Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

nerwica a wsparcie innych oraz zmiany w sobie

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1858
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

30 września 2016, o 22:07

Sluchajcie miałam dzisiaj ciezka rozmowę z mężem, w trakcie której padlo wiele przykrych slow... Nie jestem jeszcze w pełni odburzona, mam jeszcze niektóre objawy i czuje, ze nie jestem jeszcze w pełni sobą, problemy z koncentracja, takie momentami otępienie umyslowe. Dzis mąż powiedzial mi, ze nie jestem taka jak kiedys, ze jestem oschla, w złości powiedzial, ze jakby mnie spotkal dzis to by się za mną nie obejrzał... Co mnie bardzo zabolało....staram się go zrozumieć,bze jest zmęczony moja nerwica. Ale ja naprawde nie płacz mu co dzien w rękaw z tego powodu. Raczej zaciskam zęby i staram się szukac w sobie oparcia. Druga sprawa jest taka, ze przez zaburzenie zaczelam inne rzeczy widzieć z innej perspektywy. Terapia, ktora przerwalam i nie pomagala mi przy samym zaburzeniu dala mi tez większy horyzont myslowy, poszerzyl sie. Stad moje zachowania i reakcje sa momentami inne niż kiedys i ja to widzę na plus. Mam wrażenie, ze mój mąż ma z tym problem. Ze chciałby żebym ja w tych swoich reakcjach byla taka jak dawniej. A ja już nie potrafię. Podam przykład: Staram się teraz innych nie oceniać tylko wylapuje swoje odczucia względem innych osób. Dlaczego ktos wywołuje we mnie taka reakcje. Szukam odpowiedzi w sobie. Dlatego momentami mowie tez mężowi żeby innych nie oceniam, bo każdy jest inny a jego ocena wynika z jego własnej interpretacji. Mam wrażenie, ze on ma problem takie moje nowe zachowania zaakceptować. Ja z kolei czuje się z tym dobrze, bo jestem bliżej siebie. Czy ktos miał podobny problem? I czy to nie jest tak, ze ja sie zmieniam a mój mąż ma z tym problem? A mi się poszerzyl horyzont i ja juz nie potrafię patrzeć tak zero-jedynkowo na wszystko jak kiedyś.
Halina
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 1759
Rejestracja: 14 lipca 2016, o 20:09

30 września 2016, o 22:15

Olalala pisze:Sluchajcie miałam dzisiaj ciezka rozmowę z mężem, w trakcie której padlo wiele przykrych slow... Nie jestem jeszcze w pełni odburzona, mam jeszcze niektóre objawy i czuje, ze nie jestem jeszcze w pełni sobą, problemy z koncentracja, takie momentami otępienie umyslowe. Dzis mąż powiedzial mi, ze nie jestem taka jak kiedys, ze jestem oschla, w złości powiedzial, ze jakby mnie spotkal dzis to by się za mną nie obejrzał... Co mnie bardzo zabolało....staram się go zrozumieć,bze jest zmęczony moja nerwica. Ale ja naprawde nie płacz mu co dzien w rękaw z tego powodu. Raczej zaciskam zęby i staram się szukac w sobie oparcia. Druga sprawa jest taka, ze przez zaburzenie zaczelam inne rzeczy widzieć z innej perspektywy. Terapia, ktora przerwalam i nie pomagala mi przy samym zaburzeniu dala mi tez większy horyzont myslowy, poszerzyl sie. Stad moje zachowania i reakcje sa momentami inne niż kiedys i ja to widzę na plus. Mam wrażenie, ze mój mąż ma z tym problem. Ze chciałby żebym ja w tych swoich reakcjach byla taka jak dawniej. A ja już nie potrafię. Podam przykład: Staram się teraz innych nie oceniać tylko wylapuje swoje odczucia względem innych osób. Dlaczego ktos wywołuje we mnie taka reakcje. Szukam odpowiedzi w sobie. Dlatego momentami mowie tez mężowi żeby innych nie oceniam, bo każdy jest inny a jego ocena wynika z jego własnej interpretacji. Mam wrażenie, ze on ma problem takie moje nowe zachowania zaakceptować. Ja z kolei czuje się z tym dobrze, bo jestem bliżej siebie. Czy ktos miał podobny problem? I czy to nie jest tak, ze ja sie zmieniam a mój mąż ma z tym problem? A mi się poszerzyl horyzont i ja juz nie potrafię patrzeć tak zero-jedynkowo na wszystko jak kiedyś.
:friend:
Olalal ja mam identycznie, uwierz. Wydaje mi sie, ze dzieki pracy nad soba, wiele osiagnelam (pomimo, ze natrectwa trwaja) i ze niekiedy jestem ponad moim facetem i ponad innymi w niektorych pogladach i zachowaniach.
Duzo rzeczy przestalo mi sie podobac w zachowaniu mojego faceta, uwazam, ze ma wiele do zrobienia, jest infantylny, zamyka sie w sobie, nie ma sily w sobie, by dojrzec to i w jakis sposob rozwinac, zmienic, zrozumiec .......

