Witam,
Od paru miesięcy przeglądam to forum w poszukiwaniu pomocy z własnymi dolegliwościami. Dzisiaj jednak postanowiłem dołączyć do grona znerwicowanych i dzielić z wami doświadczenia zarówno własne jak i wasze

Parę słów o sobie, na imię mam Łukasz, mam 25 lat, jestem świeżo po studiach. Zaostrzona "wersja" mojej choroby zaczęła się jakieś 3 miesiące temu, kiedy wydaje mi się że mój układ nerwowy po prostu nie wytrzymał ciągłego napięcia w jakim był ostatni rok po tragicznej śmierci mojego ojca. Przeżycie było traumatyczne, szczególnie że byłem jego świadkiem od początku do końca, co może kiedyś, gdy będę już gotowy zdecyduje się rozjaśnić. Patrząc wstecz zdaję sobie jednak sprawę, że objawy nerwicy zaczęly się u mnie dużo wcześniej, w wieku nastoletnim. Głównie była to nerwica natręctw i hipochondria. Ostatnie trzy miesiące to istne piekło. Zaczęło się niewinnie od lekkich ataków duszności na uroczystościach, np. na ślubie brata. Potem przeszło to w codzienne objawy somatyczne, takie jak duszności, zawroty głowy, kołatania serca, gul w gardle, czyli generalnie wszystko to czego praktycznie każdy na tym forum doświadczył, a także w ataki paniki przy których ratowałem się xanaxem.
Zdecydowałem się na wizytę u psychiatry. Pani doktor przepisała mi paroksetynę, na początek 10 potem 20 mg. I wtedy dopiero zaczęła się jazda

. Nie dość że lek nie pomagał (oczywiście wiem że na działanie trzeba poczekać 2-3 tyg) to zaczęły się jazdy iście jak filmu "Piękny umysł"

Lęk przed zwariowaniem, derealizacja, depersonalizacja oraz różnorakie dziwne rzeczy typu strach przed spojrzeniem dziewczynie w oczy "bo wyglądają jakoś dziwnie". Do tego uczucie wyprania z emocji, czułem się jak golem patrzący się w telewizor i nie potrafiący cieszyć się bądź smucić czymkolwiek. Odstawiłem leki po 9 dniach bo nie byłem w stanie tego znieść. Po odstawieniu większość jazd związanych z chorobą psychiczną przeszła, natomiast niestety DD zostało. Do tego doszły objawy nerwicy hipochondrycznej. Wkręcałem już sobie guza móżgu, raka płuc, zapaści, wstrząsy anafilaktyczne i różne różniste rzeczy

Na szczęście trafiłem do innej Pani doktor, która stwierdziła że w moim przypadku nie są potrzebne leki, a terapia poznawczo-behawioralna, którą mniej więcej w połowie października zaczynam. W międzyczasie uczęszczałem też do psychoterapeuty, który specjalizował się głównie w terapii psychodynamicznej, jednak po kilku spotkaniach i potęgowaniu nerwicy odpuściłem sobie

Ostatnio nawet zaczyło być lepiej, xanaxu nie wziąłem już od ponad miesiąca, raczę się melisą i jakoś żyje. Jednak niestety, jak to w życiu bywa nic co piękne nie trwa wiecznie i dopadła mnie angina

O dziwo przez pierwsze dwa dni choroby, pod względem nerwicy czułem się nawet lepiej, nie miałem DD, lęków itp., może dlatego że skupiałem się na bolących migdałach a nie na wyimaginowanych chorobach. Dzisiaj jednak stara koleżanka wróciła. Rano zaczęły się zawroty głowy, przyśpieszone tętno, generalnie cały dzień za przeproszeniem do dupy

W końcu zdecydowałem się na rejestrację i opisanie swojego przypadku i nawet podczas pisania tego posta jest mi jakoś lepiej

Ostatnio nie wiem nawet jakie działy na forum przeglądać, nie mam już nagłych ataków nerwicy, bardziej całodzienne napięcie nerwowe i nieustający lęk przed śmiercią, nawet nie wiem z jakiej przyczyny, po prostu często czuję się jakbym zaraz miał umrzeć. Czasem nawet nie jestem pewien czy to jest zwykła nerwica. Jeśli przychodzą wam jakiekolwiek porady czy odniesienia do innych działów na forum, piszcie śmiało, będę wdzięczny za każdą pomoc
Mam nadzieję że nie zanudziłem was za bardzo moją historią, życzę wszystkim miłego wieczoru
