, zmęczenie w nogach, ogolne osłabienie. W pewnym momencie jak stałem w autobusie ugięły mi się nogi- miałem wrażenie , ze umieram. Wysiadłem na peirwszym pprzystanku i dzwonie panicznie do taty, by po mnie przyjechał. Do dziewczyny piszę, że nie dam rady przyjechać (ogólnie ona zna moje problemy i zna mój obecny problem). Przyjechał, wróciłem do domu, połozylem sie do łózka. Udało mi się zebrać i pojechałem do niej o 20:30 na rowerze i przywiozłem jej moje jedzenie (które smakowało:) ). W momencie kiedy przyjechałem byłem strasznie roztrzęsiony, nie mogłem opanować dłoni, cały czas się wierciłem. Udało się jej mnie uspokoić, opanowałem się, chociaż dalej byłem bardzo zmęczony. Postanowiłem, że wróce do domu po 24 i wrocilem...Wtedy byłem pewny, ze to jakas grypa. W niedziele poszedłem do pracy, mimo iż było mi strasznie zimno i słabo. NIe odczułem lęku w niedziele w pracy, więc byłem coraz bardziej pewny ze to jakaś grypa. Wstałem w poniedziałek, poszedłem do pracy...w pewnych momentach już w poniedzialek zacząłem odczuwać swoje lęki, ale wytrzymałem normalnie do końca. Koniec pracy, chcę pojechac do dziewczyny, więc pojechałem...nie odczuwałem zbytnio lęków, ale byłem osłabiony. Udało mi się zasnąc, ale wstaje rano we wtorek z kłuciem serca i z lękami- spanikowałem. Poprosiłem kolege z pracy by po mnie przyjechał. Od tego momentu własciwie lezę tylko w łózku. Mysłalem, że to grypa. W czwartek pojechalem z tatą do internisty zbadał mnie i mówi , ze fizycznie nic mi nie jest. Powiedziałem mu o moich problemach, to dał skierowanie do psychiatry, dokładniej mowiac do szpitala psychiatrycznego. Uspokoiłem się , że fizycznie nic mi nie jest...ale teraz panika. Przecież ja swoje lęki juz oswoiłem dość dobrze, narpawde więcej mi nie trzeba było do sczescia. A tutaj coś nagle pękło...Dostałem wiadomość, że jak w poniedziałek do godziny 12 nie powiem co jest, to szuka innego pracownika. Kare finansowa, o której wspominałem, nie umorzyli mi. Do psychiatry będę mógł się dopiero dostać w poniedziałek rano...a ja cały czas czuję się jak trup. Dziś złożyłem jednak łóżko i powiedziałem sobie, ze kładę się dopiero na sen, na noc. Zamierzam podjechac na rowerze do dziewczyny do pracy, 2 km ode mnie...ale się trochę obawiam. Boję się niesamowicie, ze nic nie uda mi się zdziałąć, naprawić. Nigdy nawet z tymi lękami tak się źle nie czułem fizycznie...Obecnie siedze przed komputerem, mam zimne dłonie i dziwnie mi w głowie- mam takie uczucię cięzkosci, oczy zmęczone od patrzenia...Niech ktoś to przeczyta i powie mi co mam dalej robić. Chcę się cieszyć życiem, mam wspaniałą kochająca dziewczyne, która w tej sytuacji nie zostawiła mnie a mówi ze damy rade, mam wspaniałych rodziców, mam w miare dobrą prace...CHCĘ TO WYGRAC, PROSZE POMOZCIE!
era49
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 379
Rejestracja: 23 maja 2015, o 20:05

3 października 2015, o 13:27

Chłopie nerwica ksiązkowa,cóz mozna poradzic jak pomóc.Wejdz na spis tresci i zaczynaj czytac,sluchaj nagran.Podstawo to poznac mechanizm nerwicy,uwierzyc ze się to ma a potem odburzanie.Nie wypieranie,nie chowanie trupa w szafie,ale akceptacja i ignorancja objawów.Mozesz się im przyglądac najwazniejsze się ich nie bac....chociaz na początku to trudne.Ale zrobileś pierwszy krok a to bardzo wazne :D
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

3 października 2015, o 13:29

Potrzebujący, dobrze, że podzieliłeś się swoją historią.
Opisałeś wrażliwość, którą wykorzystali koledzy, to jak szkoła stała się dla Ciebie swego rodzaju tabu, zaczęło się unikanie ludzi. To, co piszesz o autobusie pociągu, to miejsca gdzie są inni ludzie, gdzie wysiadanie uzależnione jest od przystanków i stacji, a nie od Ciebie (to swego rodzaju utrata kontroli nad podejmowaniem decyzji w każdej minucie). W kościele z kolei jest presja przed wytrwaniem do końca, w dodatku pomieszczenie to jest pełne ludzi i daje wrażenie oderwania od świata zewnętrznego.
Wypracowałeś sobie system przetrwania polegający na poruszaniu się zazwyczaj po tych samych ścieżkach. Dom-praca-dom, dom- dziewczyna-dom, itd. Poszerzyłeś swoją strefę komfortu dzięki swoim wysiłkom, jednak nie ma w jej założeniu dodatkowych elementów. Takich jakimi są np. dodatkowe problemy, które się w ostatnim czasie nawarstwiły, włącznie z niezdanym prawkiem.

