Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Czy nerwica to choroba i czy marnuje nam życie..?

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
Awatar użytkownika
pannaewa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 33
Rejestracja: 7 marca 2016, o 13:52

7 kwietnia 2018, o 22:25

RozaZeWzgorza pisze:
7 kwietnia 2018, o 21:27
Oficjalnie, tak medycznie, to nerwica nie jest choroba, jest zaburzeniem - choroba psychiczna to stan, ktorego leczenie nie moze obejsc sie bez hardej farmakoterapii, p. CHAD albo schizofrenia. Nie da sie z nich wyjsc sama praca nad soba - z roznych powodow, nad ktorymi nie bede sie tu pochylac. Tak jak napisala znerwicowana, w zaburzeniu wszystko jest w naszych rekach, nawet jezeli rodzimy sie z podatnoscia a nie. Czesto moze nam sie wydawac, ze wcale tak nie jest i jestesmy przekonani o beznadziejnosci swojej sytuacji. Jasne, jezeli nerwica trwa latami to trudno tryskac optymizmem, ale sama swiadomosc tego, ze jestesmy w stanie cos z tym zrobic bardzo pomaga i motywuje. Nie zapomiaj o tym i walcz o siebie :)

A tak na marginesie... Wbrew pozorom nazewnictwo samo w sobie nadaje duze znaczenie. Choroba zwykle kojarzy sie ze stanem bedacym poza nasza kontrola, czyms co po prostu przyszlo, przenosi tez wieksza czesc odpowiedzianosci za leczenie na specjalistow. Slowo 'zaburzenie' ma inny wydzwiek. W jez. angielskim jest jeszcze wiecej okreslen - illness, sickness, condition, disorder... To, jak diagnoza zostanie przekazana pacjetowi ma duze znaczenie na jej odbior. Takie troche etykietowanie.
Zgadzam się z tym, jak zwykle kojarzy się nam słowo choroba. Ale kiedy już dowiemy się więcej o naszym zaburzeniu/chorobie i wiemy, że można coś z tym zrobić, że nie jesteśmy całkiem bezradni i rzeczywiście zaczynamy działać, to możemy przestać nadawać temu słowu aż takie znaczenie. Można myśleć od samego początku, że to tylko zaburzenie, ale i tak tkwić w tym latami, bo nie ma działania, a można zaczynać od stwierdzenia, że to choroba, ale działać i spokojnie dać sobie radę:)
Może mam takie podejście, bo po kilku latach pracy z myślami, emocjami i przekonaniami, wiem że to my sami nadajemy czemuś znaczenie, dajemy uwagę, postrzegamy w określony sposób i my sami możemy to zmienić. Ale rozumiem, że jeżeli ktoś bardzo mocno utkwi w tym słowie choroba, ze wszystkimi jego negatywnymi skojarzeniami, to czasem jet ciężko.
Awatar użytkownika
pannaewa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 33
Rejestracja: 7 marca 2016, o 13:52

7 kwietnia 2018, o 22:30

schanis22 pisze:
7 kwietnia 2018, o 22:03
Ja często miałam w głowie "Żyj i rozmyślaj tak żeby tworzyć włąsne cytaty" i powiem Ci że tworzę sobie pomalutku swoje własne cytaty, i swoją własną mapę mapa-t12405.html .
Cudowna mapka :)
Awatar użytkownika
schanis22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2199
Rejestracja: 17 września 2015, o 00:28

7 kwietnia 2018, o 22:34

pannaewa pisze:
7 kwietnia 2018, o 22:30
schanis22 pisze:
7 kwietnia 2018, o 22:03
Ja często miałam w głowie "Żyj i rozmyślaj tak żeby tworzyć włąsne cytaty" i powiem Ci że tworzę sobie pomalutku swoje własne cytaty, i swoją własną mapę mapa-t12405.html .
Cudowna mapka :)
pannaewa Ty jesteś cudowna :lov: Dziękuję :cm
W zdrowym ciele zdrowy duch , zdrowa głowa zdrowy brzuch.
Nerwica jest małą ściemniarą francą , wróblicą cwaniarą . Plącze nam nogi i mówi idż ! Wkręceni w zgubną nić .
Świata nie naprawisz - napraw siebie .
emek16
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 344
Rejestracja: 17 listopada 2015, o 11:37

8 kwietnia 2018, o 01:46

"Wszyscy muszą kiedyś umrzeć. Ale nie wszyscy tak naprawdę żyją." chyba tak można określić nerwicowców jako chodzące zwłoki.
Awatar użytkownika
dziwny123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 994
Rejestracja: 24 kwietnia 2016, o 16:56

8 kwietnia 2018, o 10:54

Celine Marie pisze:
7 kwietnia 2018, o 20:59
W moim przypadku (a każdy jak widać jest inny) to choroba i zmarnowała mi życie na równi z depresją i dd,jestem wrakiem fizycznym i psychicznym.
Że są różne przypadki i jednemu zmarnuje życie, drugiemu nie.
No ale co niektórzy chyba mają problem ze zrozumieniem tego.
Awatar użytkownika
pannaewa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 33
Rejestracja: 7 marca 2016, o 13:52

8 kwietnia 2018, o 13:48

dziwny123 pisze:
8 kwietnia 2018, o 10:54
Celine Marie pisze:
7 kwietnia 2018, o 20:59
W moim przypadku (a każdy jak widać jest inny) to choroba i zmarnowała mi życie na równi z depresją i dd,jestem wrakiem fizycznym i psychicznym.
Że są różne przypadki i jednemu zmarnuje życie, drugiemu nie.
No ale co niektórzy chyba mają problem ze zrozumieniem tego.
Dobrze byłoby określić, co dla nas osobiście oznacza zmarnowane życie.
Dla mnie już samo to, że dzięki forum zdobyłam wiedzę i wskazówki i zdecydowałam, że chcę o siebie zawalczyć oraz najważniejsze czyli działałam, spowodowało, że przestałam uparcie myśleć, że wszystko zmarnowane, a z nerwicy nie da się wyjść. Mimo, że na zewnątrz zupełnie nic nie zmieniało się na lepsze przez długie miesiące, życie i nerwica były tak samo trudne. Ale pewnie byłoby gorzej, gdybym założyła, że uznam moje życie za niezmarnowane, dopiero kiedy się ułoży, kiedy wszystko będzie, tak jak chcę, kiedy się okaże, że nerwica odpuszcza.

