Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
ataki paniki-czy ktoś ma tez tak jak ja?
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 45
- Rejestracja: 30 października 2016, o 22:06
Cześć, jestem tu nowa. Mam pytanie o moje nerwicowe napięcie które mam w sobie wiekszosc czasu, prowadzące czasem do atakow paniki.
Jest jedna rzecz która mnie zastanawia. Podam przykład. Czeka mnie wizyta w urzędzie. Ja, człowiek z agorafobią oczekuje tego dnia z maksymalnym napieciem. W dzien tego zdarzenia zaczyna sie nakrecac spirala mysli itd. biegunki itd. Droga tam na miejsce koszmar, najlepiej by ktos jechał ze mną. jestem na skraju ataku. oczekuję ataków zawsze w srodkach komunikacji miejskiej, sklepach, placówkach itd. Kiedy docieram na miejsce, serce mi wali jak młot. Kiedy załatwiam juz swoją sprawę, napięcie opada po woli az do zera. Kiedy wracam do domu dzieje się rzecz niesłychana.... niczego sie nie boję. Mogę jechac autobusem, tramwajem, metrem 100km. Moge wejsc po drodze do galerii handlowej na pełnym luzie!!!! o co chodzi??? Analogicznie dzieje sie tak w innych sytuacjach. W drodze i powrocie od dentysty, w drodze po dziecko do przedszkola, na zakupy... zawsze kiedy idę TAM jest stres, panika... jak wracam luz i otwarcie. Jak to wytłumaczyc? tez tak macie???
Jest jedna rzecz która mnie zastanawia. Podam przykład. Czeka mnie wizyta w urzędzie. Ja, człowiek z agorafobią oczekuje tego dnia z maksymalnym napieciem. W dzien tego zdarzenia zaczyna sie nakrecac spirala mysli itd. biegunki itd. Droga tam na miejsce koszmar, najlepiej by ktos jechał ze mną. jestem na skraju ataku. oczekuję ataków zawsze w srodkach komunikacji miejskiej, sklepach, placówkach itd. Kiedy docieram na miejsce, serce mi wali jak młot. Kiedy załatwiam juz swoją sprawę, napięcie opada po woli az do zera. Kiedy wracam do domu dzieje się rzecz niesłychana.... niczego sie nie boję. Mogę jechac autobusem, tramwajem, metrem 100km. Moge wejsc po drodze do galerii handlowej na pełnym luzie!!!! o co chodzi??? Analogicznie dzieje sie tak w innych sytuacjach. W drodze i powrocie od dentysty, w drodze po dziecko do przedszkola, na zakupy... zawsze kiedy idę TAM jest stres, panika... jak wracam luz i otwarcie. Jak to wytłumaczyc? tez tak macie???
