Cale zycie szalalam z moim mezem, wzloty i upadki, czesto mialam pretensje do niego. Jak czulam ze mnie kocha to moglam gory przenosic a jak sie odsuwal to bylam wsciekla, nienawidzilam swojego zycia. marzylam o innym.
Wiec teraz mi sie to wszystko sklada w kupe i straszy. Bo jak jest milo, wszyscy usmiechnieci, czuje sie kochana to jestem szczesliwa. a ostatnio wystarczy ze synek mnie odepchnie czy sie jakos glupio zachowa, zdenerwuje mnie i ja wtedy czuje lek i za chwile czuje ze go nie kocham. Mialam tak zawsze tylko zamiast leku czulam zlosc na niego i robilam sie wtedy oschla, zimna. Czuje ze jestem potworem. On to wyczuwa, przymila sie do mnie, ale pyta gdzie tata, boi sie mnie

Chce wtedy krzycze i uciec od nich, czuje sie jak w potrzasku.
Jak lek puszcza to zalewam sie lzami, czuje ze ich kocham i zyc bez nich nie moge, tylko z nimi czuje sie dobrze i bezpiecznie. I mysle wtedy tak trzezwo ze nawet jak nie kocham to przeciez moge sie oddalic, robic cos dla siebie i starac sie dbac o synka tak jak umiem. Ale za chwile mysli i lek wracaja. Ze jestem niezdolna do milosci, bo czuje ze kocham tylko jak oni mnie kochaja. czyli tak naprawde czuje sie kochana i myle to z czuciem milosci przez siebie.
Caly czas jak czuje lek to czuje sie jak oszustka.....