Hej!!
Dawno nic nie pisałam, ponieważ chciałam się trochę odciąć od świadomości, że mam zaburzenie. Nie "wypięłam" się na Was, o nie nie nie
Więc dzieje się duzo dobrego, a mianowicie:
- rzadko skanuję siebie (czy jestem chora psychicznie?).
Owszem, jak każdy boję się choroby, zwłaszcza takiej, ale wiem, że jej nie mam
- pomału zaczynam znów odczuwać radość z tego co robię (studia, rodzina itp.).
Ale baardzo pomału
- niereaktywność na natrętne myśli.
Próbowałam się z nimi wiele razy przekomarzać itp., logicznie tłumaczyć... Ok, dwa logiczne wytłumaczenia wystarczą. Stopniowo zmniejszamy do jednego. Żeby się uspokoić. Ale żeby całkowicie zniwelować natrety, trzeba na nie nie zwracać uwagi. Nie ma innej opcji.
- staram się być często z ludźmi.
Ostatnio miałam taką głupawkę z koleżanką, że wszystkie moje natręty, nerwica i inne problemy zaczęły wydawać się śmieszne

Niestety dopadł mnie "emocjonalny efekt jo-jo" i wszystko od nowa. Jednak dla tych kilku chwil było warto
- zmieniam swoje postrzeganie świata i nawyki. Niektóre z nich doprowadziły mnie przecież do zaburzenia. Np. moja bardzo niska samoocena czy nieufnosć - muszę z tym zawalczyć.
- śpię dobrze
Teraz czas na smutne wieści, otóż:
- kolejne natrętki typu: mogłaś sobie życie ułożyć inaczej, jak to jest, że ten swiat jest (że świeci słonce, że chodzę itp.).
Pomału sobie z nimi radzę. Jednak rano i po wysiłku fizycznym (?) dowalają z taką siłą, że nie da się wytrzymać. A nie chcę rezygnować z aktywnosci fizycznej
- ostatnio gdy próbowałam usnąć, to miałam wiele wyrywkowych, pojedyńczych słów w głowie.
- żal i tęsknota za dawnym życiem.
Kiedyś pomyślałam sobie: kurde, ale moje życie jest nudne. mogłoby się coś zadziać.
Teraz za tę "nudę" oddałabym wszystko
- czuję się jakby nie sobą. Gdy coś mówię to jakby moje usta mówiły, a ja myślę o czym innym. Czyżby derealizacja? Może, ale nie chcę sie nakręcać...
- wszystko mnie wkurza
- często mam taki brak emocji wobec bliskich oraz czuję sie bardzo obco w swoim miejscu zzmieskzania (nie, nie przeprowadziłam sie

)
I kilka dobrych słów od ... mojej mamy

Otoż ostatnio powiedziała mi: słuchaj, Marta... Za niedługi czas zapomnisz o tym, co jest teraz. O tym co czułaś przez te ostatnie miesiące. To bedzie dla Ciebie jedna wielką plamą. Będziesz się z tego śmiać. Wiem, że Ci ciężko, ale wszystko minie...
Pomyślałam: mamo, skąd wiesz.... Ale matki to po prostu wiedzą

(tylko żeby nie wiedziała o moich natrętach dotyczących jej :O ).
I dziś miałam spotkanie z byłymi narkomanami. To normalni ludzie. Młodzi, z problemami typowymi dla swojego wieku. I skoro oni wyszli z tego szajsu, to my nie wyjdziemy z nerwicy? Chłopak, który ćpał 7 lat w ciagu 3 dni pożegnał się z dawnym życiem. Oczywiście nie tak na 100%, ale podjął tę decyzję. Ich motywacja nie ma granic. Niech i nasza taka będzie.
Trzymajcie się