- Kretu
- Odburzony Wolontariusz Forum
- Posty: 1180
- Rejestracja: 14 października 2016, o 10:07
Gdy wychodzisz - nastrajasz się że coś się po drodze stanie, nawet głupie wyczekiwanie u lekarza powoduje lęk, mocne bicie serca i pocenie się, gdy od niego wychodzisz i wiesz że wracasz do domu to puszcza, jest to normalne
Możliwe że jest to spowodowane adaptacją do tego że "widzisz - nic się nie stało" co daje Ci odwage do tego że możesz tam wrócić. Podwyższone napięcie nie może utrzymywać się w nieskończoność, osiąga punkt krytyczny po którym de facto powinno się coś stać czyli atak paniki, odrealnienie po czym musi opaść. Powrót do domu z miejsca X zawsze powoduje obniżenie napięcia ponieważ wracasz podświadomie do miejsca bezpiecznego. Taki sam wyrzut napięcia w tym samym dniu lub w tym samym miejscu w którym byłaś i nic się nie stało po raz KTÓRYŚ, nie jest możliwy.. to po prostu z czasem opada bo umysł przyzwyczaja się do tego że w tej akurat sytuacji lub miejscu nic za bardzo Ci nie grozi, oczywiście nie działa to w ten sposób że przejdziesz się dwa razy w to samo miejsce, powiesz sobie będąc w silnym lęku "ok, nic mi się nie stało" i lęk przy następnym razie nie wystąpi, wystąpi - tyle że po czasie to napięcie będzie mniejsze aż kiedyś całkowicie ustąpi, ważna jest właśnie praca i przełamywanie takich barier ( nie wejde tu bo to lub tamto) jeżeli czujesz że dostaniesz ataku paniki gdy wejdziesz do sklepu z butami bo jest dużo ludzi i jest ciasno - to tam wchodzisz, ryzykujesz i ewentualnie poddajesz się atakowi paniki który przecież nie zagraża Twojemu życiu ani zdrowiu, na drugi dzień idziesz tam znowu mimo cisnącego się strachu "znowu dostane tam ataku paniki" musisz wyrobić w sobie odrobine agresji co do lęku - gdy będziesz agresywna co do natrętów i zaczniesz ryzykować jednocześnie mając przeświadczenie że to Twojemu zdrowiu nie zagraża i nawet w tej chwili godzisz się na 10 ataków paniki pod rząd - zaczniesz zdrowieć. Tak że w skrócie napięcie i lęk opada i dlatego możesz po powrocie do domu gdzieś pojechać, a dajmy na to że jest sytuacja taka, wracasz do domu.. po takich sensacjach i jest godzina 10, odczuwasz możliwość pojechania gdziekolwiek bo napięcia brak, ale mija 10 godzin jest 20, wtedy też po porannym lęku odczuwasz możliwość pojechania gdziekolwiek czy wdziera się już uczucie niepokoju i lęku?

Żyj odgrodzony od przeszłości i przyszłości.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 45
- Rejestracja: 30 października 2016, o 22:06
Dzięki, tak to brzmi dla mnie logicznie. Ja bardziej skupialam sie na zagadce : dlaczego w tym samym autobusie Linii M77 rano o godz 9.00 trzese sie a 0 10.45 jestem wyluzowanym człowiekiem. Zakladam, ze w kazdym miejscu z ktorego nie mam ucieczki bede miec atak, bez wyjątku.
- Kretu
- Odburzony Wolontariusz Forum
- Posty: 1180
- Rejestracja: 14 października 2016, o 10:07
Bo Twoje napięcie opada, nastawiasz się żę będzie w autobusie atak paniki, coś się wydarzy.. nie wiem zemdlejesz, dostaniesz biegunki, zwymiotujesz.. nie zdążysz wysiąść, po czym wchodząc tam nic konkretnego się nie dzieje.. lęk jest w krytycznym momencie po którym opada bo MUSI opaść, wsiadając tam po raz drugi masz w głowie sytuacje w której znalazłaś się godzine temu i podświadomie przestajesz się denerwować tak mocno jak wcześniej, lub w ogóle. Wejdz do autobusu o 9.00 przeżyj swoje, wejdź o 10.45 już względnie spokojna.. ale wsiądź do tego samego autobusu o godzinie 21.
-- 31 października 2016, o 13:26 --
Zaraz Ci coś wkleje.
-- 31 października 2016, o 13:33 --
Zacząłem przymierzać się do jazdy środkami miejskimi jak tramwaje czy autobusy.
Początkowo tylko chodziłem na przystanki ale nie odważyłem się wsiąść.
Z perspektywy czasu widzę, że przełamywanie lęku u mnie polegało na pewnych etapach, i jest to związane ze znaną pewnie wielu z zajeć terapii, kwestią poszerzania granicy komfortu.
Mianowicie ja zacząłem od ataków paniki i lęku w domu, potem zacząłem coraz dalej i śmielej poczyniać sobie z wychodzeniem na dwór, potem przyszły tramwaje, autobusy i potem część ostatnia, ale po kolei.
