Witajcie,
Chciałbym opisać problem z jakim się borykam od jakiegoś czasu. Zacznę od tego, że zawsze z trudnością przychodziły mi zmiany, miewałem ciężkie okresy ale chyba nie aż tak jak wygląda to obecnie. Jestem osobą pracującą, po studiach i właśnie... Pierwszy duży problem pojawił się przy wyprowadzce po studiach z akademika, a w zasadzie to przed. Spędziłem tam 3 lata i mimo, że wyprowadzałem się do mieszkania ze znajomymi to dostałem (chyba) napadu lęku. Ciężko mi się funkcjonowało, z rana tragedia, na wieczór z reguły było lepiej, szczególnie gdy napiłem się alkoholu (nawet niewielka ilość). Oczywiście pełna apatia, musiałem się zmuszać do wykonania podstawowych czynności, jedzenie w bardzo ograniczonym stopniu. Wspomagałem się jakimiś tabletkami od lekarza rodzinnego i po jakimś czasie przeszło. Po przeprowadzce z tego co pamiętam było ok, chociaż też nie czułem się w 100% "pewnie" i komfortowo. Następnie następowały pewne roszady w moim mieszkaniu, jeden kolega się wyprowadzał, drugi wprowadzał. W międzyczasie po jednym z nawrotów udałem się do psychiatry. Wizyty ograniczały się do przepisania leku - paroxinor i stwierdzeniu, że to nerwica lękowa. Po kolejnej roszadzie mój dobry kolega z którym spędzałem dużo czasu się wyprowadzał - najlepsze jest to, że nie zrobiło to na mnie wrażenia

I gdy wróciłem z pracy i zobaczyłem pustą kuchnię bez jego rzeczy nagle mnie znowu "złapało". Z tego co kojarzę nie trwało to zbyt długo ale jednak. Ostatnio czułem się jak najbardziej dobrze i po jednej z wizyt u psychiatry odstawiłem leki, które brałem już ponad rok. Jeszcze w trakcie brania leków wybrałem się na kilka dni nad morze i... pierwszego dnia "delikatnie" mnie złapało (do dzisiaj nie wiem czemu?). Na szczęście rozeszło się po kościach. Obecnie mam trochę stresujący okres w życiu gdyż przygotowuję się do pewnego egzaminu, i mimo już pewnej frustracji, całodziennego siedzenia samemu wszystko było ok. Aż do momentu gdy moja dobra koleżanka (spotykam się z nią, nie jesteśmy parą, ogólnie to trochę skomplikowane) wstawiła zdjęcie sugerujące, że się z kimś spotyka - i nagle bum! kolejny problem - już zacząłem sobie wyobrażać, że nie będę się z nią spotykał (chociaż tak na prawdę nie wiem czy chciałbym z nią być), że nie wiem co będę robił z wolnym czasem, że będę samotny... Jak to teraz czytam to wiem, że jest to chore

Niestety ale u mnie tak to wygląda, że jakakolwiek zmiana prowadzi do tego, że mam napady gorąca, siedzę i myślę, jestem cały zestresowany. Sam już nie wiem czy to lęk przed zmianami czy przed samotnością. Zastanawiam się co teraz robić. Na pewno nie wracam do tego psychiatry u którego byłem. Na ostatniej wizycie u niego zastępował go inny lekarz i zapytałem go czy jeżeli by coś znowu się działo to czy brać z powrotem te leki - zasugerował psychoterapię. Macie jakieś rady? Planuję w przyszłym tygodniu znaleźć jakiegoś psychoterapeutę i zacząć terapię bo mam już dość...