Podpisuję się pod tym co napisała kilka postów wyżej schanis22: "Powiem Wam szczerze od kiedy jestem na forum, nerwica nie zmarnowała mi ani jednego dnia :lov:"
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

8 kwietnia 2018, o 15:21

Nie mógłbym powiedzieć, że sam fakt tego, że przez większość życia byłem zaburzony psychicznie, w ogóle nie wpłynął na moje życie. Że mnie to w ogóle nie zblokowało, czy też nie zabrało wówczas pewnych możliwości.
Bo patrząc na to w całości to nerwica natręctw, lęk społeczny okropnie wpływał na jakość moich relacji z innymi oraz życia, jak byłem dzieckiem a potem nastolatkiem.
Trudno wyrazić mi to jaki wówczas miałem poziom życia. Szczególnie, ze ciągle byłem do tego w stanach depresyjnych, jak każdy młody człowiek z tego rodzaju problemami.
A w rodzinie byłem do - pomóż, pozamiataj.

Trochę mnie ratowała jeszcze pewna charyzma i umiejętność "gadany", jak kogoś lepiej poznałem bądź wkręciłem się w jakieś zajęcie. Ale wówczas oczywiście doszła mi depersonalizacja, depresja, egzystencjalne myśli, agorafobia. Czułem się źle wszędzie, w domu, poza nim.
Czasem rzucałem pracę po 3 dniach bo nie wyrabiałem od natłoku natrętnych myśli. Utraciłem wówczas trochę szans na "dobre stanowisko".
Nie wiedziałem co lubię, co kocham, co mnie interesuje. Straciłem nawet umiejętność płynnej rozmowy, bo zacinałem się jakby mi zabrano część inteligencji.
Dużo by opisywać i długo.
(Gdyby to były inne czasy to pewnie też byłoby inaczej. Ale wówczas zaburzenia nie były aż tak popularne. )

Więc ja osobiście potrafię zrozumieć, że ktoś swoje zaburzenie lękowe nazywa cierpieniem, pewnym ograniczeniem itp.
Potrafię się z tym utożsamić ale z drugiej strony, wziąłem już tak dużą odpowiedzialność za siebie i swoje życie, że nigdy nie powiedziałbym, że to zaburzenie lękowe zmarnowało mi je.

Mógłbym oczywiście usiąść i rozpaczać, pisać posty o tym czego nie dostałem od życia przez lata. Ale trochę to nie ma sensu.
Po pierwsze dlatego, że ogólnie większości chyba osób wydaje się czasem, ze gdyby nie ich zaburzenie, to ich życie byłoby diametralnie inne.
A tak naprawdę wcale tego nie wiadomo :)
U niektórych osób widać poprzez podejście do zaburzenie, ich podejście do samego życia ;) Więc wcale nie jest to jakiś pewnik dobrobytu - brak zaburzenia.
A po drugie, zawsze jest dostępny nadal przód :) Czyli to co przed Nami.

Dodatkowo życie takie po prostu jest. Dostaje się jakiś określony bagaż, z którym coś trzeba generalnie zrobić.
Może gdyby nie zaburzenie miałbym raka płuc? Bo chodziłbym na impry i jarał? ;p Może miałbym dzieci, których bym nie chciał? A może miałbym...i tak można bez końca.

Zmarnowane życie to takie gdzie się nie oddycha. Oczywiście zawsze można powiedzieć - no ale mogłoby być wtedy lepiej! Przynajmniej dobrze bym się czuł. Co to za życie z objawami.
Ale gdyby większości założyć torebkę foliową na głowę i zatrzymać oddychanie, to w ostatnich sekundach zrobilibyście wszystko aby tylko żyć, nawet z objawami :)
Ba! Prawdopodobnie byście od razu zaczęli pracę nad sobą.

Nie powiedziałbym też nigdy, że zaburzenie jest czymś nieuleczalnym.
Zawsze, nawet w najgorszych stanach i okresach wiedziałem logicznie, ze skoro nie ma żadnych chorób towarzyszących, niepełnosprawności (które by wpływały fizycznie na stan mózgu) to zawsze można:
- nie tyle co kontrolować emocje i objawy, ale wyeliminować ich pojawianie się poprzez zmianę poglądów czy postaw,
- poddanie się, porzucenie lub poluzowanie kontroli i to nie tylko nerwicowej ale ogólnie w życiu,
- ruszyć dupsko...po prostu je ruszyć,
- wziąć odpowiedzialność za siebie i swoje leczenie
- zaakceptować swój bagaż życiowy, dzieciństwo
- zrewidować zbyt wygórowane ambicje
- pokochać siebie bardziej


Jesteśmy ludźmi i możemy to zrobić.
Nie wiedziałem wtedy jak ale byłem pewien, że można. Coś mi zawsze mówiło, że jesteśmy do tego zdolni. Pomijając fakt, że mówi o tym sama neuropsychologia.