Dodam w tym miejscu, że być może czytając to nie widać tutaj pewnego rodzaju dramatyzmy przełamywania lęku, przez co być może wielu z was pomyśli, że widocznie nie było ze mną tak źle.
Otóż zależy mi na tym tutaj aby streścić moją kwestię przełamywania lęku i oswajania go, pokazać, że jest to możliwe, że nie trzeba mieć zaburzenia lękowego, że to wszystko siedzi w głowach i związane jest z nieprawidłowym podejściem do de facto stanów naturalnych naszego organizmu (reakcja walcz bądź uciekaj)
Jednakże te wszystkie wyjścia wiązały się z odczuwaniem lęku, którego nie sposób opisać, objawy były realne i bardzo mocne, zawracałem i rezygnowałem sporo razy, wiele razy biegłem z powrotem do domu, wiele razy chciałem błagać na ulicy żeby ktoś wezwał karetkę, ale zarazem byłem tak zdeterminowany, że serio wolałem umrzeć niż dalej mieć zaburzenie.
Dlatego ciągle, codziennie, czasem po kilkanaście razy w ciągu dnia stosowałem ataki na zaburzenie, czyli szukałem sytuacji w których lęk może się nasilić, brnąłem w nie, brałem lęk i strach do siebie, nie chciałem już się z tym szarpać, uciekać od tego, dyskutowałem z myślami, ośmieszałem je, drwiłem z nich, prosiłem je na przekór aby zrobiły to co mówią.
Dzięki temu miałem okazję oswoić się z lękiem.
Ale wierzcie mi nie było to łatwe, dla mnie osobiście był to bardzo trudny okres, jednakże dość warty poświęcenia a dla tych, którzy mogą się obawiać tego, że przezwyciężanie lęku może być zbyt trudne mam pytanie, czy teraz macie okres łatwy?
Nie i do tego częściowo pewnie zero nadziei, że będziecie wolni od lęku na stałe.
Czym jest nasilenie lęku w momentach pierwszych prób jego przełamań, w obliczu miesięcy i lat z zaburzeniem lękowym?
Tak więc wiele razy nie dałem rady wsiąść do tramwaju, odpuszczałem sobie i jedynie spacerowałem z tym syfem, jako, że te pierwsze przełamywania trwały już ponad dobry miesiąc, czułem się już dużo pewniej ale nadal bałem się tramwaju, jakkolwiek to brzmi.
W końcu doszło do pierwszych prób, i wysiadałem po paru przystankach bo czułem, że lęk jest zbyt silny i się poddawałem.
Z lękiem w komunikacji miejskiej problemem jest to, że w niej lęk jest specyficzny, bowiem opiera się między innymi na tym, że z tego pudełka nie ma jak nagle uciec ani wysiąść.
Zresztą w każdym miejscu gdzie ucieczka jest utrudniona lęk jest zwykle silniejszy.
Wynika to z tego, że lęk to przypominam nic innego jak reakcja walcz bądź uciekaj, reakcja ta naturalnie ma nas przygotować do walki bądź ucieczki i dlatego często podczas lęku mamy ochotę i potrzebę panicznej ucieczki a zamknięte pomieszczenia i pojazdy jak np autobus, albo np. sala fryzjerska, dentystyczna powodują, że lęk się nasila bo ucieczka jest mało możliwa bądź utrudniona.
Dlatego właśnie nerwicowcy w takich sytuacjach mogą czuć się gorzej.
W końcu nadszedł dzionek, który dokonał pewnego tramwajowego
przełomu, kupiłem sobie bilecik dobowy i zdecydowałem nie wysiadać tylko jechać od krańcówki do krańcówki i z powrotem.
Oczywiście już czułem się gorzej na samą myśl o tym ale wsiadłem w tramwaj.