Stwierdzilam, ze trudno; jA sie bede rozwijac, gdyz tego pragne i jesli powstanie miedzy nami zbyt duzo konflikt, to po prostu zastanowie sie, co dalej ...

Duzo mi dalo praktykowanie tej postawy przyjacielskiej (za co place natretami dzisiaj :)), i na przyklad dla mnie poproszenie kogos znajomego o pomoc bezintertesowna nie jest zadnym problemem. Przy czym moj facet twierdzi, ze nie bedzie nikogo o nic prosil i koniec ze woli polegac na sobie ... (chodzi np o przyjazd samochodem po nas czy cos takiego, banalne sprawy).

Duzo jest takich spraw, ktore mnie wkurzaja, gdyz uwazam ze szybko sobie z nimi poradzilam.
Np. dzisiaj jedna kobieta bardzo brzydko sie do mnie odniosla, tylko dlatego, iz ja poprzez napiecie i spiecie ciala naprawde nie bylam soba, zupelnie nie wiedzialam jak sie zachowac, a ona zapewne odebrala jako atak na nia. Jest nauczycielka tanca, dziecka, ktore pilnuje i zamiast wytmumaczyc co i jak, to si ena mnie spojrzala, zmierzyla i zlala. Pomyslalam, ze to ona ma problem a nie ja ....

Ja dzisiaj, nie ocenilabym kogos, ze na przyklad jakos niemilo sie cos mi zapytal. POwiedzialabym "dobra, ma zly dzien, ale to nie oznacza, ze ja jestem zla".
Tego mnie nauczylo forum.
Olalal mam kilka pytan do ciebie, moge tutajk pisac, chodzi o opuszczenie lekow... z ktorym sie zmagam?
Czekasz aż poczujesz się lepiej by zacząć żyć, zacznij żyć, by poczuć się lepiej (Ciasteczko)
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1858
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

30 września 2016, o 22:37

Tylko jak ja mam to teraz pogodzić? Mam wrażenie, ze pojawila się wątpliwość, ze się taka nie podobam mojemu mężowi. Tylko ja nie chce juz być dawna Ola, bo dawna Ola doprowadzila sie do nerwicy.

Halinka, jak Ci mogę pomoc w kwestii lekow?
Halina
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 1759
Rejestracja: 14 lipca 2016, o 20:09

1 października 2016, o 10:12

Olalala pisze:Tylko jak ja mam to teraz pogodzić? Mam wrażenie, ze pojawila się wątpliwość, ze się taka nie podobam mojemu mężowi. Tylko ja nie chce juz być dawna Ola, bo dawna Ola doprowadzila sie do nerwicy.

