Ubiegły rok był dla mnie piekłem. Rozstałam się z chłopakiem. Wyrządził mi ogromną krzywdę. Nie był w porządku wobec mnie i źle mnie traktował. Długo nie mogłam dojść do siebie bo go bardzo kochałam i mieliśmy dużo wspólnych planów a najgorsze było to, że pracowaliśmy razem i codziennie go widywałam. W końcu jego zwolnili, ja przestałam go widywać a emocje powoli opadały. Przestało już tak bardzo boleć, jednak blizna w sercu pozostanie na zawsze… Niedługo potem, gdy już byłam przekonana, że jest wszystko ok, popadłam w depresje… Może nie tak bezpośrednio z powodu tego rozstania. Po prostu wszystko przestało mieć dla mnie sens, nie chciało mi się wstawać rano, każda czynność nie miała dla mnie celu, działałam jak automat, bez żadnych emocji, z wielką obojętnością na wszystko… Życie zaczęło mnie męczyć. I tak jest do tej pory. Jednak ta depresja nie byłaby dla mnie takim dużym problemem, bo mam w sobie ogromną chęć walki, pragnę wszystko sobie poukładać i zacząć od nowa. Korzystam również z pomocy psychologa i ogólnie uważam, że w miarę dobrze sobie radze z tym problemem i miałabym szansę na normalne życie bez depresji. Jednak jest jedna rzecz, która ciągle mnie męczy i nie daje mi żyć…
Od momentu rozstania z chłopakiem zostałam sama. Najbliżsi mi ludzie zostawili mnie samą w momencie, w którym najbardziej ich potrzebowałam. Nagle wszyscy przestali mnie rozumieć. Nie rozumieli, że nie można przestać kochać z dnia na dzień i trzeba czasu na to żeby poukładać sobie życie od nowa. Wciąż mi powtarzali, że jestem głupia i naiwna. I tak do tej pory… Rodzice przestali mi ufać i uważają mnie za małą głupią dziewczynkę, co bym nie zrobiła to i tak jest złe i spotyka się to z krytyką. Moja najlepsza przyjaciółka ma do mnie żal o to że z nim w ogóle byłam i mi wypomina to do dnia dzisiejszego… Zupełnie nie mam wsparcia z niczyjej strony. Od jakiegoś roku czasu z nikim nie rozmawiałam szczerze o swoich problemach, no poza psychologiem… Zostałam zupełnie sama!!! Pogłębia to stan mojego przygnębienia. I upewnia w przekonaniu, że naprawdę jestem beznadziejna, pewność siebie i samoocena poszły w dół… A depresja robi swoje. Moje życie ogranicza się do kursów: praca – dom oraz szkoła – dom. I nic więcej. Siedzę w domu i nic nie robię, no ewentualnie oglądam filmy żeby zabić nudę. Nigdzie nie wychodzę, bo nie mam gdzie i z kim. Nie mam ani przyjaciół ani znajomych. Fajnie by było jakoś zorganizować sobie jakoś czas, zmienić środowisko i poznać nowych ludzi zapisać się na jakiś kurs np. tańca lub na naukę języka, ale niestety mnie nie stać na to. Żeby było jeszcze ciekawiej to strasznie dołuje mnie moja praca, bardzo chciałabym ją zmienić i więcej zarabiać, ale to również nie jest takie proste, jakby się wydawało. Już od pół roku szukam innej pracy i nic, nikt nie chce przyjąć mnie z moim wykształceniem i niezbyt bogatym cv. Poza tym nie jest tak łatwo znaleźć inną pracę, w momencie gdy się cały czas pracuje, a nie mogę się zwolnić i zostać bez pieniędzy…
Nie ukrywając jest gorzej niż beznadziejnie i nie mam już nawet żadnej nadziei, że będzie lepiej… Nie mam pojęcia co mam robić… Jestem młodą, 23letnią, przeciętną dziewczyną z nudnym i przygnębiającym życiem, bez rodziny, przyjaciół i nadziei na lepsze jutro…
