
Na początku to zaakceptowałam, ale z czasem, od września właśnie zaczynałam się stresować, że umre, że trafie pod respirator itp przeciez moi wszyscy znajomi maja szczepienie też powinnam. Na początku września miałam atak paniki, ale siedziałam z osobą obytą w temacie więc ona czuła, że nic złego się ze mną nie dzieje. Byłam po nim jednak strasznie wyczerpana bo non stop się nakręcałam. Po ataku, tydzień później zaczęłam mieć ataki duszności i przyspieszone tętno. Serce waliło jak szalone. Do tego doszedł jadłowstręt. Nie czuje uczucia głodu. W 1 tyg byłam zablokowana, z czasem zaczęłam jeść normalnie, ale nie mam tego przyjemnego uczucia głodu. Momentami się zmuszam by być po prostu zdrowa i mieć siły.
Od razu zrobiłam:
ekg (ok procz wysokiego cisnienia)
echo serca (ok)
morfologie (podstawowa+TSH kiedyś robiłam też glukoze) (idealne)
usg jamy brzusznej (idealne)
zostałam osłuchana tez przez rodzinną (brak zadnych szmerow)
która mi dała tabletki ziołowe. Temat przez narracje telewizyjną mocno mnie stresuje. Ciagle podawane są liczby zgonów i pesymistyczne prognozy. Czuje się jak na wojnie. Rozważam jeszcze pulmunologa (by dal rtg na płuca gdyz rodzinna nie chce) chociaż nie wiem czy to ma sens. Budzę się co jakiś czas z dusznościami ktore sama umiem opanować. Mam wrazenie, że nie mogę oddychać. Jak sie okazuje tu oddychanie przeponowe działa cuda (polecam wpis ciasteczko). To tez mnie uświadomiło, że skoro sama umiem opanować duszności to raczej nie jest to nic strasznego. Chociaż nadal towarzyszą mi wątpliwości (co jakiś czas kaszlnięcie, drapanie w gardle, szybkie bicie serca), a praca zdalna i powrót do domu rodzinnego też mi nie pomaga. Przestałam chodzić na siłownie i basen bojąc sie zakażenia itp. Mimo, że mam wrażenie, iż covid juz przechodziłam, gdyż straciłam smak w grudniu 2020 i wracał on baaardzo powoli. Przyznam, że jest mi psychicznie ciężko. Staram się ćwiczyć oraz regularnie chodzić na spacery by się całkiem nie zasiedzieć, a na wiosne jak firma planuje powrot też szybko wrócić. Co jednak do tego czasu? W pewnym momencie z uporem paranoika używałam pulsoksymetru jednak jak palce mi się schłodziły a wynik spadł do 89% to myślałam, że dostane zawału. Jak były ogrzane to wszystko było dobrze 97%-99%. Najgorzej czuje sie z tym wrażeniem, że czuje jakby problem faktycznie mi zagrażał mimo młodego wieku i braku jakiś chorób przewlekłych. Ale teraz to juz nawet 2 dawki sie boje. Nie wiem jak radzicie sobie w tym czasie? Boicie się? Jesteście na bieżąco z newsami czy ich unikacie? Jak złapać do tego dystans i żyć jak wcześniej?