Było dobrze u mnie przez tydzień. Myślalam że jak rozwiazałam swój konflikt wewnętrzny to mi przejdzie. No tydzień, tak jak napisałam, bylo okej. Nie wiem, czy to przez to, że nie do końca go rozwiązałam, czy może ja już z tego nie wyjdę....
Minęły objawy somatyczne.
Ale gnębią mnie myśli, dręczą mnie.
Myślę o śmierci. Gadam o tym w kółko już o kilku dni. po co my żyjemy jak i tak umrzemy. Nie wiadomo kiedy. Zbieramy swoje skarby teraz, tutaj, a potem co sie z nami dzieje??? Co z tym wszystkim. Życie jest krótkie. Co z tego, ze ktos mi powie, że to naturalna kolej rzeczy i jak jestem wierząca to powinnam wierzyć i mieć ukojenie, że po śmierci jest życie. Ale boję się jak to będzie wyglądać, nie pojmuję. To nie jest zwykły strach, jak wcześniej. Jeszcze dwa miesiące temu tylko się bałam. Teraz panicznie sie boję. Lękam okropnie. Trzęsę się, drzę w środku, chciałabym uciec ale nie ma gdzie.
Czy ja pokonam to?? Watpię, bo każdy czeka na śmierc, to nieuniknione. Ta myśl bedzie mi towarzyszyc... A nie daj Bog ktos bliski umrze, zalamie sie. I boje się ze wtedy zwariuje i nie bedzie ze mna kontaktu, że mąz mnie wtedy zostawi bo nie wytrzyma mojego zwariowania czy depresji.
Wiem ze z góry nie mozna zakładać, ale czuje ze tak moze byc.
Czemu ja tak przeżywam
 chcę zyc jak wczesniej, ale nie potrafię, choc się staram bardzo
 chcę zyc jak wczesniej, ale nie potrafię, choc się staram bardzo 



 Mozna z tego wyjsc a nawet trzeba.
  Mozna z tego wyjsc a nawet trzeba.

 Musisz to przejść, nie masz wyjścia. Dobrze zdać sobie sprawę z pewnych dawnych zdarzeń, które mogą mieć na nas wpływ (ja np. obsesyjnie bałem się śmierci i osierocenia własnych dzieci bo sam zostałem opuszczony przez rodziców, świadomość tego mi pomogła uporać się z tym natręctwem), jednak niektóre z tych myśli są całkowicie poza naszą kontrolą i tylko ich akceptacja i nienadawanie im wartości przyniesie Ci ulgę. Tak jak napisał Darecki - nie masz na to żadnego wpływu. Nie podporządkujesz sobie śmierci, a jak umrzesz to ... umrzesz i na nic to całe zamartwianie się. Chwilę Ci jeszcze może zająć nauczenie się obojętności wobec tych egzystencjonalnych rozkmin, ale jak do Ciebie przychodzą to miej gdzieś na dnie głowy zakodowany prosty przekaz - Nic na to nie poradzę, nie mam na to wpływu, trudno, każdy kiedyś umrze.
 Musisz to przejść, nie masz wyjścia. Dobrze zdać sobie sprawę z pewnych dawnych zdarzeń, które mogą mieć na nas wpływ (ja np. obsesyjnie bałem się śmierci i osierocenia własnych dzieci bo sam zostałem opuszczony przez rodziców, świadomość tego mi pomogła uporać się z tym natręctwem), jednak niektóre z tych myśli są całkowicie poza naszą kontrolą i tylko ich akceptacja i nienadawanie im wartości przyniesie Ci ulgę. Tak jak napisał Darecki - nie masz na to żadnego wpływu. Nie podporządkujesz sobie śmierci, a jak umrzesz to ... umrzesz i na nic to całe zamartwianie się. Chwilę Ci jeszcze może zająć nauczenie się obojętności wobec tych egzystencjonalnych rozkmin, ale jak do Ciebie przychodzą to miej gdzieś na dnie głowy zakodowany prosty przekaz - Nic na to nie poradzę, nie mam na to wpływu, trudno, każdy kiedyś umrze.