Również zdałem prawko mając DD i mnóstwo innych objawów. Co prawda podchodziłem 5 razy, ale muszę przyznać że same egzaminy nauczyły mnie lepszego radzenia sobie z niepowodzeniami i wyrobieniem sobie podejścia "na luzie". W trakcie trzech pierwszych byłem spięty jak baranie jaja - objawy sięgały zenitu, w sumie to nie za bardzo ogarniałem co się dzieje wokół mnie. No, 4. i 5. raz zbiegły się jakoś z tym że powoli zaczynałem dawać sobie miłość i zaufanie, przestawałem chcieć być bezbłędnym. I generalnie to zeszło ze mnie ciśnienie, bo to czy zdałbym za 3 czy za 7 razem to już bez większej różnicy dla innych. I poszło.

Także w sumie oprócz tego że za naukę dość słono zapłaciłem to chyba ogólny bilans jest na plus -> mam prawko i trochę się o sobie nauczyłem.
Najgorzej jest rezygnować ze swoich marzeń ze względu na bariery, które są do rozbicia - podam przykład: zawsze chciałem iść na medycynę, ale wybrałem mat-fiz ze względu na fobię społeczną i inne gówna (jak się nie jest lekarzem sądowym to kontaktu z drugim człowiekiem jest dużo, prawda?). Teraz kiedy to wszystko mija to wychodzi na to że będę musiał przeznaczyć cały następny rok na nadrobienie zaległości i zdanie matury z chemii i biologii. Całe szczęście z matmy i fizyki czuję się w miarę dobrze, także jakiejś katastrofy nie ma. Co nie zmienia faktu że jestem rok do tyłu.
