Hejo.

Chciałem się wam pochwalić, że u mnie chyba wszystko w dobrym kierunku zmierza. Co raz więcej rozumiem i co raz łatwiej funkcjonuje mi się w społeczeństwie.

Dzisiaj, będąc na siłowni, mając dziwne natrętne myśli i lęk, zauważyłem, że to już nie jest nawet lęk przed irracjonalnymi objawami czy sprawami, tylko jest to lęk przed... no właśnie, przed czym? Nawet nie umiem tego wyjaśnić. To chyba lęk, do którego się już przyzwyczaiłem i on sobie jest bo go znam... no i się wkurzyłem na maksa i mówię sobie "no i co? Chcesz, żebym zwariował?! Proszę bardzo! Pozwalam na to! Spraw, żebym zwariował! Spraw, żebym dostał schizofrenii! Spraw, żebym stracił świadomość! No! Dalej!!!" I za wszelką cenę próbowałem pogłębić swój lęk, strach, obawy. Spróbowałem dać mu pole do popisu i sprawić, żeby się wzmocnił. Wzmacniałem też lękowe myśli. I co? I absolutnie nic. Nic się nie pogorszyło, nie zwariowałem, nic nie wydało się bardziej nierealne niż było... i zaczęło przechodzić. W tej chwili nie odczuwam żadnego lęku i jest całkiem dobrze.
Ogólnie to ja już od wielu dni mam dobrze przepracowane sprawy lękowe, nie nakręcam się, staram nie poddawać się atakom paniki, które co raz rzadziej występują. Nadal czasem odczuwam lęk, nadal mam lękowe myśli natrętne, nadal czasem mam jakiś nowy objaw. Ale staram się radzić sobie ze wszystkim, i tak jak mówiłem, wszystko chyba zmierza w dobrym kierunku.

Nie poddam się i wy też się nie poddawajcie, Kochani!
