Nazywam sie Adam , z nerwica walcze juz od ponad 3 lat , powiem ze mam ogolnie dosc juz tego , czasami mam ochote to wszystki rzucic i poprostu zniknac.
Meczy mnie ciagle to analizowanie otoczenia , analizowanie kazdej mysli ktora przychodzi do glowy , caly czas analizuje czy ktos na mnie nie popatrzy krzywo albo czy czasem komus nie przeszkadzam , nie denerwuje , jest to chyba pozostalosc po tym ze w szkole bylem ponizany. Mam wrogie nastawienie do wszystkich ludzi , pomimo iz potrafie wyjsc z domu i do ludzi to czuje poprostu dyskomfort wsrod ludzi , moj Ojciec ktory byl i jest nerwicowcem przez cale zycie powtarzal mi ze ludzie sa zli , falszywi co sprawia ze jestem nastawiony do ludzi ze chca mi cos zrobic , znaczy w sensie ze mam takie mysli ktorym towarzyszy lek , nie potrafie takze ludziom patrzec w oczy , zawsze spuszczam glowe w dol , a rozmowa z kims obcym to dla mnie katastrofa . Ojciec odkad bylem maly znecal sie psychicznie nademna i moim rodzenstwem , zawsze powtarzal ze nas pozabija w nocy , ze siebie zabije. caly czas patrze w przyszlosc w czarnych kolorach , byle problem staje sie dla mnie katastrofa. z tego wszystkiego juz od ponad roku mam niespokojny sen , chodze spac , zasypiam szybko ale budze sie po 2-3-4 godzinach i juz nie moge zasnac , przewalam sie z boku na bok cala noc. to wszystko uprzykrza mi zycie w pracy i poza praca. Dodam ze zapalnikiem tego wszystkiego byl atak paniki po zapaleniu marihuany.
Wiem ze kazdy pisze tu podobne historie , ale tak sobie pomyslalem ze jak napisze to choc troche zrobi mi sie lepiej.
Z gory przepraszam za opis bez ladu i skladu ale zawsze bylem cienki z polskiego

Ps. Dodam ze mam Dziewczyne , ale caly czas sie boje ze bede wobec niej kiedys taki jaki byl ojciec wobec nas i mojej mamy.