Po kilku przystankach poczułem się słabo, i zacząłem masakrycznie się pocić, zawsze przy lęku wśród ludzi miałem problem z obfitym poceniem, byłem tak mokry jakbym wyszedł spod prysznica, koszulka była do wykręcenia, w tramwaju było duszno, a ja czułem się strasznie źle, depersonalizacja bardzo wzrosła ale jechałem dalej.
Z każdym kolejnym przystankiem było coraz gorzej, czułem, że nie mam czym oddychać, że powietrze nie dochodzi do płuc, w głowie ścisk i zawroty, serce pewnie ze 180 pulsu bo aż twarz mnie piekła do gorąca, serce potykało, słąbość straszna, odrealnienie tak duże, że mimo tego, iż znam dobrze swoje miasto nie do końca wiedziałem gdzie się znajduję.
Ogólnie liczyła się dla mnie wtedy natychmiastowa ewakuacja i z trudem powstrzymywałem się żeby nie wyskoczyć przez choćby okno.
Myśli natrętne lękowe oczywiście liczne, panika totalna, trudno opisać co się dzieje w środku człowieka, który czuje kosmiczny lęk a do tego siedzi w tramwaju i jedzie nim na krańcówkę na jakieś zadupie.
Ale nadal jechałem dalej dopóki jakies laski nie zaczeły dziwnie hichotać patrząc się na mnie, nie bardzo wiedziałem w czym rzecz i zresztą czułem się tak, że gówno mnie to obchodziło ale zauważyłem, że wszyscy dziwnie na mnie opatrzą i zrozumiałem, że jestem tak spocony, że pot po prostu ze mnie kapie a koszulka jest tak mokra, że przyklejona.
Nie dosyć, ze czułem się masakrycznie, to jeszcze do tego obserwowany i tylko to ostatnie pogorszyło sprawę.
Na najbliższym przystanku lęk był taki, że jednak wysiadłem, natomiast pamiętam, że mięśnie miałem tak spięte, że nie mogłem zejść po schodach, ogólnie musiałem wyglądać dziwacznie bo wszyscy zwracali na mnie uwagę.
Wysiadłem na jakimś zadupiu, czułem się nadal źle, lęk trzymał bardzo, derealizacja była na szczytach, miałem wielkie pragnienie krzyczeć o pomoc, podejść do ludzi na przystanku żeby mi pomogli.
Jednak powstrzymałem się i poszedłem za przystanek na polanę, czułem się strasznie bezsilny i zacząłem żałować, że tak się wypuściłem, nie bardzo wiedziałem co mam teraz zrobić, wyjąłem telefon i miałem dzwonić do laski ale po chwili pomyślałem o tej swojej dziewczynie ile razy musiała tego słuchać, że robie te same uniki co zawsze i tym telefonem wróce do poczatku nakrecania się.
Wróciła mi ochota na dalsze przełamywanie się, usiadłem na tej polance a w zasadzie prawie się położyłem bo byłem w fatalnym stanie.
Zamknąłem oczy i powtarzałem tylko "dokończ dzieła nerwiczko, dawaj, dokończ dzieła".
Była chwila kiedy miałem jednak wstać i lecieć po pomoc bo objawy były straszne, jak zawsze zresztą.
Jednakże przeczekałem ten atak, i po jakimś czasie, dla mnie dość długim choć mineło parę minut, zacząłem odczuwać poprawę, lęk się uspokoił trochę, objawy zaczeły się zmniejszać, poczułem się dużo lepiej i wiem, ze to był wtedy duży przełom.
Posiedziałem tam jeszcze jakiś czas, przestałem się pocić, aż tak źle czuć, jedynie mięśnie od dłuższego napięcia były sztywne, poczułem ulgę i pewien rodzaj szczęścia, że poczułem pewne możliwości.
Poszedłem po czasie pewnym na powrotny przystanek i wróciłem do domu tramwajem, nie było już żadnych niespodzianek w postaci pogorszenia lęków czy objawów.