No i się udało!
Mimo tego, że wówczas w sieci było 100 razy więcej niż teraz właśnie gadek w stylu - "nieuleczalna nerwica", "masz ją od dziecka? To Twój charakter".
Byłem karmiony tym jak krowa trawą.

Ale taaaaki hu.j! ;)

Dlatego do wszystkich, którzy łapią bakcyla - dobrze robicie! Zawsze doświadczanie, pozyskiwanie wiedzy, staranie się mimo cholernego zmęczenia - daje rezultaty!!
Zawsze warto patrzeć choć trochę w przód. Bo teraz jest teraz, nie zawsze miło i fajnie ale to nie jest koniec! :)
Nieważne ile masz lat!

A osobą zmęczonym i sfrustrowanym chcę tylko powiedzieć, że nie - nie macie wcale najgorzej. I choć jak pisałem wcześniej doskonale rozumiem Wasz tok myślenia.
To z drugiej strony nie wiem na ile poświęcacie choć trochę czasu aby wysłuchać kogoś, ale ja sporo czasu na to poświęcałem. I naprawdę ludzie mają tak różne historie i tak bolesne doświadczenia, że sami bylibyście w szoku. A jednak mimo to ich starania zostają po czasie nagradzane.
Ale fakt, że trzeba poświęcić na to troszkę czasu, a także musi to stać się większą wartością niż inne rzeczy :)

Do tego jest taka opowiastka. '
Są dwie osoby i każdej z nich powiesz - słuchaj tam za budynkiem na polanie leży 50 złotych.
Jedna z osób wstanie i pójdzie szukać, a druga powie:
"gdybym tam leżał tysiąc to bym poszła", "nieee, na pewno kto inny pierwszy to znajdzie", "nie ma to sensu i tak się nie uda"," a może mój terapeuta mi przyniesie."

To właśnie to marnuje Wam życie a nie zaburzenie.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
schanis22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2199
Rejestracja: 17 września 2015, o 00:28

8 kwietnia 2018, o 17:21

Victor pisze:
8 kwietnia 2018, o 15:21
Nie mógłbym powiedzieć, że sam fakt tego, że przez większość życia byłem zaburzony psychicznie, w ogóle nie wpłynął na moje życie. Że mnie to w ogóle nie zblokowało, czy też nie zabrało wówczas pewnych możliwości.
Bo patrząc na to w całości to nerwica natręctw, lęk społeczny okropnie wpływał na jakość moich relacji z innymi oraz życia, jak byłem dzieckiem a potem nastolatkiem.
Trudno wyrazić mi to jaki wówczas miałem poziom życia. Szczególnie, ze ciągle byłem do tego w stanach depresyjnych, jak każdy młody człowiek z tego rodzaju problemami.
A w rodzinie byłem do - pomóż, pozamiataj.

Trochę mnie ratowała jeszcze pewna charyzma i umiejętność "gadany", jak kogoś lepiej poznałem bądź wkręciłem się w jakieś zajęcie. Ale wówczas oczywiście doszła mi depersonalizacja, depresja, egzystencjalne myśli, agorafobia. Czułem się źle wszędzie, w domu, poza nim.
Czasem rzucałem pracę po 3 dniach bo nie wyrabiałem od natłoku natrętnych myśli. Utraciłem wówczas trochę szans na "dobre stanowisko".
Nie wiedziałem co lubię, co kocham, co mnie interesuje. Straciłem nawet umiejętność płynnej rozmowy, bo zacinałem się jakby mi zabrano część inteligencji.
Dużo by opisywać i długo.
(Gdyby to były inne czasy to pewnie też byłoby inaczej. Ale wówczas zaburzenia nie były aż tak popularne. )

Więc ja osobiście potrafię zrozumieć, że ktoś swoje zaburzenie lękowe nazywa cierpieniem, pewnym ograniczeniem itp.
Potrafię się z tym utożsamić ale z drugiej strony, wziąłem już tak dużą odpowiedzialność za siebie i swoje życie, że nigdy nie powiedziałbym, że to zaburzenie lękowe zmarnowało mi je.

Mógłbym oczywiście usiąść i rozpaczać, pisać posty o tym czego nie dostałem od życia przez lata. Ale trochę to nie ma sensu.
Po pierwsze dlatego, że ogólnie większości chyba osób wydaje się czasem, ze gdyby nie ich zaburzenie, to ich życie byłoby diametralnie inne.
A tak naprawdę wcale tego nie wiadomo :)
U niektórych osób widać poprzez podejście do zaburzenie, ich podejście do samego życia ;) Więc wcale nie jest to jakiś pewnik dobrobytu - brak zaburzenia.
A po drugie, zawsze jest dostępny nadal przód :) Czyli to co przed Nami.

Dodatkowo życie takie po prostu jest. Dostaje się jakiś określony bagaż, z którym coś trzeba generalnie zrobić.
Może gdyby nie zaburzenie miałbym raka płuc? Bo chodziłbym na impry i jarał? ;p Może miałbym dzieci, których bym nie chciał? A może miałbym...i tak można bez końca.

Zmarnowane życie to takie gdzie się nie oddycha. Oczywiście zawsze można powiedzieć - no ale mogłoby być wtedy lepiej! Przynajmniej dobrze bym się czuł. Co to za życie z objawami.
Ale gdyby większości założyć torebkę foliową na głowę i zatrzymać oddychanie, to w ostatnich sekundach zrobilibyście wszystko aby tylko żyć, nawet z objawami :)
Ba! Prawdopodobnie byście od razu zaczęli pracę nad sobą.