Halinka, jak Ci mogę pomoc w kwestii lekow?
Ola ja mam ten sam problem.
Otoz stwierdzam, ze nie mam ochoty stresowac sie konsenkwencjami podejscia mojego faceta do pewnwych spraw. Skoro sama ucze sie, by inaczej podejsc do danej sprawy, a on ciagle do niej podchodzi z bagazem lamentow,w narzekan i analiz, sory, ale moj mozg tez na tym cierpi. Nie wiem,c zy wies,z co mam na mysli, otoz: Marcin jest w szpitalu na rehabilitacji, po wstawieniu protezy biodra. Wiem, ze to bardzo stresujace wydarzenie dla niego. Ale coz przed pojsciem na operacje strasznie si eprzejmowal, ze nie dostanie sie na rehabilitacje do kliniki. Czesto mu mowilam "posluchaj, zobaczysz, damy rade, co bedzie to bedzie" Rezultat: Marcin jest dzisiaj w najlepszej klinice!
Podobna sytuacja: zapomniano mu wystawic zwolnienia lekarskiego, co moze przyniesc konsekwencje .... Telefoniczn arozmowa bardzo zle sie zkonczyla, bo on "Mowilem im, tym baranom glupim, mowilem jak mnie wiezli na noszach......" etc etc Ja: "Marcin, przestan roztrzasac, co bylo, co powiedziales, przestan, zastanow sie, co teraz jak to rozwiazac poprawnie, a nie marnuj energii na rozkminianie, co bylo wczoraj. Zapomnieli o zwolnieniu i juz."

Nie wiel Olala, uwierz mi, nie umiem ci poradzic, gdyz mam identyczny problem. To nie jest moj maz, ale bardzo mi na nim zalezy. Czy jednak warto byc z kims, kto nie przeszedl takiej drogi, jak ja, i jego reakcje dnia codziennego beda powodowac stres i napiecia u mnie ???? Skoro ja naucze sie z tym radzic ????

Daje sobie czas Ola. Zobacze, w jakim kierunku to sie rozwinie........ Stres zwiazany z operacja tez moze robic swoje.


W przypadku twego meza, sadze, ze w zlosci mozna powiedziec wiele przykrych slow i ze to nie byl on, jak wiesz, i wcale tak nie mysli. Moze warto przeczekac i wrocc do rozmowy nieco pozniej ?

Czy zajmowalas sie nim podczas nerwicy ? Ja zaniedbywalam Marcina :(
Czekasz aż poczujesz się lepiej by zacząć żyć, zacznij żyć, by poczuć się lepiej (Ciasteczko)
Euzebiusz
Zbanowany
Posty: 151
Rejestracja: 10 lipca 2016, o 15:50

1 października 2016, o 23:14

Osoba, która nigdy nie c horowala na zaburzenia lękowe nigdy nie zrozumie osoby z zaburzeniem, choćby nie wiem jak chciała. Ja sam miałem kiedyś przypadek nerwicy w rodzinie i zamiast pomóc się z tego śmiałem. Jak widać karma wraca.
"These bones may be broken, but the spirit can't die"
Wiolka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 29
Rejestracja: 29 września 2016, o 21:41

1 października 2016, o 23:26

A najgorzej jak ktoś mówi weź się w garść ! Ja ostatnio opowiadałam swojej b. dobrej koleżance(sama mnie o to prosiła)o nocnych jazdach stwierdziła,że udana jestem...szkoda mi się jej zrobiło.i czasami myślę ,że nerwica dopada ludzi "wybranych".tych co sobie z nią poradzą .prędzej czy później
Awatar użytkownika
myszusia
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 545
Rejestracja: 11 lutego 2016, o 13:10