Od tamtej pory nie miałem już problemów z jazdą tramwajami ani autobusami.
Znowu poszerzyłem strefę komfortu i pokazałem umysłowi, że nie ma się czego bać, bo lęk i objawy zawsze się kończą i za tymi obawami nic nie ma, porzuciłem wówczas tą kontrolę, nie uciekłem, nie dałem się panice i udało się.
nerwica-lekowa-leczenie-czesc-3-t3409.html (drugi post Wiktora)
-- 31 października 2016, o 13:26 --
Zaraz Ci coś wkleje.
-- 31 października 2016, o 13:33 --
Zacząłem przymierzać się do jazdy środkami miejskimi jak tramwaje czy autobusy.
Początkowo tylko chodziłem na przystanki ale nie odważyłem się wsiąść.
Z perspektywy czasu widzę, że przełamywanie lęku u mnie polegało na pewnych etapach, i jest to związane ze znaną pewnie wielu z zajeć terapii, kwestią poszerzania granicy komfortu.
Mianowicie ja zacząłem od ataków paniki i lęku w domu, potem zacząłem coraz dalej i śmielej poczyniać sobie z wychodzeniem na dwór, potem przyszły tramwaje, autobusy i potem część ostatnia, ale po kolei.
Dodam w tym miejscu, że być może czytając to nie widać tutaj pewnego rodzaju dramatyzmy przełamywania lęku, przez co być może wielu z was pomyśli, że widocznie nie było ze mną tak źle.
Otóż zależy mi na tym tutaj aby streścić moją kwestię przełamywania lęku i oswajania go, pokazać, że jest to możliwe, że nie trzeba mieć zaburzenia lękowego, że to wszystko siedzi w głowach i związane jest z nieprawidłowym podejściem do de facto stanów naturalnych naszego organizmu (reakcja walcz bądź uciekaj)
Jednakże te wszystkie wyjścia wiązały się z odczuwaniem lęku, którego nie sposób opisać, objawy były realne i bardzo mocne, zawracałem i rezygnowałem sporo razy, wiele razy biegłem z powrotem do domu, wiele razy chciałem błagać na ulicy żeby ktoś wezwał karetkę, ale zarazem byłem tak zdeterminowany, że serio wolałem umrzeć niż dalej mieć zaburzenie.
Dlatego ciągle, codziennie, czasem po kilkanaście razy w ciągu dnia stosowałem ataki na zaburzenie, czyli szukałem sytuacji w których lęk może się nasilić, brnąłem w nie, brałem lęk i strach do siebie, nie chciałem już się z tym szarpać, uciekać od tego, dyskutowałem z myślami, ośmieszałem je, drwiłem z nich, prosiłem je na przekór aby zrobiły to co mówią.
Dzięki temu miałem okazję oswoić się z lękiem.
Ale wierzcie mi nie było to łatwe, dla mnie osobiście był to bardzo trudny okres, jednakże dość warty poświęcenia a dla tych, którzy mogą się obawiać tego, że przezwyciężanie lęku może być zbyt trudne mam pytanie, czy teraz macie okres łatwy?
Nie i do tego częściowo pewnie zero nadziei, że będziecie wolni od lęku na stałe.
Czym jest nasilenie lęku w momentach pierwszych prób jego przełamań, w obliczu miesięcy i lat z zaburzeniem lękowym?
Tak więc wiele razy nie dałem rady wsiąść do tramwaju, odpuszczałem sobie i jedynie spacerowałem z tym syfem, jako, że te pierwsze przełamywania trwały już ponad dobry miesiąc, czułem się już dużo pewniej ale nadal bałem się tramwaju, jakkolwiek to brzmi.
W końcu doszło do pierwszych prób, i wysiadałem po paru przystankach bo czułem, że lęk jest zbyt silny i się poddawałem.
Z lękiem w komunikacji miejskiej problemem jest to, że w niej lęk jest specyficzny, bowiem opiera się między innymi na tym, że z tego pudełka nie ma jak nagle uciec ani wysiąść.
