dzieki za odpowiedzi, czekam na wiecej;)
tak, wlasnie, by sie pozbyc cech, o ktorych mowa, trzeba je zmieniac, tak wlasnie ja dizsiaj w pracy robilam, co mialam, ale nie przykladalam sie do tego, jak zawsze, podczas, gdy cala JA slupialam sie na tym, czy doskonale wszystko jest zrobione, wprost perfekcyjnie.
Tylko ja nie bardzo rozumiem, jakie napiecie powoduje to, ze zawsze tak si eprzykladalam do wszystkiego? Napiecie? hum? Ok, rozumiem, pomiedzy facetem na przyklad, a mna, tak czesto go wyzywam i sie bierzemy za leb:) to chyba to napiecie.
Fakt jest jakos lzej, ze nareszcie olalam kilka spraw robocie, ot tak po prostu, bo jak ich nie zrobie to nic sie nie stanie !
Mysle, ze tez nikt mi nawet dzeikuje nie mwowil nigdy za swietna robote, i to tez powodowalo we mnie napiecie. Moze o to chodzi?
Wiwem, ze za dzieciaka wpadlam w taki tryb, by rodzice mnie pokochali (dziecko tak mysli).... Ale niestety nic to nie zmienilo, a ja sie wsciekalam jeszcze mocniej, gdyz za kontrolowanie rodziny dostawalam kary, typu "sprzataj pokoj w tej chwili", a ja sama mialam burdel......
Takze podwojnie ucierpialam na tym, to tez chodzi o to napiecie, prawda ?
Albo jak kiedys posprzatalam komus biurko w pracy, zaczal mnie opieprzac, ze musi szukac dokumentow

teraz nigdy nie rusze nic, a nic ...
perfekcjonizm jest mocno polaczony z poczuciem winy u dzieciaka, chodzi o to, jak juz pisalam, ze skoro rodzice mnie nie kochaja, to jest to zapewne moja wina, jestem zla, niedobra etc i tak oto on powstaje, by zaprzeczyc poczuciu winy, czuc sie mniej winnym.
nie bede juz pisac, jak bylo u mnie w domu, bo juz pisalam. No coz, czysto destrukcyjni rodzice, mama toksyczna, cieknie jadem, ojciec zaburzony ech coz tutaj mowic ... Pewnie, rok temu bedac w PL, poczulam cieplo taty po raz PIERWSZY w zyciu, to bylo cudowne, byl goscinny i dbal o mnie, napisalam nawet karteczke, ze bardzo jestem zadowolona z pobytu u niego. Chcialabym to powtorzyc, pewnie niedlugo przyjdzie taki moment. Takze z ojcem "ide" powoli. Pragne dosc do momentu, gdzie usiadziemy sobie gdzies na lawce, i powiemy sobie wszystko. Albo i nie. Sama nie wiem, zobaczymy jak to bedzie i co chwila przyniesei.
Co do cieszenia sie z chwili obecnej, oj to ja zawsze sie cieszylam ze wszystkiego. Wczoraj mialam fajny dzien i cieszylam sie wiaterek wieje, a ja sobie jade na rowerze w jego powiewie delikatnym. Cieszylam sie z kupionej miseczki w kropeczki

w sklepie "Czerwonego Krzyza". Naprawdwe mi wiele nie potrzeba. Nie jestem tez zazdrosna o innych.
Ale jedno co mnie martwi, to, to ze nie raz na przyklad, ciesze sie z czyjegos nieszczescia, wlasciwie nigdy nikomu o tym nie mowilam. To glupie, prawda ? W sensie takim, ze na przyklad, ukradziono samochod mojej szefowej, powiedzialam jej, ze bylo mi przyklro, natromiast wewnatrz siebie sie cieszylam. Przeciez to nienormalne, hmmm?