Nie powiedziałbym też nigdy, że zaburzenie jest czymś nieuleczalnym.
Zawsze, nawet w najgorszych stanach i okresach wiedziałem logicznie, ze skoro nie ma żadnych chorób towarzyszących, niepełnosprawności (które by wpływały fizycznie na stan mózgu) to zawsze można:
- nie tyle co kontrolować emocje i objawy, ale wyeliminować ich pojawianie się poprzez zmianę poglądów czy postaw,
- poddanie się, porzucenie lub poluzowanie kontroli i to nie tylko nerwicowej ale ogólnie w życiu,
- ruszyć dupsko...po prostu je ruszyć,
- wziąć odpowiedzialność za siebie i swoje leczenie
- zaakceptować swój bagaż życiowy, dzieciństwo
- zrewidować zbyt wygórowane ambicje
- pokochać siebie bardziej


Jesteśmy ludźmi i możemy to zrobić.
Nie wiedziałem wtedy jak ale byłem pewien, że można. Coś mi zawsze mówiło, że jesteśmy do tego zdolni. Pomijając fakt, że mówi o tym sama neuropsychologia.

No i się udało!
Mimo tego, że wówczas w sieci było 100 razy więcej niż teraz właśnie gadek w stylu - "nieuleczalna nerwica", "masz ją od dziecka? To Twój charakter".
Byłem karmiony tym jak krowa trawą.

Ale taaaaki hu.j! ;)

Dlatego do wszystkich, którzy łapią bakcyla - dobrze robicie! Zawsze doświadczanie, pozyskiwanie wiedzy, staranie się mimo cholernego zmęczenia - daje rezultaty!!
Zawsze warto patrzeć choć trochę w przód. Bo teraz jest teraz, nie zawsze miło i fajnie ale to nie jest koniec! :)
Nieważne ile masz lat!

A osobą zmęczonym i sfrustrowanym chcę tylko powiedzieć, że nie - nie macie wcale najgorzej. I choć jak pisałem wcześniej doskonale rozumiem Wasz tok myślenia.
To z drugiej strony nie wiem na ile poświęcacie choć trochę czasu aby wysłuchać kogoś, ale ja sporo czasu na to poświęcałem. I naprawdę ludzie mają tak różne historie i tak bolesne doświadczenia, że sami bylibyście w szoku. A jednak mimo to ich starania zostają po czasie nagradzane.
Ale fakt, że trzeba poświęcić na to troszkę czasu, a także musi to stać się większą wartością niż inne rzeczy :)

Do tego jest taka opowiastka. '
Są dwie osoby i każdej z nich powiesz - słuchaj tam za budynkiem na polanie leży 50 złotych.
Jedna z osób wstanie i pójdzie szukać, a druga powie:
"gdybym tam leżał tysiąc to bym poszła", "nieee, na pewno kto inny pierwszy to znajdzie", "nie ma to sensu i tak się nie uda"," a może mój terapeuta mi przyniesie."

To właśnie to marnuje Wam życie a nie zaburzenie.
:lov:
W zdrowym ciele zdrowy duch , zdrowa głowa zdrowy brzuch.
Nerwica jest małą ściemniarą francą , wróblicą cwaniarą . Plącze nam nogi i mówi idż ! Wkręceni w zgubną nić .
Świata nie naprawisz - napraw siebie .
mickey27
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 109
Rejestracja: 21 kwietnia 2015, o 21:59

8 kwietnia 2018, o 17:54

Victor pisze:
8 kwietnia 2018, o 15:21
Nie mógłbym powiedzieć, że sam fakt tego, że przez większość życia byłem zaburzony psychicznie, w ogóle nie wpłynął na moje życie. Że mnie to w ogóle nie zblokowało, czy też nie zabrało wówczas pewnych możliwości.
Bo patrząc na to w całości to nerwica natręctw, lęk społeczny okropnie wpływał na jakość moich relacji z innymi oraz życia, jak byłem dzieckiem a potem nastolatkiem.
Trudno wyrazić mi to jaki wówczas miałem poziom życia. Szczególnie, ze ciągle byłem do tego w stanach depresyjnych, jak każdy młody człowiek z tego rodzaju problemami.
A w rodzinie byłem do - pomóż, pozamiataj.

Trochę mnie ratowała jeszcze pewna charyzma i umiejętność "gadany", jak kogoś lepiej poznałem bądź wkręciłem się w jakieś zajęcie. Ale wówczas oczywiście doszła mi depersonalizacja, depresja, egzystencjalne myśli, agorafobia. Czułem się źle wszędzie, w domu, poza nim.
Czasem rzucałem pracę po 3 dniach bo nie wyrabiałem od natłoku natrętnych myśli. Utraciłem wówczas trochę szans na "dobre stanowisko".
Nie wiedziałem co lubię, co kocham, co mnie interesuje. Straciłem nawet umiejętność płynnej rozmowy, bo zacinałem się jakby mi zabrano część inteligencji.
Dużo by opisywać i długo.
(Gdyby to były inne czasy to pewnie też byłoby inaczej. Ale wówczas zaburzenia nie były aż tak popularne. )

Więc ja osobiście potrafię zrozumieć, że ktoś swoje zaburzenie lękowe nazywa cierpieniem, pewnym ograniczeniem itp.
Potrafię się z tym utożsamić ale z drugiej strony, wziąłem już tak dużą odpowiedzialność za siebie i swoje życie, że nigdy nie powiedziałbym, że to zaburzenie lękowe zmarnowało mi je.

