Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica - moja historia

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
Awatar użytkownika
Yayatoure
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 266
Rejestracja: 12 lutego 2014, o 15:29

1 kwietnia 2016, o 10:38

Przyszedł taki czas, że muszę się wypisać, a to wypisanie ma posłużyć w przełamywaniu się. Wychowywałem się w małej miejscowości, gdzie więcej było zakazów niż przyzwoleń. Rodzina tradycyjna, bez patologii, chociaż ojciec był porywczy po alko. Odkąd pamiętam to wszystko przeżywałem, czy to w domu, czy w szkole. Byłem całkiem bystry i chyba nawet do teraz mi część tego została, więc ciągle mnie wypychali do konkursów, przedstawień itp. a je w sobie to przeżywałem. Dla rodziców byłem także "nadzieją", więc było zawsze przecież Ty musisz, nie możesz robić tego, zachować się w ten sposób. I tak sobie żyłem. Szkoła podstawowa, liceum to czas raczej spokojny, ale każdy problem był dzielony na czworo i w większości czarne scenariusze - teraz z perspektywy czasu jakbym widział swoją matkę, która także jakieś nerwicowe historie miała / ma. Studia w dużym mieści i to na jednym z najbardziej obleganych kierunków, duże obciążenie nauką, ale jakoś szło. Potem poznałem moją obecną żoną, zaczęło się planowanie przyszłości, decyzje o ślubie, w międzyczasie problemy z obroną pracy mgr i dużo pracy zawodowej i mnie trafiło - równo 10 lat temu. Lęk, strach przed zwariowaniem. Kilka miesięcy, wyprostowanie spraw, ułożenie sobie w głowie i przeszło w zapomnienie. W międzyczasie ślub, otwarcie firmy (duży stres na początku) i żyłem sobie bardzo dobrze. Jakieś 2 lata temu zawirowania w firmie, zwolnienia pracowników i okazało się, że robota mnie przerosła, a firma się rozrastała. Trzepnęło mnie chyba w listopadzie 2013 r. i to mocno. W pierwszej fazie myślenie o zawale, wylewie, potem schiza, problemy ze spaniem, jedzeniem (plus taki, że ładnie schudłem :) ). Udałem się do psychologa i trafiłem na to forum. Czytanie, czytanie, rozmowy i jakoś ułożyłem sobie w głowie, ale chyba od tamtego momentu zaburzenie mi towarzyszy, w mniejszym większym nasileniu. Głównie spinam się na to, że mi nie mija, wiem gdzie popełniam błędy, że dobrze podchodzę do nerwicy, ale nie zmieniam podejścia do tego co mi nerwicę wywołuje tj. stres związany z pracą, chęć robienia wszystkiego perfekcyjnie i że to ja zawsze mam racje i musi być jak ja chcę, trudno mi ustąpić choćby na krok, a to znowu przekłada się na relacje z najbliższymi. Trudno teraz cieszyć się życiem i to mnie frustruje, wiem wiem że tak nie powinienem, ale Wy pewnie też tak macie lub czego życzę mieliście.

Dzisiaj przyszedł taki dzień, że znudziło mi się tkwienie w tym i ten wpis traktuję, jako początek PRAWDZIWEJ rozprawy z nerwicą, nie taką półśrodkami, ale na maksa, nie tylko do pierwszego polepszenia, ale całościowo. Traktuję tą nerwicę jako dopust Boży, żeby się zmienić, przewartościować to co ma się liczyć itp.

