Jestem dość wysokofunkcjonującym zaburzonym, ale mam dość spore problemy jeśli chodzi o prowadzenie samochodu.
Zauważyłem, że tak do prędkości 60 kmh na godzinę czuję się świetnie, nie mam żadnych lęków.
Jednak za każdym razem kiedy wyjadę w trasę : czyli trasę szybkiego ruchu lub autostradę to wchodzą mi somaty:
- chrząkanie
- wciąganie nosem flegmy
- mruganie bardzo częste.
No i one powodują, że zaczynam się serio bać, że mam słabszą zdolność reakcji, że mogę spowodować wypadek, że przez to mrugania i swędzenie w oczach nie zauważę niebezpieczeństwa...
Mam trochę podejrzenie, że na mieście się nie boję, bo zawsze jest gdzie się zatrzymać, za każdym skrzyżowaniem mogę sobie zrobić postój "gdyby coś się działo".
A na trasie tego nie mogę zrobić

Dodatkowa informacja : jestem trochę nadpobudliwy (ale lubię to) i po prostu jazda trasą strasznie mnie nudzi. Nic się nie dzieje, nie mogę się ruszyć z siedzenia samochodu. Nie mogę patrzeć w telefon, nie mogę zamknąć oczu i odpocząć... Może to w tym jest klucz?
Jak radzicie sobie z takimi somatami podczas jazdy samochodem?
Na mnie najlepiej działa zbijanie każdej myśli o niebezpieczeństwie . Ignoruję je jak mogę. Ale nie zawsze sie udaje i jest ciężko...