Zresztą w każdym miejscu gdzie ucieczka jest utrudniona lęk jest zwykle silniejszy.
Wynika to z tego, że lęk to przypominam nic innego jak reakcja walcz bądź uciekaj, reakcja ta naturalnie ma nas przygotować do walki bądź ucieczki i dlatego często podczas lęku mamy ochotę i potrzebę panicznej ucieczki a zamknięte pomieszczenia i pojazdy jak np autobus, albo np. sala fryzjerska, dentystyczna powodują, że lęk się nasila bo ucieczka jest mało możliwa bądź utrudniona.
Dlatego właśnie nerwicowcy w takich sytuacjach mogą czuć się gorzej.
W końcu nadszedł dzionek, który dokonał pewnego tramwajowego

Oczywiście już czułem się gorzej na samą myśl o tym ale wsiadłem w tramwaj.
Po kilku przystankach poczułem się słabo, i zacząłem masakrycznie się pocić, zawsze przy lęku wśród ludzi miałem problem z obfitym poceniem, byłem tak mokry jakbym wyszedł spod prysznica, koszulka była do wykręcenia, w tramwaju było duszno, a ja czułem się strasznie źle, depersonalizacja bardzo wzrosła ale jechałem dalej.
Z każdym kolejnym przystankiem było coraz gorzej, czułem, że nie mam czym oddychać, że powietrze nie dochodzi do płuc, w głowie ścisk i zawroty, serce pewnie ze 180 pulsu bo aż twarz mnie piekła do gorąca, serce potykało, słąbość straszna, odrealnienie tak duże, że mimo tego, iż znam dobrze swoje miasto nie do końca wiedziałem gdzie się znajduję.
Ogólnie liczyła się dla mnie wtedy natychmiastowa ewakuacja i z trudem powstrzymywałem się żeby nie wyskoczyć przez choćby okno.
Myśli natrętne lękowe oczywiście liczne, panika totalna, trudno opisać co się dzieje w środku człowieka, który czuje kosmiczny lęk a do tego siedzi w tramwaju i jedzie nim na krańcówkę na jakieś zadupie.
Ale nadal jechałem dalej dopóki jakies laski nie zaczeły dziwnie hichotać patrząc się na mnie, nie bardzo wiedziałem w czym rzecz i zresztą czułem się tak, że gówno mnie to obchodziło ale zauważyłem, że wszyscy dziwnie na mnie opatrzą i zrozumiałem, że jestem tak spocony, że pot po prostu ze mnie kapie a koszulka jest tak mokra, że przyklejona.
Nie dosyć, ze czułem się masakrycznie, to jeszcze do tego obserwowany i tylko to ostatnie pogorszyło sprawę.
Na najbliższym przystanku lęk był taki, że jednak wysiadłem, natomiast pamiętam, że mięśnie miałem tak spięte, że nie mogłem zejść po schodach, ogólnie musiałem wyglądać dziwacznie bo wszyscy zwracali na mnie uwagę.
Wysiadłem na jakimś zadupiu, czułem się nadal źle, lęk trzymał bardzo, derealizacja była na szczytach, miałem wielkie pragnienie krzyczeć o pomoc, podejść do ludzi na przystanku żeby mi pomogli.
Jednak powstrzymałem się i poszedłem za przystanek na polanę, czułem się strasznie bezsilny i zacząłem żałować, że tak się wypuściłem, nie bardzo wiedziałem co mam teraz zrobić, wyjąłem telefon i miałem dzwonić do laski ale po chwili pomyślałem o tej swojej dziewczynie ile razy musiała tego słuchać, że robie te same uniki co zawsze i tym telefonem wróce do poczatku nakrecania się.
Wróciła mi ochota na dalsze przełamywanie się, usiadłem na tej polance a w zasadzie prawie się położyłem bo byłem w fatalnym stanie.