Mam nadzieję, że za jakiś czas napiszę że już po wszystkim.
kucyki46
Gość

1 kwietnia 2016, o 12:17

Mam podobny obraz historii, z tym, że wychowałem się w rozbitej rodzinie i bez takiego 'bata' nad głową, jednak wpajano mi zawsze, że żyje się by odnieść sukces. I nawet mi się to podobało! Otoczony wszelką chwałą, jako prymus we wszystkim, płynałem na fali, a że fala zbiera wszystko co napotka na drodze, zawsze było przy mnie wielu 'przyjaciół' :). Podobno jak brak ojca, to Bóg czuwa. I myslę, że nade mną czuwa. Dopadła mnie cięzka, przewlekła choroba. Nagle los się odwrócił . I wtedy! - zobaczyłem, że wartości, które mi przyświecały nie są prawdziwymi, jakie prowadzą do szczęscia. Prawdziwego. Nie brakowało mi sukcesów. Może po prostu osiągnałem już wszystko co było i to dlatego :). Nie wiadomo. A tak poważnie - ludzi zabrakło i to mnie zasmuciło. Potem jeszcze kolejne przykre wydarzenia i rozpoczeła się nerwica lękowa, a potem depresja. Z czasem pogodziłem się z chorobą. Z resztą, okazało się, że po szpitalach poznałem jakoś tak milsze osoby, niż te które były obok, wczesniej.
Światopogląd zmienił się o 360 stopni. Przestałem zabiegać o podziw i tym podobne pierdoły. Dostosowywać się do "systemu". Dzieki temu skumulowałem energię w sobie. Rzuciłem tradycyjne leczenie, gdy zmęczyło mnie wysłuchiwanie, że "to choroba nieuleczalna". Zobojętniało mi i już się bałem śmierci (teraz wiem, że błogosławieństwem jest wstąpić do piekła za życia i stracić wszystko, inaczej trudno doceniać WSZYSTKO). Stałem się dla siebie sterem, żeglarzem, okrętem, choć byłem pod kreską i zdawałem sobie sprawę, że są tylko dwa wyjścia - zginąć marnie lub przetrwać. Choć jak wiekszość Polaków, byłem zawsze 'katolikiem', wtedy zwróciłem się rzeczywiście do Boga, bo jak wiadomo "gdy trwoga, to do Boga". Stopniowo doznałem oświecenia w kwestii zdrowia, odżywiania, ziołolecznictwa (CIEKAWOSTKA - sok z brzozy - ELIKSIR ŻYCIA sprzedają po 35 zł za L rozcieńczony! W następnym tygodniu(to już czas), zakładam butelki na gałązki i samo spłynie, coś jak manna z nieba :) ), albo po prostu studiowałem to. Pierwszy raz rzeczywiście studiowałem i przekonałem się, że prawdziwe studia to takie, które wynikają z potrzeby serca. Miałem już WSPARCIE wczesniej wspomnianych, życzliwych osób(uważam, że to Bóg je zsyła, kiedy trzeba, bo działy się nieprawdopodobne rzeczy). Z czasem doszło do całkowitej remisji. Zaszedłem na oddział gdzie wczesniej całe lata się leczyłem i po miłej rozmowie z Panią ordynator, którą zawsze lubiłem, dowiedziałem się, że "ona by chciała aby wszyscy mieli świadomość odpowiedzialności za siebie i swoje zdrowie, a nie tylko bazowali na medycynie" :). Rzuciłem systemowe studia, bo wydały mi się stratą czasu. Poznałem dziewczynę i innych ludzi, którzy mi pokazali inne sposoby na życie i w ten sposób nauczyłem się czym jest prawdziwa miłość i wolnosć. To wszystko. Warto jest mieć świadomość, że nie istnieją osoby całkiem odburzone i zaburzone, bo ZABURZENIE w istocie jest tylko iluzją, więc może pęknąć w kazdej chwili, jak bańka mydlana, a ideały nie istnieją wśród ludzi. Warto też nie rozczulać się zbyt przesadnie nad sobą, oczekując samych "pogodnych" dni, bo w naturze słońce też nie świeci przez 366 dni w roku. Pomyślnych wiatrów w żagle YAYA TOURE!! (jestem kibicem Interu i mam nadzieje, że on niedługo zawita na San Siro) :)

-- 1 kwietnia 2016, o 11:17 --
https://www.youtube.com/watch?v=XAwEqU2oACY
Awatar użytkownika
Yayatoure
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 266
Rejestracja: 12 lutego 2014, o 15:29