2 października 2016, o 17:52

Ola przybij 5! Ja ostatnio tez z mężem mam różne jazdy. On kompletnie nic nie rozumie a ja juz nawet nie chce,żeby rozumiał ,bo na próżno się produkuje. Tez właśnie inne rzeczy postrzegam inaczej i potrafię w końcu otwarcie o tym mówić co mnie boli,co nie podoba sie itd. A on oczy jak 5 zloty ze zdziwienia.ha bo chyba myślał,ze do konca zycia będę cicho siedziala jak mysz pod miotla. No cóż. Ale nie ma co się przejmować grunt,ze my juz się lepiej czujemy z tym wszystkim a oni moze tez pukna sie w koncu w głowę i zaczną inaczej myśleć :)
" W życiu wygrywa tylko ten,kto pokonał samego siebie. Kto pokonał swój strach,swoje lenistwo,swoją nieśmiałość"
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1858
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

12 listopada 2016, o 21:51

myszusia pisze:Ola przybij 5! Ja ostatnio tez z mężem mam różne jazdy. On kompletnie nic nie rozumie a ja juz nawet nie chce,żeby rozumiał ,bo na próżno się produkuje. Tez właśnie inne rzeczy postrzegam inaczej i potrafię w końcu otwarcie o tym mówić co mnie boli,co nie podoba sie itd. A on oczy jak 5 zloty ze zdziwienia.ha bo chyba myślał,ze do konca zycia będę cicho siedziala jak mysz pod miotla. No cóż. Ale nie ma co się przejmować grunt,ze my juz się lepiej czujemy z tym wszystkim a oni moze tez pukna sie w koncu w głowę i zaczną inaczej myśleć :)
Myszusia jak tam u Ciebie? Ja mam wrażenie, ze cos jest nie tak w moim małżeństwie, ze nie czuje sie szczęśliwa :( nie wiem, zaczelam przez odburzanie inaczej patrzeć na pewne rzeczy, na życie. Denerwuje mnie mąż, który większość czasu przesiaduje przed komputerem w swoim pokoju, czuje sie jakas wyizolowana :( juz mu to wiele razy mówiłam, ale on jakos nie zwraca uwagi na to żeby razem pooglądać jakiś film, pójść razem na spacer. Ja wiem, ze on nie chce moze oglądać w tv tego co ja, ale ja serio czuje się wyizolowana. Malo rzeczy robimy razem. Jakos nie potrafię ostatnio znalezc w nim tego co kiedys sprawialo mi radość, szczęście, sama nie wiem jak to ująć... Brakuje mi takiego prawdziwego zainteresowania mną. Nawet ja k rozmawiamy o jego sprawach to ja sie angażuje swoja osoba, gdy ja mowie o czymś ważnym dla mnie to czasami jest cisza albo "aha" i tyle. Nie wiem, tak patrzę na jego rodziców i ojca, który 90% czasu milczy i tak sie zastanawiam, ze może gdzies popelnilam blad :( Moze noie dobraliśmy sie charakterami? Tylko czemu kiedys tego nie widziałam i bylo ok, a teraz tak mnie to drażni i czuje taki rozjazd? Ehhhh.....

-- 12 listopada 2016, o 21:51 --
Chyba, ze to jakiś slabszy okres i trzeba go jakos przepracować. W końcu nikt nie obiecywał, ze będzie łatwo...
aeiouy13
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 32
Rejestracja: 26 października 2016, o 09:06

12 listopada 2016, o 22:06

Hmmm.
Ja dlugo zastanawialam sie czy powiedzieć mężowi o swoich odczuciach. Jak opisać Mu moj ból. Ból ciala. Bol psychiki. Zdecydowalam, ze powiem. Na sercu najbardziej lezaly mi zle mysli dotyczące skrzywdzenia Naszego syna. Powiedzialam. W odpowiedzi dostalam "Ty chyba jakas glupia jestes"... Na nic byly moje tlumaczenia. Ze wcale tego nie chce. Ze mnie moja glowa oklamuje. Skonczylo sie mega awantura. Nikt nie zrozumie co sie dzieje w czlowieku z nerwica poki sam jej nie doświadczy.
Wiolka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 29
Rejestracja: 29 września 2016, o 21:41

