Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Powrót

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
reptiler
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 12 lutego 2014, o 09:17

19 czerwca 2014, o 19:31

No i niestety wróciłam do Was :(
Pamiętam słowa koleżanki, która też cierpi na to samo " ten syf sam nie przechodzi, bez psychoterpii lub leków, jeżeli przechodzi, wraca z podwójną siłą".
W skrócie się przypomnę, jak wiele Was tutaj trafiłam do psychiatry po ataku paniku, z lękiem przed zwariowaniem, po przeczytaniu googli bałam się konkretnie schizy. Kluczem było zdanie lekarza " nie da się ukryć schizofrenii, nie ma jej pani bo byłaby widoczna dla innych a przede wszystkim dla mnie" lęk zaczął ustępować wracałam na prostą, lekka derealizacja z którą żyło się ok. Cechy boderline z którymi starałam się walczyć.
W Poniedziałek moje największe szczęście - synek Oluś, skończył rok. Jestem z nim bardzo, bardzo związana, trzęsę się nad nim, urodził się niedotleniony, później naczytałam się w googlach o chorobach m.in porażeniu mózgowym, skończyło się na płaczu i wizytach u lekarzy, po USG główki na które wchodząc prawie mdlałam uspokoiło się - teraz wiem, że wtedy rozpętałam burzę. Takie koło strach o dziecko - wyjaśnienie - spokój. Później drugi epizod strach przed schizą - słowo klucz od lekarza =powrót do normy. Myślałam, że jestem odporna, że znam temat i już się nie dam jak będzie chciało zaatakować.. A właśnie, że nie. Uderzyło w mój najczulszy punkt jakim jest synek ! Po roczku było ok. Od urodzenia piszę jego dziennik, każdy dzień opisany, we Wtorek wieczorem napisałam ostatnią kartkę, przejrzałam pamiątki jaki był maleńki i wielki płacz, tęsknota, że już nie będzie taki nigdzie. Poryczałam, mąz przytulił, poszedł do pracy. Rano obudziłam się z tym uczuciem znowu, ale ok zajęłam się i tylko zostało wzruszenie jaki on jest wspaniały. Poszłam skonsultować z położną, która przychodziła po porodzie. Myślałam, że to hormony. Poradziła psychologa - wizyta w Poniedziałek. Dzisiaj był dramat, każde wspomnienie każda rzecz wzbudzała we mnie histerię, zanosiłam się w płaczu jak małe dziecko. Zadzwoniłam do szpitala psychiatrycznego, lekarz stwierdził, że to nawrót lęków a nie żadna deprecha poporodowa. I tak naprawdę przemawia przeze mnie strach. Boję się, że gdzieś w podświadomości chciałam zajść w ciążę dla dzidziusia w brzuszku, kopniaków i noworodka. Mam córkę jej okres niemowlęctwa przeleciał mi bardzo szybko ale nie było to dla mnie dramatyczne. Teraz nie potrafię sobie wyobrazić dalszego życia, wszystkie plany tracą sens, bo przecież Oluś jest już duży :( Wiem, że nadal mnie potrzebuje i przecież roczniak to dalej maleństwo, wiem że też go nie przestanę kochać, bo kocham go nad życie ale kurczę, te myśli, że a może jednak, że nie będę go kochać, że potrzebuję noworodka... ehhh . dodam, że mały zostawał sporadycznie z kimś i nigdy dłużej niż kilka godzin, karmię go nadal piersią i uwielbiam to, wiem że moje przywiązanie do niego jest wręcz chore, dzisiaj tęskniłam za nim jak tylko wyszedł z dziadkiem na spacer... Cały czas myślę o nim o tym jak go bardzo kocham, jaki jest cudowny :( I ciągle ten strach, że może jednak go odepchnę, że przestaję go kochać.... Ratujcie ! Tzn pocieszcie jakoś bo to jest naprawdę mój czuły punkt, chyba nie muszę opisywać tego rozrywającego bólu wewnętrznego. Czuję się czasami jakbym go straciła, jakby umarł ale wiem, że jest cieszę się jego śmiechem, dotykiem... Co robić ? :( Pozytywne myśli ratują, ale w poprzedniej walce jedna taka myśl to były wakacje w Zakopanym na które mamy jechać, teraz nie wyobrażam sobie przyszłości i cieszenia tym bo żyję wspomnieniami jak byliśmy tam kiedy synek był maleńki...
Aneta
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1255
Rejestracja: 29 października 2010, o 03:03

19 czerwca 2014, o 23:34

Po pierwsze idz na solidna terapie, ale nie prawda sa stwierdzenia ze cos wraca z podwojna sila. Takie tam gadanie osob ktore nie zrozumialy istoty swojej emocjonalnosci i motaja innych o tym ze nerwica to choroba.
Ale terapia jest wazna chociaz ja nie korzystalam a wyszlam z nerwicy i nie boje sie nawrotu bo nie boje sie tego ze kiedys mialo by mi to nawrocic :) Ale tez sama interesowalam sie wlasna emocjonalnoscia.