1 kwietnia 2016, o 12:52

Dzięki za wpis :) Fajnie że tak Ci się potoczyło i ułożyło. U mnie też tak będzie, bo przecież ja nic nie MUSZĘ, a MOGĘ wszystko :) Do tej pory moim ograniczeniem było muszę: być najlepszym, zrobić coś dobrze, mieć dobre oceny, dobrą opinię itp., a na ch...j mnie to :DD

Dobrego dnia. W kwestii przejścia do Interu to może się uda bo z włoskich to mój ulubiony :)
Awatar użytkownika
Jerry
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 835
Rejestracja: 14 stycznia 2015, o 17:12

1 kwietnia 2016, o 18:03

Yaya, nie musisz zmieniać się aż tak bardzo :) Po prostu naucz się mówić dosyć. Jesteś dobry w tym co robisz i to przynosi Ci wymierne profity. Korzystaj z tego. Perfekcjonizm i pracoholizm sprawiają, że poświęcamy się czemuś, co nie daje nam wymiernej nagrody duchowej. Dostajemy poklask i/lub pieniądze, a wewnątrz nas jest często pustka. Masz firmę więc zorganizuj ją tak, żeby nie wymagała od Ciebie 12 czy 16 godzin pracy. Niech inni pracują dla Ciebie. Może zostanie Ci mniej pieniędzy, ale zyskasz czas na przyjemności. Wiem, że to tak łatwo się mówi - też mam problem z przekazywaniem innym swoich kompetencji w pracy (bo przecież nikt nie zrobi czegoś tam lepiej... :D) czy nawet w domu (bo przecież pietruszkę kroi się o tak... rozmawialiśmy o tym). Ale jakoś to idzie. Czasem lepiej odpuścić, wyjść, wyjechać. Myślałeś żeby częściej robić sobie wakacje? Wyjechać choćby na tydzień do ciepłego, słonecznego miejsca. Albo w góry, albo do lasu. Do miejsca, gdzie nie będą Cię męczyły maile, telefony, sprawy, których jak Ty nie załatwisz to nikt nie załatwi... Dasz radę. Tylko porzuć kontrolę. Bądź sobą, ale bądź też dla siebie łaskawy.
Nowa dostawa kozich racic z hodowli ekologicznej na Podkarpaciu. Kilogram świeżych, całych - 19 zł/kg. Kilogram świeżych, drobno mielonych - 23 zł/kg.
Pamiętajcie, że najlepsze na nerwice są z koziołka racice!
Moczymy je 2 dni w wodzie lub mleku, mieszamy z miodem i cytryną, a następnie pałaszujemy (1-2 kilogramy dziennie). Nerwica przechodzi po tygodniu, depresja po dwóch.
Zapraszam do składania zamówień.
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1858
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

1 kwietnia 2016, o 20:34

kucyki, pięknie to napisałeś. Szczególnie to zdanie utkwiło mi w głowie:

"teraz wiem, że błogosławieństwem jest wstąpić do piekła za życia i stracić wszystko, inaczej trudno doceniać WSZYSTKO"

To w sumie tak jak z nerwicą. Ona praktycznie odbiera wszystko, bo niby się żyje, ale jest się jakby martwym za życia. Ale jak się już wyjdzie z tej iluzji to zaczyna inaczej widzieć się świat. Dopiero wtedy dociera do człowieka jak błahymi sprawami dawał się manipulować. Jak zabiegał o poklask, podziw - to, co pisałeś. I tak naprawdę marnował energię na to. A życie uciekało gdzieś przez palce.

Myślę, że to jest właśnie to co piszą ludzie odburzeni - że nerwica zmienia człowieka i to na lepsze. Na lepsze podejście do życia i ludzi, a przede wszystkim siebie samego.

Gratuluje Ci takich odkryć po tylu przejściach.
Awatar użytkownika
Yayatoure
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 266
Rejestracja: 12 lutego 2014, o 15:29

13 kwietnia 2016, o 08:43

Jerry masz pełną rację i ja jestem tego świadomy. U mnie praca, a raczej mój stosunek do niej i do tego co mam na głowie jest stresorem i jedynym wyjściem jest akceptacja tego i nie walczenie z tym. Cały weekend z dziećmi i żoną na spacerach, bieganiu spowodował, że nerwiczka zeszła do podziemi :) Ważne, aby wykorzystać to do zmiany podejścia i myślenia, i tego się trzymam i trzymać zamierzam.