14 listopada 2016, o 01:21

Chciałabym wylać kilka rzeczy z siebie....nawet dokładnie nie pamiętam kiedy tak naprawdę dopadła mnie ta nerwica.Myślę,że u mnie był bardzo poddatny grunt od dzieciństwa.Jako dziecko byłam bardzo grzeczna,robiłam tak jak inni mi kazali ,bo nie chciałam nikomu sprawiać przykrości.Jako nastolatka wraz z okresem buntu zaczęło się to zmieniać ale nie na tyle żebym sprawiała kłopoty tylko zaczęłam mieć swoje zdanie.Poszłam do liceum takiego jak ja chciałam,do studium wybranego przezemnie no i wyszłam za mąż popełniając mezalians ale z miłości.Wyprowadziłam się z wielkiego miasta do małej osady co wsią się nazywa,.Wszyscy oprócz mojej mamy bardzo byli zniesmaczeni.Ja szczęśliwa.Po 6 latach cudownych zdecydowaliśmy się na dziecko.A tu los sprawił nam niespodziankę i urodziłam bliźniaki -parkę.I po trzech latach czar prysł a wdarła sie nerwica.Pierwszy atak paniki,okropność!!!!wtedy umarłam po raz pierwszy no i kolejno umierałam sukcesywnie co jakiś czas na różne choroby.Ponieważ jestem pielęgniarką coś mi nie grało.badania ok,poprawa następowała.Zapytałam się znajomej psychiatry a ona mi na to :że to nerwica i jak zdam sobie z tego sprawę to będzie to połowa sukcesu.Uwierzyłam jej .Co nie znaczy,że mnie już problem nie dotyczył.ale jakoś minęło .Potem było pięć lat w ciszy i spokoju.No i znów mnie dopadła ze zdwojoną siłą.czytałam ,szukałam i trafiłam tu.jetem na etapie odburzania wg waszego przepisu i tu znalazłam to co jest mi potrzebne..wasze historie ,doświadczenie i dobrze pojęty luz.dziękuję .
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

15 listopada 2016, o 08:43

Po prostu za pierwszym razem słowa lekarki dotarły do emocji i po czasie uspokoiło zaburzenie. W sumie właśnie to może Cie samą przekonać do tego, że na ten cały stan emocjonalny wpłynąć można :)
Inną kwestią jest czemu przyszła ponownie, jakie wydarzenia się do tego przyczyniły, czy są one naprostowane itp.
Fajnie, ze jesteś i dasz radę :D
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Wiolka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 29
Rejestracja: 29 września 2016, o 21:41

16 listopada 2016, o 23:22

Bardzo dziękuję za odp.Ostatnio mam taką dziwną potrzebę akceptacji",dopraszam" się zauważenia i męczy mnie to.Męża i dzieci się wypytuję czy np.obiad smakował,jakbym jakaś niedowartościowana była ale sprowadza to się do jednego -czy dam radę?czy nie wypadłam z obiegu normalnego życia?,czy ktoś widzi że walczę i staram się?Bo tak naprawdę to tak do końca nie uwierzyłam ,że można się odburzyć.Tak zupełnie.Że "to "będzie na mnie czychać.Że raz już wróciło -i tak masz rację Victor przyczyniły się do tego różne złe wydarzenia a przedewszystkim jedno najgorsze.Tą życiową moją sielankę przerwała choroba mojego syna i jego silne ataki epilepsji podczas których zupełnie byłam bezradna.I teraz ciągnie się obawa jak dalej z jego życiem,czy da radę w pełni cieszyć się z tego życia.No i ja czy uda mi się z takim obciążeniem odburzyć,.czy odburzenie to jest tylko na jakiś czas określony? Tak jak alkoholik się zaleczy a nie wyleczy?I czy jakbym już stoczyła tą walkę i się odburzyła to zawsze będę już obciażona powrotem nerwicy?Czy wzmocni mnie to ,że pomimo mojej troski o syna dla niego będę się trzymała w odburzeniu na które tak czekam i nad którym pracuję?
madzinek
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 6
Rejestracja: 16 listopada 2016, o 09:01