Zamknąłem oczy i powtarzałem tylko "dokończ dzieła nerwiczko, dawaj, dokończ dzieła".
Była chwila kiedy miałem jednak wstać i lecieć po pomoc bo objawy były straszne, jak zawsze zresztą.
Jednakże przeczekałem ten atak, i po jakimś czasie, dla mnie dość długim choć mineło parę minut, zacząłem odczuwać poprawę, lęk się uspokoił trochę, objawy zaczeły się zmniejszać, poczułem się dużo lepiej i wiem, ze to był wtedy duży przełom.
Posiedziałem tam jeszcze jakiś czas, przestałem się pocić, aż tak źle czuć, jedynie mięśnie od dłuższego napięcia były sztywne, poczułem ulgę i pewien rodzaj szczęścia, że poczułem pewne możliwości.
Poszedłem po czasie pewnym na powrotny przystanek i wróciłem do domu tramwajem, nie było już żadnych niespodzianek w postaci pogorszenia lęków czy objawów.
Od tamtej pory nie miałem już problemów z jazdą tramwajami ani autobusami.
Znowu poszerzyłem strefę komfortu i pokazałem umysłowi, że nie ma się czego bać, bo lęk i objawy zawsze się kończą i za tymi obawami nic nie ma, porzuciłem wówczas tą kontrolę, nie uciekłem, nie dałem się panice i udało się.
nerwica-lekowa-leczenie-czesc-3-t3409.html (drugi post Wiktora)
Żyj odgrodzony od przeszłości i przyszłości.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 45
- Rejestracja: 30 października 2016, o 22:06
Niedobrze mi się zrobiło podczas czytania tego... nie jestem w stanie sie na cos takiego wystawic. mnie taka porazka by cofnela do punktu wyjscia...
- Kretu
- Odburzony Wolontariusz Forum
- Posty: 1180
- Rejestracja: 14 października 2016, o 10:07
Widzisz, skoro Wiktor wyszedł z tego stanu, to oznacza że Ty też potrafisz.. po prostu musisz chcieć. Zrozum jedno, lęk nie zrobi Ci krzywdy, nie zabije Cie, nie spowoduje kalectwa, nie spowoduje tego że oszalejesz - nic Ci nie grozi.. oprócz odczuwania lęku który przyjemny nie jest i ataków paniki.. to wszystko, musisz postawić na coś, albo na swoje życie i ryzykowanie, albo na ciapcianie się z zaburzeniem.
Żyj odgrodzony od przeszłości i przyszłości.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 45
- Rejestracja: 30 października 2016, o 22:06
W takich zaburzeniach ten krok od teorii do praktyki jest mega wyzwaniem. Ja czuję,ze stoję juz nad ta krawędzia ale panicznie sie boję puscic tego wszystkiego. Oczywiscie miewam momenty,ze mam TEN dzien i wsiadam w autobus lub wchodze do sklepu. Siedze spokojnie ale caly czas w czuwaniu. Tak naprawde to atak paniki mialam tylko 2 razy, bo reszta to tylko paniczny lęk, ze to sie wydarzy. Ostatnio weszlam do autobusu mimo wszystko będąc przed tym zielona, z wymiotami juz w gardle prawie. Weszlam i coz sie stalo? Moje cialo bylo mega spokojne. Tylko moj umysl walczyl. Bylam obserwatorem jak umysl szarpie sie z cialem, jak probuje je nakrecic. Nawet serce mi nie walilo. To mysle, ze to doswiadczenie jest sprawa mojej praktyki uważności akurat. To nauka oddzielania emocji od ciala, obserwacja ich.
- marianna
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 2070
- Rejestracja: 23 kwietnia 2014, o 23:47
Mindfulgirl jak sama zauważyłaś po załatwieniu spraw czujesz się dobrze, spokojnie.
