Haha dzieki Wiktor

mam dwóch znajomych ze schizofrenią i jeden ma jakąs "psychoze" z tymi ze schizofrenią często gadaliśmy jak to sie u nich zaczeło, no i mi opowiadali "stary, nie ogarniasz w tedy co robisz.. wydaje Ci sie że robisz dobrze i że tak ma być i nie ma w twoim zachowaniu nic dziwnego, ja jechałem na lotnisko żeby ukraść samolot bo byłem przekonany że mam to zrobić i że w tym jest jakiś cel" a tego ze schiza to sam widziałem w akcji, w markecie.. dwa dni od rana do wieczora tam siedział i chował sie między regałami, jak widział że ktoś idzie to uciekał, kucał za lodówkami chował sie naokrągło i powtarzał że ktoś go szuka i ciągle prześladuje nawet z nim rozmawiałem w tedy gdy miał ten cały atak i to nie zdiagnozowany jeszcze, bo kilka znajomych mi mówiło że świruje w tym sklepie i spotkałem go gdy wychodziłem z domu, i z początku rozmawiał normalnie, co tam słychać co porabiasz, i w pewnym momencie zaczyna rozmawiać "z dupy" teksty w stylu że był przed chwila w szpitalu bo bo ręke złamaną i że za chwile znowu tam musi wracać, i że jego matka z ojcem go szukają pijani. MImo że nie piją, i tak go słucham i słucham ale za chwile znowu normalnie opowiada o pracy ze robi tu i tu i faktycznie tam robił, potem znowu coś głupiego zaczął gadać to myśle sobie dobra ide, ja wchodze do klatki patrze a on stoi przed blokiem na trawniku i wymachuje rękami coś tam pokazuje i coś tam mówi do siebie po cichu. Wracam sie i pytam z kim rozmawia a on że z z kumplem na balkonie stoi, tyle że na tym balkonie nikogo nie było a ten kumpel nie żyje już kilka lat. Zadzwoniłem po karetke i zdaje tej babce relacje a ta mnie wypytuje 50 razy "A jak sie zachowuje? a skąd pan wie że dziwnie? a zna go pan? a rozmawiał pan z nim? a może jest pijany? bierze narkotyki? a skąd pan wie że nie bierze? gadałem z nią chyba 15minut a on w tym czasie ze swoim kumplem z balkonu... W końcu przyjechała karetka i kazali mu wejść do środka, grzecznie wsiadł i usiadł i do mnie z ryjem co ja odpierdzielam i że o co mi chodzi i po co robie mu problemy

zaczął normalnie rozmawiać z lekarzami i Ci lekarze patrzyli na mnie z niedowierzaniem i on sie ich pyta czy go zamkną czy coś a oni "Nie nie, prosze sie nie martwić zaraz pana wypuścimy przecież panu nic nie jest" i tak staliśmy chyba z 10 minut oczywiście mohery już w kółku ustawione norma. W pewnym momencie jeden z lekarzy sie go zapytał co tu robi a on że przyszedł po sekator bo musi mamie obciąć włosy, i że szukają go pijani ciągle.. zaczął sie dziwnie rozglądać. Zatrzasneli drzwi w tedy włożyli mu jakaś maske i po 5 minutach powiedzieli ze jadą do szpitala psychiatrycznego i tam będą decydować co z nim dalej czy go puszczą czy nie, i zostawili go na dwa miesiące

Potem z nim gadałem jak wyszedł i mówił że nic nie pamięta z tego dnia