Mógłbym oczywiście usiąść i rozpaczać, pisać posty o tym czego nie dostałem od życia przez lata. Ale trochę to nie ma sensu.
Po pierwsze dlatego, że ogólnie większości chyba osób wydaje się czasem, ze gdyby nie ich zaburzenie, to ich życie byłoby diametralnie inne.
A tak naprawdę wcale tego nie wiadomo :)
U niektórych osób widać poprzez podejście do zaburzenie, ich podejście do samego życia ;) Więc wcale nie jest to jakiś pewnik dobrobytu - brak zaburzenia.
A po drugie, zawsze jest dostępny nadal przód :) Czyli to co przed Nami.

Dodatkowo życie takie po prostu jest. Dostaje się jakiś określony bagaż, z którym coś trzeba generalnie zrobić.
Może gdyby nie zaburzenie miałbym raka płuc? Bo chodziłbym na impry i jarał? ;p Może miałbym dzieci, których bym nie chciał? A może miałbym...i tak można bez końca.

Zmarnowane życie to takie gdzie się nie oddycha. Oczywiście zawsze można powiedzieć - no ale mogłoby być wtedy lepiej! Przynajmniej dobrze bym się czuł. Co to za życie z objawami.
Ale gdyby większości założyć torebkę foliową na głowę i zatrzymać oddychanie, to w ostatnich sekundach zrobilibyście wszystko aby tylko żyć, nawet z objawami :)
Ba! Prawdopodobnie byście od razu zaczęli pracę nad sobą.

Nie powiedziałbym też nigdy, że zaburzenie jest czymś nieuleczalnym.
Zawsze, nawet w najgorszych stanach i okresach wiedziałem logicznie, ze skoro nie ma żadnych chorób towarzyszących, niepełnosprawności (które by wpływały fizycznie na stan mózgu) to zawsze można:
- nie tyle co kontrolować emocje i objawy, ale wyeliminować ich pojawianie się poprzez zmianę poglądów czy postaw,
- poddanie się, porzucenie lub poluzowanie kontroli i to nie tylko nerwicowej ale ogólnie w życiu,
- ruszyć dupsko...po prostu je ruszyć,
- wziąć odpowiedzialność za siebie i swoje leczenie
- zaakceptować swój bagaż życiowy, dzieciństwo
- zrewidować zbyt wygórowane ambicje
- pokochać siebie bardziej


Jesteśmy ludźmi i możemy to zrobić.
Nie wiedziałem wtedy jak ale byłem pewien, że można. Coś mi zawsze mówiło, że jesteśmy do tego zdolni. Pomijając fakt, że mówi o tym sama neuropsychologia.

No i się udało!
Mimo tego, że wówczas w sieci było 100 razy więcej niż teraz właśnie gadek w stylu - "nieuleczalna nerwica", "masz ją od dziecka? To Twój charakter".
Byłem karmiony tym jak krowa trawą.

Ale taaaaki hu.j! ;)

Dlatego do wszystkich, którzy łapią bakcyla - dobrze robicie! Zawsze doświadczanie, pozyskiwanie wiedzy, staranie się mimo cholernego zmęczenia - daje rezultaty!!
Zawsze warto patrzeć choć trochę w przód. Bo teraz jest teraz, nie zawsze miło i fajnie ale to nie jest koniec! :)
Nieważne ile masz lat!

A osobą zmęczonym i sfrustrowanym chcę tylko powiedzieć, że nie - nie macie wcale najgorzej. I choć jak pisałem wcześniej doskonale rozumiem Wasz tok myślenia.
To z drugiej strony nie wiem na ile poświęcacie choć trochę czasu aby wysłuchać kogoś, ale ja sporo czasu na to poświęcałem. I naprawdę ludzie mają tak różne historie i tak bolesne doświadczenia, że sami bylibyście w szoku. A jednak mimo to ich starania zostają po czasie nagradzane.
Ale fakt, że trzeba poświęcić na to troszkę czasu, a także musi to stać się większą wartością niż inne rzeczy :)

Do tego jest taka opowiastka. '
Są dwie osoby i każdej z nich powiesz - słuchaj tam za budynkiem na polanie leży 50 złotych.
Jedna z osób wstanie i pójdzie szukać, a druga powie:
"gdybym tam leżał tysiąc to bym poszła", "nieee, na pewno kto inny pierwszy to znajdzie", "nie ma to sensu i tak się nie uda"," a może mój terapeuta mi przyniesie."

To właśnie to marnuje Wam życie a nie zaburzenie.
Super post! Dzięki wielkie za wogole wszystkie twoje wpisy, dają mi dużego zawsze kopa. Moim zdaniem dobrze by było jakbyś zrobił bloga i regularnie coś wrzucał swojego, albo pisał jakieś mini książki :D
Naprawdę jestem pełen podziwu że po tak wielu latach nadal te tematy cię nie odstręczają :) Aż sie chce zapytać jak to możliwe :D
usunietenaprosbe
Gość

8 kwietnia 2018, o 18:07

Czy nerwica to choroba i czy marnuje nam życie..?

Nerwica jest objawem choroby która marnuje nam życie.
Nie wystarczy wymienić w dzbanku wodę na czystą,trzeba najpierw umyć dzbanek.

"Żyj i rozmyślaj tak żeby tworzyć włąsne cytaty" - hmm...
Jeśli masz jakiś kłopot to kłopot ma problem a nie Ty ;)
życie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 596
Rejestracja: 18 października 2017, o 09:26

8 kwietnia 2018, o 20:22

Victor pisze:
8 kwietnia 2018, o 15:21
Nie mógłbym powiedzieć, że sam fakt tego, że przez większość życia byłem zaburzony psychicznie, w ogóle nie wpłynął na moje życie. Że mnie to w ogóle nie zblokowało, czy też nie zabrało wówczas pewnych możliwości.
Bo patrząc na to w całości to nerwica natręctw, lęk społeczny okropnie wpływał na jakość moich relacji z innymi oraz życia, jak byłem dzieckiem a potem nastolatkiem.
Trudno wyrazić mi to jaki wówczas miałem poziom życia. Szczególnie, ze ciągle byłem do tego w stanach depresyjnych, jak każdy młody człowiek z tego rodzaju problemami.
A w rodzinie byłem do - pomóż, pozamiataj.

