natalia93 pisze: ↑8 sierpnia 2019, o 13:56
Najlepsze jest to że przecież ja chcę żeby było dobrze i chce wrócić do takiego spokoju psychicznego jak dawniej. A tak się wszystko posypalo.
Mi to przyszło (to znaczy dalej przychodzi) z trudem (tzn. nie o związek i wątpliwości w niego chodziło), ale zasada jest ta sama. Odpuściłem temat. Zaczęło mi wisieć, że chce wrócić do spokoju psychicznego jak dawniej, żeby było dobrze.
Oczywiście zaraz pojawił się natręt, że toczę się w jakąś nicość, na której końcu jest tylko deprecha/marazm/zawiecha/zgorzknienie.
I wiesz co?
Nico!
Stało się właśnie tyle. Nic! Dziś na przykład, jak zaczęła się tęga egzystencjonalna rozkmina w mojej głowie, to aż się zaśmiałem pod nosem

Pierwszy raz coś takiego miałem, od kiedy żyję z tym gównem

Dobrze, ze obok mnie był tylko mój dwutygodniowy syn, bo żona by pomyślała, że pierdolnięty do reszty
