moge pisac troche nie po koleji,prosze nie patrzec pod kontem stylistycznym.
Obiawy:pirwsze co zaowazylem to chyba odruch wymiotny-najbardziej rano po sniadaniu i tez po fajku.wszystkie wyniki badan ok.niska samoocena,lęk do ludzi-glownie znajomych,zeby ich nie spotkac.lęk przed tym co bylo,jest i bedzie.brak koncentracji,mądrosci i motywacji,brak dobrego wyksztalcenia,mizerna praca do ktorej raz chodze raz nie.przezywanie,rozmyslanie,dolowanie,nieakceptowanie siebie i swiata,ładowanie sie w wieczne problemy,zle decyzje zyciowe wplywajace na dalsze zycie,utrata zainteresowan,lezenie w lozku bardzo czesto,wpisywanie glupot w internet,wszystko widze w czarnych barwach,zazdrszcze innym wszystkiego,mysli samobojcze (ale tylko mysli),rozmyslanie co dana osoba o mnie mysli,wszyscy maja do mnie problem,przeraztaja mnie proste sprawy,nie radze sobie w zyciu,agresywny,kłótnie juz z zoną,itd.itp. ...
mam 26 lat .problemy z jakimi sie borykam zaczely byc odczowalne jakos w wieku 20lat.wszystko narastalo z biegiem czasu,myslalem ,ze taki stan to normalne.Lecze sie juz ze 4 lata.zaczalem od razu od psychiatry,zadal mi pare pytan i dopasowal lek.nie bylo poprawy.
ogolnie zmienialem lekarzy jak i leki.po jakims czasie znalazlem osrodek ,gdzies na mazurach.bylem w nim 3 tygodnie i mialem robione rozne badania w tym taz ten dlugi test u psychologa.Lekarz psychiatra prowadzacy osrodek,stwierdzil ,ze nie mam zadnej choroby psychicznej i nalezy zmienic myslenie.w karcie napisal mi trudny charakter,potrzebny wysilek fizyczny itp.mojemu ojcu powiedzial ,ze bez lekow sie nie obejdzie.po powrocie dalej szukalem pomocy,miedzy czasie bylo tez pare terapeutek.bralem rozne leki chyba z 15 roznych rodzaj i po zadnych nic nie czulem.I wkoncu trafilem na lek o nazwie EFECTIN.po miesiacu czulem sie lepiej ,lekarz z wiekszyl dawke i po 6tygodniach bylo juz tylko lepiej.wszystkie obiawy jakby odeszly.stalem sie chyba soba.czulem sie madry,dobry a niekiedy wyjatkowy

W skrocie :zawsze raczej bylem osoba wrazliwom a jednoczesnie silną.zawsze bylem wysportowany,śmieszny i lubiany.mialem rozne towarzystwa , duzo ludzi znalem i znam.
czlowiek w tym zlym stanie moze sobie przyczyne choroby przypiac kazdą,lecz przedstawie taką najwazniejsza ,ktora mogla wplynac na te dolegliwosci.
Mając okolo 10 lat odszedl od nas ojciec.o demnie,brata starszego i mamy.Zalozyl drugą rodzine,zrobil 3dzieci.Zawsze lubil alkohol i lubi.od tamtej pory pomaga nam finansowo.pomagamy mu a on nam.mial kryzys w firmie-to tez bardzo przezylem.zawsze na pierwszym miejscu byla tamta rodzina,tylko oni na dobre.a ja na dobre i zle zawsze bylem przy ojcu,jak cos sie dzialo dzwonil do mnie.zawsze musialem patrzec na tamta rodzine,ktora miala lepiej.Ale wczesniej od kąt pamietam nie lubilem sie uczyc,zajmowalem sie sportem i wyglupami.
wchodzac w wiek dojrzewania na poczatku pierwszej gimnazjum wpadlem w zle towarzystwo.pewnie tez przez miejsce zamieszkania-straszna okolica.przez cale 3klasy gimnazjum pilem alkohol, bralem narkotyki,bilem sie i mialem problemy z prawem.wychowywala mnie glownie mama i czasami babcia.Ale ja zawsze robilem co chcialem.
majac 17lat ogarnolem się poszedlem do zawodowki.wtedy jeszcze bylo w miare ok.Ale ciagle mialem jakies przezycia i niepowodzenia.kazdy zawsze mi docinal i wszystkiego zazdroscil.szkoda ze nie trzymalem z ludzmi na poziomie.A pozniej z biegiem czasu zaczely sie
te wszystkie dolegliwosci.ze wzgledu na niskasamoocene postanowilem zrobic mature,ktora robilem na raty chyba ze 3lata.dopiero jak leki zadzialaly zdalem ten nieszczesny polski bez problemowo.Wiem ,ze to co myslimy to tak sie dzieje.na lekach myslalem pozytywnie i tak tez sie dzialo.Nie wiem czy dobrze to wszystko napisalem ,ale wydaje mi sie ,ze nakreslilem w czym problem,na pewno wiele pominelem.czuje sie jeszcze winny za wszystko.czasami nie moge rozmawiac z moja rodzina,wszystko widze w ciemnych barwach i mnie to wkurza.