Trzeba zdać sobie sprawę, że problemy są do rozwiązywania, a nie do snucia scenariuszy.

-- 13 kwietnia 2016, o 07:43 --
Po kilkunastu dniach względnego spokoju, ale w dalszym ciągu z nerwicą dzisiaj mała obsuwa. Jak to bywa w nerwicy problemy z pamięcią i koncentracją (zapomniałem, że wypłaciłem pieniądze z bankomatu i pytałem żonę czy ktoś mi włożył do portfela) i zacząłem sprawdzać się, czy pamiętam, przypominać sobie i oczywiście jak czegoś nie mogłem sobie przypomnieć to lęk narastał. Od wczoraj głowa splątana, a dzisiaj miałem przed przedszkolem pojachać z córką na stację benzynową i przez to moje skoncentrowanie na nerwicy zapomniałem i znowu spina, że może jakiś Allzhaimer, na szczęście przypomniałem sobie, że tak już miałem i że to mija jak skupię się na tu i teraz, ale to pokazało mi ponownie jak przebiegła jest ta franca, jak potrafi podpuścić w różnych kwestiach :)
kucyki46
Gość

13 kwietnia 2016, o 11:26

Yayatoure pisze:na szczęście przypomniałem sobie, że tak już miałem i że to mija jak skupię się na tu i teraz, ale to pokazało mi ponownie jak przebiegła jest ta franca, jak potrafi podpuścić w różnych kwestiach :)
Tu fajnie Strzelec kiedyś napisał, że co mu daje satysfakcję, że stara się teraz skupić na innych zaś, nie na sobie, bo przecież robił to już przez tyle lat :)
Rzeczywiście w nerwicy to skanowanie siebie, non stop walka, strach o swoje życie. A przecież to życie dla samego przetrwania, gdy nic nie przeżywamy, nie wykorzystujemy, by się cieszyć, z innymi, to wtedy własnie staje się byle jakie, nie? :) (jednak Real, kibicuję Zizou w tej edycji :) )
Awatar użytkownika
N-e-r-w-u-s
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 891
Rejestracja: 28 lutego 2014, o 17:36

5 maja 2016, o 23:32

Andrzej, zawsze po burzy wychodzi słońće jak to mówią, też jestem tej nadziei i też musisz jakoś sobie poukłądać wszystko aby te słońće wyszło, praca Twoja jest stresująca a to się odbija pozniej :) Wiec trzeba jakoś akceptować chociaż trochę wszystko i sie nie dobjac...
Rzadko tu bywam dopiero przeczytałem Twój post i napisałem dopiero :)
Obgadamy sobie ten temat przy okazji i przy piwku, współpracujemy przecież poza forum :)
;witajka W chwili obecnej bardzo rzadko zaglądam na forum z powodów osobistych. Co za tym idzie brakiem czasu.... Na PW w miarę możliwości odpowiem ;)
Awatar użytkownika
Yayatoure
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 266
Rejestracja: 12 lutego 2014, o 15:29

25 sierpnia 2016, o 09:06

Dawno nie pisałem, więc coś naskrobię. Cały czas tkwię w tej mojej nerwicy. Teoretycznie wszystko wiem, ale dalej scanowanie występuje. Ze względu na pracę nie bardzo mam czas na lekturę, słuchanie i się męczę. Męczę też rodzinę głównie żonę, która martwi się że nie mija. Wiem, że można się tego pozbyć i żyć jak dawniej, ale mnie się na ten moment nie udaje. Albo złe metody, albo materia oporna. Chyba ten mój perfekcjonizm jest dużym problemem, bo nawet odburzyć chciałbym się perfekcyjnie :) Najgorsze teraz jest takie poczucie wewnętrznego drżenie. Frustruję się, patrząc jak życie mija, a ja się babram w tych moich myślach i stanach lękowych. Ale widocznie Ktoś chciał abym się przez to przebijał i jakiś cel w tym ma być, więc trzeba się ogarnąć i robić swoje :)
era49
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 379
Rejestracja: 23 maja 2015, o 20:05

