Na wstępie zaznaczę, że proszę o odpowiedź osoby odburzone lub tylko te które miały lub poradziły sobie z problemem o który pytam.
To już mój 6-7 nawrót. ( Co nie znaczy, że Ty tak będziesz miał

Wstrzymywałam się długo przed napisaniem, kiedy zaburzenie się pojawiło (3 tyg temu ) nie wierzyłam, że znów to piekło mnie spotkało. Powoli się z tym godzę.
Przez te kilka moich epizodów nerwic przechodziłam przez różne stany.
Co już nie robi na mnie wrażenia?
Hipochondria, Derealizacja, Depersonalizacja. Z myślami też w miarę sobie radzę, chociaż też atakuje mnie teraz wszystko: i mordery i samobóje i utrata kontroli i to że nie dam rady i nigdy z tego nie wyjdę itd.
No właśnie ...
Ten epizod zaczął się przez moją głupotę.
(Zle zachowania, dużo stresów przez piętrzące się problemy)
Wykończona myśleniem i stresami wróciłam z pracy tak wykończona, tak senna, tak bez sił, że położyłam się spać od razu jak nigdy. Serce mi nawalalo, ale ze to nie robi już na mnie wrażenia, tłumaczyłam sobie może zjedzonym posiłkiem i położeniem się ( cierpię na reflux). Nie mogłam spać mimo braku sił. Jakoś zasnęłam na parę godzin, bolała mnie strasznie głowa, wszystko za mgła, odcięte emocje...wstałam jeszcze bardziej wykończona, nie poszłam do pracy.
Pomyślałam, mam depresję....skupiłam się na tym i lawina ruszyła.
Znowu zaburzenie. Walka, panika, koniec normalnego życia.
Lęk wolnoplynacy, ataki paniki, myśli, analiza, somatyka - to wszystko na hardkorowym poziomie. Mam momenty, że w ciągu minuty mam 20 różnych natrętów. Ale tak jak mówiłam, z pewnymi rzeczami sobie radzę.
A z czym sobie nie radzę ? No właśnie. Boje się depresji. Logicznie wiem, że ta depresja endogenna to choroba psychiczna, a ja mam stany depresyjne. Nie umiem poradzić sobie z bólem emocjonalnym, przeraźliwym i wielkim cierpieniem które czuje w klatce. W tym stanie myśli są okropne, odcina mnie od tych dobrych emocji.To jest przerażający ból od środka. Cierpienie. Ogromna chęć płaczu i niemoc. Trzyma to czasem kilka dni. Wtedy mój mózg myśli tylko nie dasz rady, to już koniec, zabijesz się itd. Dziś chciałam już uciec z pracy.
Czy ktoś z Was tak miał? Jak to ugryźć ? Jak do tego podejść ? Co robić ?
Przeraża mnie utrata pracy, faceta, życia.
Nie jestem zwolennikiem leków. Brałam kiedyś i wiem , że to nie jest dla mnie.
Ja wiem, że mam zaburzenie. Nic sobie nie wkrecam. Wiem, że można z tego wyjść ale wiem też że to zaburza życie totalnie, ale ja nie chcę rezygnować z życia.