Moim zdaniem to ja sie zle uksztaltowalem w dziecinstwie co w zyciu doroslym mnie przerasta.
nie wiem czy to zaburzenia,depresja czy nerwica? czy cos innego?.ale stoje w miejscu,nic mi sie nie uklada nie moge normalnie funkcjonowac.a jeszcze jestem taka osoba ,ze duzo wymagam od zycia,mam fantazje-jakies rzeczy niemozliwe sobie wymyslam.a to jest sprzeczne z tym jaki jestem w tym stanie.miedzy kryzysem matererialnym w domu(brakowalo na jedzenie i opal do ogrzania sporego, zle ocieplonego budynku) mama miala powazna operacje na serce,ktora mogla sie roznie skonczyc.naszczescie bylo ok.nigdy nie mialem z kim szczerze porozmawiac.Brat starszy rodzony byl przewaznie rozsadny.Ale ciegnelo go zawsze do dziwnych dziewczyn.od kilku lat ma taka bezczelna,ze zle zyczy naszej rodzine w mawia mu jakies glupoty a on jest za nią.Z nimi tez prowadze rewalizacje.Ona mnie nienawidzi,najchetniej by mi noz w plecy wsadzila.Tak wiec z brate rodzonym jest tez niezaciekawie.przez takie sytulacje w tej dziwnej mojej rodzinienie duzo zlego sie dzieje.ja ucieklem w chorobe a brat w zycie na nie swiadomce.ta jego w cala nasza rodzine sie wtraca,w majatki ,twierdzi ze nasza mama jest glupia mimo ze przez kilka lat jej uslugiwala ze wzgledu na brata,przymykala oko na pewne sprawy.gada ze nasz ojciec to alkoholik.mimo ze ona czasami pije wiecej od niego.nie potrafie tak fajnie ze zrozumieniem tego opisywac.przez to ze brat tak wybral ,czuje sie jak w jakims domu wariatow.ona ciagnie go w doł bo sama jest zerem z patologicznej rodziny a uwaza sie za dame dzieki brata kasie.Wiem ,ze jestem dorosly i powinienem zajac sie soba,ale tak sie nie da.Za duzo wspolnych spraw.Nie potrafie opisac co te wszystkie obiawy wyzej wymienione wyczyniaja w zyciu codziennym.Nie raz prubowalem sie zmienic,ale nie moge,ten stan mnie niszczy.nie potrafie nic.na wszystko przytakuje ,czuje sie winny nawet jak cos od kogos kupuje ,ide wszystkim na ręke ,zeby tylko nie podpasc,nie powiedziec czegos zle.ludzie wchodza mi na glowe.Najchetniej dorwalbym wszystkich i wbil im do glowy ,ze jestem takim slabiakiem przez chorobe.wchodze w znajomych umysly i wiem ze maja mnie za zero i na kazdym kroku to przezywam.nikt nie wie dlaczego w danej chwili nie mam nic dopowiedzenia.A ja wiem ,ale nie dokonca.Wiem ze jak leki bralem-dawaly mi humor to ze wsystkim sobie radzilem,a nawet nie bylo z czym sobie radzic bo wszystko bylo banalne i proste.bije sie z wlasnymi myslami czy jestem taki czy zachorowalem.na pewno gdybym nie mial tych problemow to bym byl innym czlowiekiem,ale tego juz nie da sie wytrzymac.Pewnie za malo opisalem ,ale ludzie z podobnymi dolegliwosciami wiedza co sie dzieje na codzien.(chyba wiedza,albo ja jestem niedorobiony)najchetniej bym sie usunąl z tego ponizajacego zycia ,ale nie mam odwagi.A i jeszcze mi ciezko bo choroba wybrala mi żonę z ktorej nie jestem szczesliwy.Ale ona tez juz nie wyrabia z moimi zachowaniami.jest w ciazy i potrzebuje mojego wsparcia,ile moge to jej pomagam.Ale jak chce wejsc do sklepu a ja mam lęk to robi sie problem.studiuje psychologie ale kompletnie mnie nie rozumie,jest uparta i wybucha gniewem.wszystko mnie przerasta nie mam spokoju nigdzie.Sam przeciwko calemu swiatu.teraz chyba z 10kg schudlem ,jak walczyc z patolami na ulicy.zaczynam miec wszystko odbierane.boje sie ze juz nienadrobie tego wszystkiego co teraz stoje w miejscu.nie ucze sie ,nie rozwijam,poglebiaja mi sie inne sprawy.w mlodym wieku jeszcze mozna przeczekac na trybie awaryjnym.ja teraz musze podejmowac powazne zyciowe decyzje a czas leci,w koncu wyladuje na ulicy jak tak dalej pojdzie. Mozecie cos poradzic jak zyc? i co mi może dolegac? mam miliony roznych innych dolegliwosci,ale glupio mi pisac i nie wiem jak
Pozdrawiam,
Robert