Witam Was serdecznie, nie bardzo wiedziałam gdzie wcisnąć ten temat ale myślę, że to najodpowiedniejszy dział.Historia moich dolegliwości psychicznych jest dość długa i zawiła mimo że mam konto tutaj już jakiś czas nigdy nie mogłam zebrać się na opis ponieważ sama się w tym gubię i nie miałam nigdy na to ochoty i siły, w dużym skrócie miewałam w moim życiu stany depresyjne w tym roku raczej już cięższą depresje z lękami myślami samobójczymi ogólnie z kiepskim samopoczuciem spowodowane było głownie derealizacją i depersonalizacją które ustąpiły nie w 100 % ale jest dużo lepiej, po niecałej połowie roku gdy poczułam się lepiej bez konsultacji z lekarzem przestałam brać leki i do tej pory nie jest źle choć wydaje mi się że gdyby nie mój chłopak było by podobnie,ale jest to też jakaś forma leczenia

Jeżeli chodzi o wizyty u psychiatrów mam ich za sobą z 4 , i po jednej u dwóch psychologów, psychiatrom ciężko było mnie zdiagnozować bo zmieniałam ich często,i zazwyczaj jak zwykle w mojej głowie był wielki chaos na początku każdej z wizyt ''zapominałam jak się mówi'', w każdym razie pierwszy lekarz lata temu w gimnazjum a mam wiosen 20 stwierdził nerwicę, kolejny w tym toku w styczniu lęki depresyjne,kolejna pani w marcu stwierdziła depresje paranoidalną, czwarta pani zwlekała z diagnozą.Wizyta u pierwszej pani psycholog nie była efektywna ponieważ miało to miejsce na początku moich dolegliwości i całą wizytę przepłakałam,kolejna pani psycholog gdy było już lepiej,zrobiła mi test i wydała opinię w której stwierdziła derealizację i depersonalizację na tle nerwicowym a schizofrenie wykluczyła... najgorsze jest to że chyba zasugerowała się tym co jej mówiłam niż własną wiedzą i doświadczeniem. ale cóż nie tylko z wiem z autopsji czytam tez na forum i widzę, że mało który z lekarzy ma pojęcie o derealizacji i depersonalizacji, to smutne i krzywdzące zwłaszcza dla osób które nie mają takiego szczęścia i nie maja pojęcia o istnieniu tego wspaniałego forum

Do sedna oprócz tych dolegliwości mam klaustrofobię, chociaż z czasem zaczyna się pogarszać i zaczynam w to wątpić ,podchodzi to bardziej pod agorafobię czytałam gdzieś że ludzie często ogólnikowo agorafobie definiują jako lęk przed otwartą przestrzenią a to tak naprawdę ''większa'' klaustrofobia bardziej rozbudowana i wcale nie musi się to wykluczać, że jeśli masz to nie możesz mieć tego.Ja mam tzw. lęk przed utknięciem, zamknięciem, w mieszkaniach na wysokich piętrach boję się że zatną się drzwi,,jak palę fajki na balkonie na imprezie takim korytarzowym oddzielonym od mieszkania boję się że ktoś mnie zamknie niechcący jak kiedyś zdarzyło się to mojej koleżance lecz ona nie ma takich dolegliwości i wystarczyło ze zadzwoniła po kolegę, o windach mogę zapomnieć, samolocie z którego nie mam jak wyjść też, gdy jeżdżę wyciągami narciarskimi i zawsze gdy ktoś się przewróci na linii to go na chwilę zatrzymują a ja dostaję mini zawału że utknę, w pociągach nowszego typu również boje się ze gdy pociąg zatrzyma się w szczerym polu i gdy nie ma otwieranych okien nie mogę w nim wytrzymać ponieważ, gdy się zatnie nie będę miała czym oddychać ani jak się wydostać zdaje sobie sprawę, że szanse są niewielkie a nawet mniejsze, ale gdy jest sytuacja taka że np pociąg zatrzyma się od razu bije mi serce i wpadam w panikę, przykładów mogę podawać mnóstwo.Wiem że gdy ktoś posiada jakąś fobię myśli w jej aspekcie irracjonalnie a niektóre rzeczy osobie zdrowej ciężko jest to pojąć umysłem, ale czy w moim przypadku nie podchodzi to pod jakąś paranoje?lekką schizofrenię?zwłaszcza że mam/miałam wcześniej opisane problemy ze zdrowiem. Przecież prawdopodobieństwo, że ktoś mnie gdzieś zamknie, zacięcie drzwi mieszkaniowych ,windy czy pociągu jest niewielkie... może powinnam chodzić do tych lekarzy do skutku...