Stało się. Po dwóch miesiącach prawie że sielanki znowu lęk wrócił, z własnej głupoty w sumie. W tym czasie od czasu do czasu jakieś myśli pojedyńcze o D/D, ale to wszystko.
Ferie miałem, wczoraj ostatni dzień, więc w sobotę wypadało je pożegnać, wypiłem sporo, wróciłem nad ranem. Nie wyspałem się. W niedziele pod wieczór już czułem kołatanie lekkie, "odlatywanie" lekkie. Wiedziałem, że to lęk, bo przecież wypiłem sporo - jestem przemęczony, a mam i podstawową wiedzę na temat lęku/nerwicy. Po 23 się położyłem i do 2 katorga. Kołatanie, odlatywanie. Tak samo jak miałem w listopadzie, gdy moja przygoda z lękiem się zaczynała (pierwszy post w tym temacie).
Myślę, że przeszłoby mi gdyby nie to, że najprawdopodobniej od wysiłku fizycznego(treningi i siłownia) na mięśniu przedramienia i po wewnętrznej stronie bicepsa wyskoczyły mi jakby kulki pod skórą. Coś jakby miesięń, żyła - nie wiem. I od razu jak wiadomo człowiek w lęku od razu to mi wpadło do głowy, że to rak, jakiś guz i tak dalej. Jutro lecę do lekarza rodzinnego z tym.
Ktoś ćwiczący ma/miał coś podobnego z tymi mięśniami? To dla mnie główny lęk.
Pozdro!