Trochę mnie ratowała jeszcze pewna charyzma i umiejętność "gadany", jak kogoś lepiej poznałem bądź wkręciłem się w jakieś zajęcie. Ale wówczas oczywiście doszła mi depersonalizacja, depresja, egzystencjalne myśli, agorafobia. Czułem się źle wszędzie, w domu, poza nim.
Czasem rzucałem pracę po 3 dniach bo nie wyrabiałem od natłoku natrętnych myśli. Utraciłem wówczas trochę szans na "dobre stanowisko".
Nie wiedziałem co lubię, co kocham, co mnie interesuje. Straciłem nawet umiejętność płynnej rozmowy, bo zacinałem się jakby mi zabrano część inteligencji.
Dużo by opisywać i długo.
(Gdyby to były inne czasy to pewnie też byłoby inaczej. Ale wówczas zaburzenia nie były aż tak popularne. )

Więc ja osobiście potrafię zrozumieć, że ktoś swoje zaburzenie lękowe nazywa cierpieniem, pewnym ograniczeniem itp.
Potrafię się z tym utożsamić ale z drugiej strony, wziąłem już tak dużą odpowiedzialność za siebie i swoje życie, że nigdy nie powiedziałbym, że to zaburzenie lękowe zmarnowało mi je.

Mógłbym oczywiście usiąść i rozpaczać, pisać posty o tym czego nie dostałem od życia przez lata. Ale trochę to nie ma sensu.
Po pierwsze dlatego, że ogólnie większości chyba osób wydaje się czasem, ze gdyby nie ich zaburzenie, to ich życie byłoby diametralnie inne.
A tak naprawdę wcale tego nie wiadomo :)
U niektórych osób widać poprzez podejście do zaburzenie, ich podejście do samego życia ;) Więc wcale nie jest to jakiś pewnik dobrobytu - brak zaburzenia.
A po drugie, zawsze jest dostępny nadal przód :) Czyli to co przed Nami.

Dodatkowo życie takie po prostu jest. Dostaje się jakiś określony bagaż, z którym coś trzeba generalnie zrobić.
Może gdyby nie zaburzenie miałbym raka płuc? Bo chodziłbym na impry i jarał? ;p Może miałbym dzieci, których bym nie chciał? A może miałbym...i tak można bez końca.

Zmarnowane życie to takie gdzie się nie oddycha. Oczywiście zawsze można powiedzieć - no ale mogłoby być wtedy lepiej! Przynajmniej dobrze bym się czuł. Co to za życie z objawami.
Ale gdyby większości założyć torebkę foliową na głowę i zatrzymać oddychanie, to w ostatnich sekundach zrobilibyście wszystko aby tylko żyć, nawet z objawami :)
Ba! Prawdopodobnie byście od razu zaczęli pracę nad sobą.

Nie powiedziałbym też nigdy, że zaburzenie jest czymś nieuleczalnym.
Zawsze, nawet w najgorszych stanach i okresach wiedziałem logicznie, ze skoro nie ma żadnych chorób towarzyszących, niepełnosprawności (które by wpływały fizycznie na stan mózgu) to zawsze można:
- nie tyle co kontrolować emocje i objawy, ale wyeliminować ich pojawianie się poprzez zmianę poglądów czy postaw,
- poddanie się, porzucenie lub poluzowanie kontroli i to nie tylko nerwicowej ale ogólnie w życiu,
- ruszyć dupsko...po prostu je ruszyć,
- wziąć odpowiedzialność za siebie i swoje leczenie
- zaakceptować swój bagaż życiowy, dzieciństwo
- zrewidować zbyt wygórowane ambicje
- pokochać siebie bardziej


Jesteśmy ludźmi i możemy to zrobić.
Nie wiedziałem wtedy jak ale byłem pewien, że można. Coś mi zawsze mówiło, że jesteśmy do tego zdolni. Pomijając fakt, że mówi o tym sama neuropsychologia.

No i się udało!
Mimo tego, że wówczas w sieci było 100 razy więcej niż teraz właśnie gadek w stylu - "nieuleczalna nerwica", "masz ją od dziecka? To Twój charakter".
Byłem karmiony tym jak krowa trawą.

Ale taaaaki hu.j! ;)

Dlatego do wszystkich, którzy łapią bakcyla - dobrze robicie! Zawsze doświadczanie, pozyskiwanie wiedzy, staranie się mimo cholernego zmęczenia - daje rezultaty!!
Zawsze warto patrzeć choć trochę w przód. Bo teraz jest teraz, nie zawsze miło i fajnie ale to nie jest koniec! :)
Nieważne ile masz lat!

A osobą zmęczonym i sfrustrowanym chcę tylko powiedzieć, że nie - nie macie wcale najgorzej. I choć jak pisałem wcześniej doskonale rozumiem Wasz tok myślenia.
To z drugiej strony nie wiem na ile poświęcacie choć trochę czasu aby wysłuchać kogoś, ale ja sporo czasu na to poświęcałem. I naprawdę ludzie mają tak różne historie i tak bolesne doświadczenia, że sami bylibyście w szoku. A jednak mimo to ich starania zostają po czasie nagradzane.
Ale fakt, że trzeba poświęcić na to troszkę czasu, a także musi to stać się większą wartością niż inne rzeczy :)

Do tego jest taka opowiastka. '
Są dwie osoby i każdej z nich powiesz - słuchaj tam za budynkiem na polanie leży 50 złotych.
Jedna z osób wstanie i pójdzie szukać, a druga powie:
"gdybym tam leżał tysiąc to bym poszła", "nieee, na pewno kto inny pierwszy to znajdzie", "nie ma to sensu i tak się nie uda"," a może mój terapeuta mi przyniesie."