25 sierpnia 2016, o 10:00

Skoro tkwisz w nerwicy to dlaczego masz niebieski kolor?
Awatar użytkownika
Yayatoure
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 266
Rejestracja: 12 lutego 2014, o 15:29

25 sierpnia 2016, o 10:02

Bo pozbyłem się jej na pewien czas - około 2 lat. Dlatego napisałem, że teoretycznie jestem dobrze przygotowany do walki, ale wdrażanie przychodzi mi z trudem :)
era49
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 379
Rejestracja: 23 maja 2015, o 20:05

25 sierpnia 2016, o 10:40

Teoria a praktyka to dwie rôzne rzeczy.W jaki sposób pozbyłes się jej na dwa lata?.Byłam przekonana ze z tego z stanu wychodzi się na zawsze nie na jakiś czas.Nadal tak myslę :D
Awatar użytkownika
Yayatoure
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 266
Rejestracja: 12 lutego 2014, o 15:29

25 sierpnia 2016, o 11:47

Wychodzi się, jeśli nie popełnia się tych samych błędów co przed zaburzeniem. Ja jak się wyciągnąłem na powierzchnię, to zacząłem robić to samo co wpędziło mnie w zaburzenie :) Tak jak piszą chłopaki odburzenie, to poznanie siebie i zwalczenie tego co w nas złe. negatywne, a jak się tego pozbędziemy trwale to i odburzenie będzie trwałe.
era49
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 379
Rejestracja: 23 maja 2015, o 20:05

25 sierpnia 2016, o 12:33

Więc do roboty!Wychodzenie z nerwic to zmiana zachowań i sposobu myślenia.Wiesz o tym, to skąd ten lęk i przerazenie ze to znowu jest?Olej to i ignoruj :D
Awatar użytkownika
schanis22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2199
Rejestracja: 17 września 2015, o 00:28

25 sierpnia 2016, o 19:49

Yayatoure pisze:Dawno nie pisałem, więc coś naskrobię. Cały czas tkwię w tej mojej nerwicy. Teoretycznie wszystko wiem, ale dalej scanowanie występuje. Ze względu na pracę nie bardzo mam czas na lekturę, słuchanie i się męczę. Męczę też rodzinę głównie żonę, która martwi się że nie mija. Wiem, że można się tego pozbyć i żyć jak dawniej, ale mnie się na ten moment nie udaje. Albo złe metody, albo materia oporna. Chyba ten mój perfekcjonizm jest dużym problemem, bo nawet odburzyć chciałbym się perfekcyjnie :) Najgorsze teraz jest takie poczucie wewnętrznego drżenie. Frustruję się, patrząc jak życie mija, a ja się babram w tych moich myślach i stanach lękowych. Ale widocznie Ktoś chciał abym się przez to przebijał i jakiś cel w tym ma być, więc trzeba się ogarnąć i robić swoje :)
Yayatoure ja jestem taka jak Ty, i dokładnie to samo napisłam kiedyś , jestem tak perfekcyjna że wyjdę perfekcyjnie z zaburzenia , przecież całe życie byłam najlepsza w pracy... w szkole , to dlaczego nie miałabym wyjść też szybko z nerwicy jako ta najlepsza , durne myślenie . Ja na dzień dzisiejszy zaakceptowałam swój stan niech trwa a ja będę żyła swoim życiem, i cieszę się że z każdego mąłego kroczku w odburzaniu tzn udaję że się cieszę , bo z moim perfekcjonizmem to już dawno powinno być po zaburzeniu :D
W zdrowym ciele zdrowy duch , zdrowa głowa zdrowy brzuch.
Nerwica jest małą ściemniarą francą , wróblicą cwaniarą . Plącze nam nogi i mówi idż ! Wkręceni w zgubną nić .
Świata nie naprawisz - napraw siebie .
ODPOWIEDZ