Dobrze, że zdecydowałeś się w dniu dzisiejszym działać. To jest kluczowe, żeby działać pomimo swoich objawów. Często jest tak, że ludzie czekają, aż poczują się lepiej, żeby zrobić to, co chcieliby robić normalnie i ta chęć (siłą rzeczy) nie nadchodzi. A przełamanie się musi być wewnętrzną decyzją, pochodzić z własnej woli. Tak samo jak trudno było zacząć Ci jeździć do poprzedniej dziewczyny, zadziałało przełamanie (wiadomo miałeś motywację ;) ) Przełamałeś się z obecną Kobietą, żeby jechać autobusem i nocwać u niej, potem wakacje- znów przełamywanie się. To żywe przykłady jak to działa i ma działać. Jeśli czujesz się fatalnie, możesz sobie poleżeć, ale potem masz się otrzepać i wstać dalej działać pomimo tej niechęci. Emocje podążą za działaniem.

Odnośnie szpitla psychiatrycznego, to wybór indywidualny każdego człowieka. Przede wszystkim, to nie wstyd tam się udać, bo często jest tak, że ludzie myślą w kategoriach stereotypowych, że psychiatryk, to tylko miejsce dla osób, które gadają do swojej prawej ręki ;) , a prawda jest taka, że jest tam też pomoc dla osób, które po prostu się zagubiły w życiu. Jest trochę ludzi z forum, którzy byli tam na interwencjach ale też na oddziałach dziennych i wcale nie znaczy to, że są świrami! Po prostu potrzebowali intensywniejszej pracy nad sobą w konkretnych warunkach.

Nade wszystko polecałabym poświęcić Ci codziennie czas na zapoznawanie się z naszymi materiałami o sprawach nerwicowych, które szeroko opisują problem zaburzenia w praktycznych kwestiach, bo nie da się tego tak opisać w dwóch zdaniach. Dowiadując się o przyczynach możesz sobie skojarzyć jeszcze trochę faktów i dojść do wniosku, że np. musisz popracować nad samooceną, że musisz popracować nad kontaktami społecznymi, tym jakie masz przekonania o tłumie, o tym jaka jest Twoja pozycja wobec innych ludzi, itd, itp, wiele innych rzeczy.
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
Awatar użytkownika
potrzebujacyy
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 66
Rejestracja: 2 października 2015, o 22:11

3 października 2015, o 14:09

Dziękuje bardzo za odpowiedzi :)
Dopiero co wróciłem, byłem dzisiaj na rowerze- podjechalem do dziewczyny, poprzytulaliśmy sie, całowaliśmy się...naprawde nie wiecie jak dużo mi to dało, że nie uciekła Ona od tego, ze mam to co mam, sama mnie motywuje abym sie nie poddał i że będzie ze mna, że przeżyjemy jeszcze wiele takich wyjazdów jak tegoroczne na mazury :)
Pisałem, że jak tamten post pisałem, mam zimne dłonie i że jest mi zimno. Teraz po powrocie już nie mam zimnych dłoni :P Ogólnie miałem już z 5-6 razy zawracać, ale powtarzałem sobie pod nosem "to tylko emocje, nic Ci sie nie stanie" oraz "jestem silny, dam rade". Mimo problemów, mimo iż nie mogłem przełknąc sliny, ze cały czas mam tą "cięzką głowe" i jest mi słabo, nie poddałem się.
Własnie zacząłem sobie czytać co jest tutaj na forum...uświadomiłem sobie, że w te pare godzin dowiedziałem się więcej o swoim problemie niż przez 4,5 roku odkad go mam! W tej chwili też nie czuje się tak jakbym chciał...ale będę sie trzymał twardo postanowienia i nie położe się do łóżka. Dopiero na wieczór.
Wybaczcie, że tak zapytam bezpośrednio, jestem bardzo niecierpliwym człowiekiem. Czy proces "odtruwania" tego może być faktycznie taki długi? Wiem, ze pytanie nie ma sensu, bo docelowo nie wiecie jak to nacodzień przeżywam, ale pisze tutaj wszystko co mam na myśli...
Dlaczego? Jak pisałem 1 posta to tak na odwal się, z mysla "i tak nikt tego nie przeczyta uczciwie i nie odpowie uczciciwe" po czym się bardzo pozytywnie zdziwiłem, dlatego postanowiłem się otworzyć :)

-- 3 października 2015, o 14:09 --
I takie jeszcze jedno pytanie jak narazie. Czy palenie papierosów może negatywnie ma mnie wpływac? Alkoholu i narkotyków nie zażywam odkąd biore leki, tj jakies 4 lata. Wiadomo jakie są objawy ataku paniki, podwyzszone tetno, płytki oddech...czy więc jezeli pale papierosy (ogolnie paczke dziennie, ale z powodu ostatnich problemów o wiele mniej) może to nasilać lęki?
ODPOWIEDZ