przeanalizowalam caly szereg tutaj podanych tematow i postanowilam podzielic sie swoimi przezyciami.... wlasnie ostatnia ciagle mnie drecza i nie mam zadnego spokoju.... jakies natretne mysli mam juz od dziecinstwa, mialam panike przed straceniem rozsadku, czy jakas inna choroba psychologiczna, bardzo sie tego balam, wiec pisalam sobie jakies afirmacje, to znaczy czesto pisalam sobie ze jestem zdrowa psychicznie, i obowiazkowo musialam napisac to 1, 3, lub 5 razy, najwazniejszy warunek, by to nie byla liczba parzysta.... jakos sie z tym ulozylo, nie zwracalam sie do lekarza, jakos staralam sie na tym nie skupic, brac pod uwage inne rzeczy.... minelo.... czesto mialam mysli negatywne, ze nie jestem szczesliwa, i ciagle mnie czegos brakowalo, jak sie nie mialo pracy, to przezywalam, ze jej nie znajde, jak ja znalazlam, zaczelam przezywac ze nie mam milosci, znalazla sie.... zakochalam sie po uszy, tak jak nigyd nie kochalam, terazniejszy moj partnet jest wszystko co ta dlugo szukalam, moze tylko jeden byl warunke ktory, mnie jakos nie pokoil - to jego wiek (mlodszy ode mnie) i zwrost (troche nizszy), ale jakos nie zwracalam calkiem na to uwagi, bylo tak cudownie, tak pieknie, cieszylam sie z kazdego momentu razem i wiedzialam, ze to ten czlowiek, ktorego tak dlugo szukalam i bede chciala z nim byc na zawsze.... ale przyszedl jakis dzien, bylismy razem, przez ten caly okres w moim zyciu duzo cie sie zmienilo - zmienilam prace, zmienilam miejsce zamieszkania (wyjechalam od rodzicom i zaczelam mieszkac sama), duzo stresu, duzo nowych wrazen, zycie samodzielne, ciagle przezycia z powodu stotusnkow z rodzicami, ze tesknia za mna, a ja niby ich porzucilam, staranie sie wszystkich ucieszyc, to znaczy znalezc czas na odowiedzanie domu rodzinnego i na kochanego chlopaka... w takim stresie, pewnego wieczoru pomyslalam, ze chcialabym, zeby moj ukochany by juz jechal do domu, bo chce sie mi juz spac.... przestraszylam sie tej mysli, jak ja tak jego kochajaca nie chem byc z nim non stop razem i jak wogole moge dopuscic takie mysli... wtedy przez jakis czas zaczelam myslec, ze to moze temu, bo jego nie kocham, ze to moze nie ten.... ale za jakis czas te mysli przepadly, lecz chyba za miesiac, powrocily ponownie.... ale ten raz juz nie opuszczaja mnie.... ciagle analizuje, czy naprawde jest to ten moj czlowiek, czy naprawde go kocham, i jak to bedzie, jezeli bedziemy mieli wspolna przyszlosc, i ja tak bede sie borykala z tymi natretnymi myslami... bedac razem, ciagle analizuje jak sie czuje, czy mi jest dobrze, czy niea, czy cos denewuje, czy nie... bylismy razem na odpoczynku, to nie potrawilam sobie kompletnie zrelaksowac, czasami bylo dobrze, ale czasami znow powracal ten dylemat, znow sobie tracilam sie.... juz teraz to i boje sie jak to bedzie przy kazdym spotkaniu, czy bede znow myslec i sie nie uspkojoje, ze znow bede wszystko analizowala.... boje sie byc w jakis miejscach, gdzie jestem jedna, bo boje sie tych mysli.... nie cieszy juz mnie moje hobby, praca... nie ma checi do przebudzenia sie.. bo najbardziej boje sie, ze te moje mysli sa prawda.... w domu mam kilka rzeczy mojego ukochanego, ale ich mu nie oddaje, bo boje sie, ze jezeli oddam, to wszystko sie rozpadnie.... rozumiem glupote tych mysli, rozumiem, ze musze ich jakos pokonac, ale kazdy raz pojawia sie obawa, ze moze to nie ROCD, a po prostu go nie kocham.... z innej strony, kiedy zobacze go obcujac z jakas inna dziewczyna, czy jego zdjecia w kregu innych dziewczat (gdzie czesto on bywa), to przerazam sie, ze moge go stracic i w koncu on bedzie sobie mial stosunki z jedna z nich... a u nas sie nic nie uda.... takze bardzo czule reaguje na komentarze moich blizkich, jakos mowia, ze nie jestesmy dobra para, bo on jest mlodszy, a i nizszy.... teraz juz zauwazyalam, ze unikam obecnosci innych mezczyzn, bo boje sie, ze moze wkrotce ktorys z nich to bedzie jakas moja sympatie.... mysle o pojscie na terapie, ale nie wiem czy cos mnie pomoze, moze powie, ze nic do niego nie czuje, a po prostu boje sie sobie to przyznac.... taka mam historie, nie chce by sie naszy piekny zwiazek sie skonczyl, chce by bylo tak jak kiedys, spokojnie i cicho na duszy.... ale nie wiem jak mam zamknac ten okropny krag.....
Jak wy myslicie jest to ROCD, czy to naprawde zanik uczuc?
Dzieki za opinie
