Draxtie pisze:Cześć

Chwilę się zastanawiałam w którym wątku to napisać, wybrałam ten, ale jeśli się pomyliłam to z góry przepraszam

Mam wątpliwości odnośnie moich sposobów na radzenie sobie z nerwicą i moim zdaniem agorafobią i fobia społeczną. Zostałam zdiagnozowana , ale nie chodzę na żadną terapię, staram się z tym walczyć sama. Nie biorę też leków, moja mieszanka na wyjścia to kubeł melisy i 3 tabletki kalms

Dzisiaj znowu wyszłam na dość długo i dość daleko. Dziwi mnie to , że na początku jest ok, radzę sobie, a wszystko przypomina mi etap sprzed tego całego zamieszania, jest prawie normalnie. Po godzinie zaczynają się schody. Ogólnie miałam zamiar zemdleć dzisiaj z 50 razy, zawroty głowy, trzęsące się łapki w sklepach itp pakiet premium jeśli chodzi o objawy. Mówię sobie w takich chwilach ,,no i dobra, no i ch*j, zemdleje/zwymiotuje no trudno'' wracam do domu to przekonuję siebie , że nie było tak źle , to był normalny wypad po prostu z paroma atrakcjami itd., ale to trwa już długo, od 5 miesięcy nie widzę większej poprawy. I tak mnie to cieszy, bo rok temu nie mogłam wyjść na klatkę nawet, ale no mam masę wątpliwości, że coś robię nie tak, gdzieś popełniam błąd. Mam wrażenie , że każdego dnia wszystko się resetuje i nic się nie zapisuje z tego poprzedniego.
Ktoś z was miał coś takiego? Będę wdzięczna za każdą odpowiedź/ poradę , a tak poza tym, życzę miłego weekendu wszystkim
-- 24 lutego 2017, o 20:26 --
Dodam jeszcze, że podczas ataków staram się już nie uciekać i nie skradać po kątach niczym Hitman, tylko przymuszam się do przejścia bardziej zaludnioną drogą, próbując się przy tym uspokoić itp i może to jest złe podejście. Próbuję też nawiązywać kontakt z obcymi dla mnie ludźmi, umiechnąć się , zagadać. Czasem mi to wszystko wychodzi i czuję się świetnie , a czasem jak idiotka kiedy zaczyna plątać mi się język lub ręce mi się trzęsą.
Draxtie ja akurat tak silnej agorafobii nie miałem, ale odpiszę.
Po pierwsze gratuluję ogromnych postępów, z obawy przed wyjściem na klatkę do dalszych wypadów w miasto to jest ogromny sukces. Dobrze, że to też doceniasz
Powiem masz bardzo dobre podejście do tego i tak dalej działaj.
Wydaje mi się, że utknęłaś w tym punkcie, gdyż widząc wcześniejsze postępy za bardzo obecnie chcesz żeby to zniknęło całkowicie, żeby te objawy wreszcie się nie pojawiały już na dalszej trasie. Żaby w końcu było normalnie cały czas. Masz dalej presję czasową, że to coś złego, że po 5 miesiącach dalej po jakimś czasie po wyjściu znów czujesz objawy. Traktujesz to jak coś złego na poziomie emocjonalnym. Wtedy nerwica to wyłapuje i cały czas Cię tym straszy w danym momencie.
Mam tylko takie podejrzenia, że gdy jesteś dalej i jest jak napisałaś w miarę normalnie, to zastanawiasz się, czy za chwilę się to nie skończy, czy przypadkiem znów to Cię nie dopadnie. A gdy w końcu dopada( tu nie ma przypadku) to masz bardzo dobre podejście do tego, tylko że lekcja na poziomie emocjonalnym, że Ty się tego bałaś zostaje zapisana i powtórzona na kolejnym spacerze, gdy przyjdzie odpowiedni moment. Stąd te wrażenie resetowania.
Wydaje mi się, że do końca nie pozwalasz sobie jeszcze na to by trzęsące się ręce w sklepie, zaplątana gadka, czy uczucie omdlenia Ci się zdarzały. Wiesz że to nic groźnego, pozwól na to, że mogą one być kiedy chcą, że to nic takiego i niech sobie szaleją. Przyjmij je z uśmiechem, a nerwica nie będzie miała pożywki.
Spójrz jeszcze na to z tej perspektywy. Wyobraź siebie że stoisz i powiedzmy wymazujemy tło, nie wiemy gdzie stoisz. I teraz gdy zaakceptujesz tak w pełni, że za chwilę mogą Ci się trząść ręce, że po kolejnych 8 godzinach może i poczujesz lekkie omdlenie, które za chwile minie i że tak po prostu na tę chwile obecnie masz i poczujesz szczere wywalenie na to, bo wiesz że po prostu czasem twój organizm się tak zachowuje, to gdy przywrócimy tło, to nie będzie żadnego znaczenia, czy tłem będzie kanapa w domu, sklep, inne miasto, czy nawet antarktyda. Nie będzie tego połączenia objawów z konkretnym miejscem, bo zrozumiesz że te objawy wychodzą tak naprawdę z Ciebie i nic ci nie robią, choć wydaję się że wyzwalaczem są jakieś konkretne miejsca czy czas. Gdy odwrócisz te spostrzeganie to sama w sobie agorafobia znika, bo co za różnica gdzie jesteś, jak i tak pozwalasz by te objawy były w Tobie. A gdy naprawdę pozwolisz im być, jak i całej nerwicy, wtedy najprawdopodobniej znikną. Tylko dalej trzeba pamiętać, że może być już dobrze nawet 2 miesiące, a nagle gdzieś znów dopadnie Cię uczucie omdlenia, bo akurat twój organizm tak wyzwolił emocje. Ale jak dalej będziesz pamiętać i mieć te podejście, że na to pozwalasz że to twoje emocje i to nic złego, to zapewne objawy na stałe znikną, jak cała w końcu nerwica.
Mimo, że ja nigdy nie czułem omdlenia, zawsze miałem w takich sytuacjach ogromne duszności. Teraz się z nich wyzwoliłem, ale wiem, że przy większym stresie czy lęku, który zawsze może dopaść mogą się one zdarzyć, bo mój organizm akurat tak reaguje. Ale pozwalam na to, bo wiem, że duszność gdy jej się nerwicowo nie nakręca i nie panikuje, gdy się pojawia, nie jest aż tak straszna i po chwili mija. Ja powodowałem to sam, że wydawała się nie do zniesienia.