17 listopada 2016, o 09:56

Witam,to mój pierwszy post.Cieszę się że tu trafiłam,jestem świeżo po przesłuchaniach audycji na you tubie-wiele zrozumiałam i zamierzam walczyć :) Myśli lękowe nawiedzają mnie od bardzo dawna zaczęło się od mojej choroby-nadczynność tarczycy-bardzo często mdlałam w jej początkach z racji przyspieszonej akcji serca to nie była jeszcze wtedy nerwica,ale myślę że to dało jej początek a mianowicie że zemdleć mogę wszędzie.I tak przez wiele lat raz lepiej raz gorzej gdy pojawił się lęk np.w autobusie,szkole ,kościele pomagała mi myśl że mam przy sobie validol i lęk,uczucie słabości mijało.Był nawet taki czas że przestałam nosić tabletki przy sobie i cieszyłam sie bardzo że to wszystko minęło.Az do teraz wróciło ze zwiększoną siłą i przypomniało o sobie.W kwietniu moje 9-letnie dziecko dostało ataku panicznego lęku że się dusi(jest astmatykiem od 8lat więc wiedziałam jak działać)sterydy nie pomogły wezwałam karetkę w szpitalu okazało się że wszystko w porządku.Na drugi dzień kolejny atak duszności jakoś nad nim zapanowaliśmy ale nikomu nie życzę widzieć swojego dziecka w takim stanie i jeszcze nie móc mu pomóc.Od tamtej pory spokój chodzimy do psychologa syn,w między czasie wyszło że z tarczycą też jest coś na rzeczy.Obawiam się jednak tej nerwicy także u niego i to mnie załamuje bo jak takie dziecko ma sobie poradzić skoro my dorośli mamy problem.Wracając do siebie-wydaję mi się że wszędzie jest mi słabo i zaraz zemdleję a co najgorsze mój mąż nie do końca to rozumie,ostatnio robił mi wyrzuty że siedzę zdołowana,nie chcę oglądać z nim filmu-"przecież jestem w domu-czego ty się boisz"to usłyszałam widać nie dotarły do niego moje słowa starające się wytłumaczyć mój stan.Najgorsze są myśli szczególnie gdy mam gdzieś jechać,iść na wywiadówkę "wierci "mnie w brzuchu od rana jak przed dentystą.Są dni że boję się iść po syna do szkoły w obawie że zemdleję przy nim na ulicy.Dodam jeszcze że nie pracuję(częste choroby syna uniemożliwiają mi to) i siedzenie w domu samej to nic dobrego w tym stanie-wiem,są oczywiście i lepsze dni kiedy odzyskuję wiarę że dam radę :D Wiem co muszę zrobić włączyć tryb wojownika i zaakceptować ten mój stan "słabości"i w nim wytrwać :grr: do tej pory starałam się przerywać stan lękowy gdy było mi zle i ratować się myślą że zawsze mogę wyjść np.z kościoła choć nigdy nie wyszłam,zaczynałam też nieraz kaszleć aby tylko coś zrobić by minął.Myślę że instynktownie w jakiś podejmowałam tę walkę nie wiedząc jeszcze o akceptacji lęku bo starałam się jak mogłam by jednak nie wziąć validolu ściskając go w ręku.Najgorsze jest to bym uwierzyła że nie zemdleje i co głupie ja nie obawiam się o swoje zdrowie bo przecież tysiącu ludziom zdarza się zasłabnąć,ale o to całe zamieszanie,gapienie się na mnie i nie daj boże wzywanie karetki.Wiem że jest to bardzo często zadawane pytanie w internecie-czy można zemdleć w ataku panicznym lęku,często mówi się nawet zemdlał ze strachu i wiem że tu leży klucz do mojego wycofywania się z nerwicy.Proszę o odp.ludzi z podobnym lękiem takie rozmowy dodadzą mi odwagi :)
ODPOWIEDZ