Atakuja cie emocje, widac ze masz tendencje do nadmiernego wyolbrzymiania emocji. Kazdy moze miec smutek kiedy dziecko doprasta, chociaz roczek to nie znowu jakis skok w bog wie jaki czas. Ale mysle ze wiele matek moze tak to odczuwac.
Nie nalezy panikowac, dostalas smutku, wyolbrzymilas ta emocje i teraz cierpisz. Co z tego wynika? Nie wynika z tego nic i na co uwazaj to na nakrecanie sie glupie ze synka nie bedziesz kochala itd bo to juz efekt nerwicy.
Po prostu jest taka sytuacja, uleglas emocjom, wyolbrzymilas sprawe teraz troche powariujesz ale to ci minie, po co robic z tego zaraz nerwice i wkrecac sobie myslowo rzeczy, ze synka nie kochasz, ze zawsze chcesz miec noworodka?
To jest wlasnie nerwica i w tym ci terapia moze pomoc, bo widze ze tego nie rozumiesz, nie rozumiesz nerwicy i tego jak ona dziala. Nie rozumiesz wlasnych emocji i dajesz sie zapedzac w leki.
Nie wierz w to ze tylko leki ci pomoga, bo jestes zbyt emocjonalna aby leki wyprowadzily cie na prosta.
Nie rob nic, oswajaj sie z mysla ze synek rosnie i kropka, czas minie smutek opadnie, nie rob sobie nerwicy na zawolanie.
reptiler
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 12 lutego 2014, o 09:17

20 czerwca 2014, o 11:00

Bardzo Ci dziękuję Aneto za tę odpowiedź. Dałaś mi nadzieję. Masz rację, zrozumiałam tylko ten podstawowy mechanizm nerwicy, że organizm sam sobie szuka jakiegoś bezpodstawnego lęku, wyolbrzymia go i rozpędza się koło, bo po pewnym czasie zapytałam się siebie sama, "czego Ty się boisz?" odp "boję się, że będę się bać" ale też teraz wiem, że nie wyleczyłam się. Przytłumiłam olałam, było lepiej żyłam normalnie czasami strach powracał, szczególnie w nocy. Sądzę, że jakbym zaczęła czytać teraz o schizie to znowu bym sobie wkręcała coś, teraz wiem, że nie można tak robić, ale z drugiej strony mój mąż, gdyby zaczął coś takiego czytać powiedziałby tylko " o jaka niefajna choroba" czy coś w tym stylu nie utożsamiałby tego ze sobą. I tym się różni osoba zdrowa od zaburzonej. Nie mogę przytłumić wspomnieć, wykreślić ich i nie wracać nie da się tak. Nie wyobrażam sobie, że zawsze będę się zalewała łzami na widok małej czapeczki czy nigdy nie przeczytam pamiętnika Olusia, bo to są nasze wspaniałe wspomnienia, chcę do nich wracać ale normalnie. Poza tym no ok, przejdzie pewnie po ok miesiącu będzie lepiej jak zobaczę, że z mojego maluszka nie wyrósł nagle dorosły facet. I teraz cieszę się jak jest przy mnie jak się śmieje do mnie jak go przytulam ale moja durna głowa próbuje mi wmówić, że ja sobie wkręcam, że go kocham i że za jakiś czas już nie będzie taki malutki. Wiem, że jestem za bardzo przywiązana do niego, i mam nadzieję że psycholog mi pomoże. Tak jak piszesz, przejdzie za jakiś czas, będzie "w miarę ok" ale później znowu coś się znajdzie, to nie jest wyzdrowienie.

Najtrudniejsze jest dla mnie w tej chwili to, że boję się że nie będę się już mogła cieszyć synkiem i tu taka sprzeczność bo przecież czuję, że go kocham, że się cieszę, przez łzy ale to jest radość, że go mam..

No i pozostaje kwestia tego boderlina, wiem że to nie choroba wiem że da się panować i że wiele osób ma to nieświadomie ale póki co po strachu przed tą schizą przerażą mnie zagłębianie się w ten temat, nie potrafię czytać o tym :(

Mam wspaniałego męża, niestety doceniam to tylko jak jest źle, ale on obiecał mi że wyjdziemy z tego, że mi pomoże i wierzę w to.
ODPOWIEDZ