To właśnie to marnuje Wam życie a nie zaburzenie.
Bogu ;) :lov:
Wczoraj byłem bystry
i chciałem zmieniać świat.
Dziś jestem mądry,
więc zmieniam siebie.
Rumi
Awatar użytkownika
pannaewa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 33
Rejestracja: 7 marca 2016, o 13:52

8 kwietnia 2018, o 20:48

Victor pisze:
8 kwietnia 2018, o 15:21
Nie mógłbym powiedzieć, że sam fakt tego, że przez większość życia byłem zaburzony psychicznie, w ogóle nie wpłynął na moje życie. Że mnie to w ogóle nie zblokowało, czy też nie zabrało wówczas pewnych możliwości.
Bo patrząc na to w całości to nerwica natręctw, lęk społeczny okropnie wpływał na jakość moich relacji z innymi oraz życia, jak byłem dzieckiem a potem nastolatkiem.
Trudno wyrazić mi to jaki wówczas miałem poziom życia. Szczególnie, ze ciągle byłem do tego w stanach depresyjnych, jak każdy młody człowiek z tego rodzaju problemami.
A w rodzinie byłem do - pomóż, pozamiataj.

Trochę mnie ratowała jeszcze pewna charyzma i umiejętność "gadany", jak kogoś lepiej poznałem bądź wkręciłem się w jakieś zajęcie. Ale wówczas oczywiście doszła mi depersonalizacja, depresja, egzystencjalne myśli, agorafobia. Czułem się źle wszędzie, w domu, poza nim.
Czasem rzucałem pracę po 3 dniach bo nie wyrabiałem od natłoku natrętnych myśli. Utraciłem wówczas trochę szans na "dobre stanowisko".
Nie wiedziałem co lubię, co kocham, co mnie interesuje. Straciłem nawet umiejętność płynnej rozmowy, bo zacinałem się jakby mi zabrano część inteligencji.
Dużo by opisywać i długo.
(Gdyby to były inne czasy to pewnie też byłoby inaczej. Ale wówczas zaburzenia nie były aż tak popularne. )

Więc ja osobiście potrafię zrozumieć, że ktoś swoje zaburzenie lękowe nazywa cierpieniem, pewnym ograniczeniem itp.
Potrafię się z tym utożsamić ale z drugiej strony, wziąłem już tak dużą odpowiedzialność za siebie i swoje życie, że nigdy nie powiedziałbym, że to zaburzenie lękowe zmarnowało mi je.

Mógłbym oczywiście usiąść i rozpaczać, pisać posty o tym czego nie dostałem od życia przez lata. Ale trochę to nie ma sensu.
Po pierwsze dlatego, że ogólnie większości chyba osób wydaje się czasem, ze gdyby nie ich zaburzenie, to ich życie byłoby diametralnie inne.
A tak naprawdę wcale tego nie wiadomo :)
U niektórych osób widać poprzez podejście do zaburzenie, ich podejście do samego życia ;) Więc wcale nie jest to jakiś pewnik dobrobytu - brak zaburzenia.
A po drugie, zawsze jest dostępny nadal przód :) Czyli to co przed Nami.

Dodatkowo życie takie po prostu jest. Dostaje się jakiś określony bagaż, z którym coś trzeba generalnie zrobić.
Może gdyby nie zaburzenie miałbym raka płuc? Bo chodziłbym na impry i jarał? ;p Może miałbym dzieci, których bym nie chciał? A może miałbym...i tak można bez końca.

Zmarnowane życie to takie gdzie się nie oddycha. Oczywiście zawsze można powiedzieć - no ale mogłoby być wtedy lepiej! Przynajmniej dobrze bym się czuł. Co to za życie z objawami.
Ale gdyby większości założyć torebkę foliową na głowę i zatrzymać oddychanie, to w ostatnich sekundach zrobilibyście wszystko aby tylko żyć, nawet z objawami :)
Ba! Prawdopodobnie byście od razu zaczęli pracę nad sobą.

Nie powiedziałbym też nigdy, że zaburzenie jest czymś nieuleczalnym.
Zawsze, nawet w najgorszych stanach i okresach wiedziałem logicznie, ze skoro nie ma żadnych chorób towarzyszących, niepełnosprawności (które by wpływały fizycznie na stan mózgu) to zawsze można:
- nie tyle co kontrolować emocje i objawy, ale wyeliminować ich pojawianie się poprzez zmianę poglądów czy postaw,
- poddanie się, porzucenie lub poluzowanie kontroli i to nie tylko nerwicowej ale ogólnie w życiu,
- ruszyć dupsko...po prostu je ruszyć,
- wziąć odpowiedzialność za siebie i swoje leczenie
- zaakceptować swój bagaż życiowy, dzieciństwo
- zrewidować zbyt wygórowane ambicje
- pokochać siebie bardziej


Jesteśmy ludźmi i możemy to zrobić.
Nie wiedziałem wtedy jak ale byłem pewien, że można. Coś mi zawsze mówiło, że jesteśmy do tego zdolni. Pomijając fakt, że mówi o tym sama neuropsychologia.

