kucyki jak zwykle pięknie to opisał. Edward, wiesz, że ja też miałam takie skrzywienie w głowie, które naprostowuje? Też mi się do niedawna wydawało, że Bóg jest właściwie moim wrogiem, a jak nie podąże za Jego wolą to On mnie zaraz ukarze. To jest właściwie zaprzeczenie samego Boga! Widzę również skąd się to wzięło - moi rodzice wydaje mi się, że żyją w takim przekonaniu. Więcej mówią o tym co złego może spotkać człowieka po śmierci niż o tym co może czekać go dobrego. Skupiają się na tym żeby żyć zgodnie z bożymi nakazami, bo a nuż kara boża, a jak pojawi się jakieś odchylenie to znaczy, że człowiek jest już zły I skazany na potępienie. Tylko czy z takiej postawy wypływa miłość? Wydaje mi się, że trzeba bardziej szukać środka, wiedzieć, że boże nakazy są ważne I są wskazówką jak żyć w prawdzie, ale też nie można kamieniować siebie I innych za to, że się upada. Bo na upadkach najlepiej uczy się w życiu najważniejszych rzeczy!
Co ciekawe, ostatnio sięgnęłam po moją pracę magisterską (oczywiście filozoficzną

). Generalnie pisałam o koncepcji człowieka wg myśli Karola Wojtyły. I tam rzuciło mi się coś w oczy. Wojtyła pisze, że Bóg tak kocha człowieka, że daje mu 100% wolność. I nigdy też Bóg nie wykorzystuje człowieka jako narzędzia do czegoś, bo to by odzierało człowieka z jego wolnej woli. On tak nas kocha, w 100%. Także błędnym mniemaniem jest mówienie, że Ja - ktoś - jestem narzędziem w rękach Boga. Tak nie jest. To tak jakby przesuwać w ogóle całą odpowiedzialność w stronę Boga. Bóg nigdy nie wykorzystuje człowieka do niczego. On może jedynie wskazywać drogę.
kucyki napisał też "Bóg nie może omamić, bo jest Czystą Miłością (100% miodu w miodzie). " I to jest 100% racji. Ja raz doświadczyłam tej Bożej miłości na własnej skórze. Byłam na Wieczorze Uwielbienia I dwie osoby modliły się nade mną po nabożenstwie. Doświadczyłam wtedy takiego niesamowitego szczęścia, ciepła w sobie, czułam się jakby mnie fala miłości I szczęścia zalała. Z oczy płynęły mi łzy. Potem po tym wydarzeniu przez kilka dni nie miałam lęków, czułam się jakbym nad ziemią fruwała (a miałam wtedy stan depresyjny z nerwicą rozkręconą na maksa). I to mnie Bóg wtedy przytulił, mnie grzesznika.
Po takim doświadczeniu mogę Ci z ręką na sercu powiedzieć, że Bóg nie chce dla Ciebie czegoś co wywołuje u Ciebie paniczny lęk. On chce zebyś był szczęśliwy, ale klucz do szczęścia daje Tobie. Daje Ci 100% wolności.