Usiłujesz być perfekcjonistą, chcesz być idealny i robić wszystko idealnie, a to nie ma sensu, bo nie jesteś robotem.
Rzeczy spontanicznie częściej wychodzą lepiej niż te, które są tak niby zaplanowane, wyważone, wymierzone, bo te całe ceremonie wokół idealności tylko spinają Cię i nie pozwalają Ci w pełni wykorzystać swojego potencjału. Narzuciłeś na siebie jakieś zasady idealności, a tak na prawdę one są niepotrzebne do tego, by być w czymś obiektywnie dobrym.
Zastanów się czy to jest tak na prawdę ważne, żeby robić rzeczy idealnie, czy żeby czuć, że się robi dobrą robotę. Zamiast zastanawiać się nad każdym słówkiem, przyciskaniem klawiszy w wyważony sposób i sprawdzaniem wszystkich haseł, zastanów się nad tym jak ogólnie idzie ci uczenie, granie na instrumencie, czy nawet rozwiązywanie krzyżówek. Jeśli coś uznasz za wykonane nie idealnie po drodze, to czy świat się skończy? Czy ogólny efekt jest całkowicie do kitu?
Patrz na szerszy kontekst, a nie na drobnostki, bo zgubisz cel w tych pierdołach. Jednym ze sposobów walki z perfekcjonizmem jest celowe robienie małych niedociągnięć i zauważanie, że świat się z ich powodu nie kończy. Bo nie kończy, tylko musisz poeksperymentować w praktyce i wyciągnąć z tego wnioski.