No i się udało!
Mimo tego, że wówczas w sieci było 100 razy więcej niż teraz właśnie gadek w stylu - "nieuleczalna nerwica", "masz ją od dziecka? To Twój charakter".
Byłem karmiony tym jak krowa trawą.

Ale taaaaki hu.j! ;)

Dlatego do wszystkich, którzy łapią bakcyla - dobrze robicie! Zawsze doświadczanie, pozyskiwanie wiedzy, staranie się mimo cholernego zmęczenia - daje rezultaty!!
Zawsze warto patrzeć choć trochę w przód. Bo teraz jest teraz, nie zawsze miło i fajnie ale to nie jest koniec! :)
Nieważne ile masz lat!

A osobą zmęczonym i sfrustrowanym chcę tylko powiedzieć, że nie - nie macie wcale najgorzej. I choć jak pisałem wcześniej doskonale rozumiem Wasz tok myślenia.
To z drugiej strony nie wiem na ile poświęcacie choć trochę czasu aby wysłuchać kogoś, ale ja sporo czasu na to poświęcałem. I naprawdę ludzie mają tak różne historie i tak bolesne doświadczenia, że sami bylibyście w szoku. A jednak mimo to ich starania zostają po czasie nagradzane.
Ale fakt, że trzeba poświęcić na to troszkę czasu, a także musi to stać się większą wartością niż inne rzeczy :)

Do tego jest taka opowiastka. '
Są dwie osoby i każdej z nich powiesz - słuchaj tam za budynkiem na polanie leży 50 złotych.
Jedna z osób wstanie i pójdzie szukać, a druga powie:
"gdybym tam leżał tysiąc to bym poszła", "nieee, na pewno kto inny pierwszy to znajdzie", "nie ma to sensu i tak się nie uda"," a może mój terapeuta mi przyniesie."

To właśnie to marnuje Wam życie a nie zaburzenie.
Dzięki Victor za ten post. Kilka lat temu, moja reakcja na to co piszesz byłaby inna. Teraz całkowicie identyfikuję się z tym. To chyba dowód na to, że można zmienić myślenie, podejście, postrzeganie. A dowód kolejny to ja; królowa pesymizmu, przekonana, że będzie jedyną osobą na forum, która się nie odburzy, a jednak udało mi się.
Awatar użytkownika
Celine Marie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1983
Rejestracja: 21 października 2017, o 14:22

8 kwietnia 2018, o 20:54

To żeby nie było za słodko w tym kółku wzajemnej adoracji i żeby nie być gołosłowną dodam,że wszędzie przytaczany jest banał,że nerwica nie zabija ,bezpośrednio może nie ale mnie doprowadziła np. do kilku realnych chorób np.mam nadciśnienie ale takie prawdziwe ,a nie tylko wysokie ciśnienie kiedy się denerwuję i jaskrę w oku która również jest wynikiem za wysokiego ciśnienia ,nie leczona prowadzi do ślepoty.Na te choroby według lekarzy jestem za stanowczo młoda i twierdzą oni,że zrobiły mi się one właśnie ze stresu .Wcześniej nie miałam problemów zdrowotnych ,widziałam dobrze,teraz np. widzę w 50% na odległość i to nie wynik dd które może kiedyś minie , a realnej wady wzroku ,która zrobiła mi się w przeciągu dwóch lat najgorszych objawów nerwicowych .Mogę wymieniać jeszcze długo ile rzeczy spieprzyły mi zaburzenia ale w sumie większość tu fruwa na obłoczkach szczęśliwości.I ok,niech każdy wierzy i myśli co chce. :))
"Już nie pamiętam prawie
Jak w dobrym wstać humorze
I coraz częściej kłamię
I sypiam coraz gorzej
Łatwiej mi
Nic nie mam, więc nie tracę nic

Strach to sieć pajęcza
Im bardziej uciec chcę
Tym mocniej trzyma mnie za karę"
usunietenaprosbe
Gość

8 kwietnia 2018, o 20:57

Victor pisze:
8 kwietnia 2018, o 15:21
Do tego jest taka opowiastka. '
Są dwie osoby i każdej z nich powiesz - słuchaj tam za budynkiem na polanie leży 50 złotych.
Jedna z osób wstanie i pójdzie szukać, a druga powie:
"gdybym tam leżał tysiąc to bym poszła", "nieee, na pewno kto inny pierwszy to znajdzie", "nie ma to sensu i tak się nie uda"," a może mój terapeuta mi przyniesie."
Jest jeszcze trzecia osoba która powie że nawet za 5000000zł zdrowia sobie nie kupimy :roll:
i że kasy do grobu nie weźmiemy ...najbardziej marnujący nasze życie
jest chorobotwórczy system w którym żyjemy,cywilizacja.
Są na to jakieś leki?

Celine Marie pisze:
8 kwietnia 2018, o 20:54
Mogę wymieniać jeszcze długo ile rzeczy spieprzyły mi zaburzenia ale w sumie większość tu fruwa na obłoczkach szczęśliwości.I ok,niech każdy wierzy i myśli co chce. :))
Choroba wpływa na nasze myślenie a nasze myśli na ciało i koło się zamyka.
Stres to cichy zabójca.

"Jeśli mamy jakieś spostrzeżenie to jest ono transformowane przez mózg na substancje chemiczne
używane w podłożu wzrostowym" - Bruce Lipton

WSIM 2017 – The Disease Scoreboard: Genes-1, Stress-99
https://www.youtube.com/watch?v=X6dMLShQGjc
menago49
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 399
Rejestracja: 26 lutego 2018, o 11:32

8 kwietnia 2018, o 21:09

Pokochanie Siebie to jest kllucz
ODPOWIEDZ