To nawet nie wiem czy to agorafobia można nazwać czy po prostu to nie jest stan napięcia przed wyjściem
i oczekiwanie na atak paniki.
A jak u Ciebie z wiedzą nt. ataków paniki? Masz obcykane objawy?
Być może tak jak ja zaliczyłaś atak przy wyjsciu i ten lęk w Tobie po prostu siedzi.
Ja przez pare miesiecy meczyłam się z podobna sytuacją i też wydawało mi się że to agorafobia albo może fobia
społeczna, znacznie mi się polepszyło jak dobrze poznałam na czym atak paniki polega, co to jest i że w sumie
nawet jesli mi sie przydaży to własciwie poza napadem leku nic sie ta naprawde nie zdarzy, nie zmieni.
Niczym ten atak paniki mi nie grozi, czyli zmieniłam nastawienie do samego ataku paniki.
Wtedy okazało się że ani wyjście, załatwianie spraw czy kontakt z innymi nie jest wcale takim problemem dla mnie
bo nie przeżywam tego wszystkiego z lękiem przed atakiem.
To nawet nie wiem czy to agorafobia można nazwać czy po prostu to nie jest stan napięcia przed wyjściem
i oczekiwanie na atak paniki.
A jak u Ciebie z wiedzą nt. ataków paniki? Masz obcykane objawy?

Być może tak jak ja zaliczyłaś atak przy wyjsciu i ten lęk w Tobie po prostu siedzi.
Ja przez pare miesiecy meczyłam się z podobna sytuacją i też wydawało mi się że to agorafobia albo może fobia
społeczna, znacznie mi się polepszyło jak dobrze poznałam na czym atak paniki polega, co to jest i że w sumie
nawet jesli mi sie przydaży to własciwie poza napadem leku nic sie ta naprawde nie zdarzy, nie zmieni.
Niczym ten atak paniki mi nie grozi, czyli zmieniłam nastawienie do samego ataku paniki.
Wtedy okazało się że ani wyjście, załatwianie spraw czy kontakt z innymi nie jest wcale takim problemem dla mnie
bo nie przeżywam tego wszystkiego z lękiem przed atakiem.
*** JEŚLI KTOŚ MI ODPOWIADA TO "CYTUJCIE" BO JA POTEM GUBIĘ WĄTKI ***
http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 4
- Rejestracja: 1 listopada 2016, o 09:40
Mam dosłownie to samo.
Dzisiaj od pobudki- cała w nerwach, a dlaczego? bo jadę na zatłoczony cmentarz. Śmieszne...- no właśnie boję się opinii innych. "Co jeśli zwymiotuję?", "Co jeśli tam zaczne krzyczeć, dziwnie się zachowywać"? Najbrdziej boję się, że dostanę zawał udar i pogotowie nie zdąrzy przyjechać.
Chodzę na terapię już do 3 psychologa. Zończyłam właśnie (na własne życzenie) leczenie u psychiatry- bo to nie rozwiązanie. Obecnie mój psycholog stosuje terapię poznawczo - behawioralną, gdzie stopniowo uczę się ryzykować. Niby pomaga, ale jestem strasznie niecierpliwa...Moje myśli są opętane przez kontrolę nad samopoczuciem. STRASZNE
Dzisiaj od pobudki- cała w nerwach, a dlaczego? bo jadę na zatłoczony cmentarz. Śmieszne...- no właśnie boję się opinii innych. "Co jeśli zwymiotuję?", "Co jeśli tam zaczne krzyczeć, dziwnie się zachowywać"? Najbrdziej boję się, że dostanę zawał udar i pogotowie nie zdąrzy przyjechać.
Chodzę na terapię już do 3 psychologa. Zończyłam właśnie (na własne życzenie) leczenie u psychiatry- bo to nie rozwiązanie. Obecnie mój psycholog stosuje terapię poznawczo - behawioralną, gdzie stopniowo uczę się ryzykować. Niby pomaga, ale jestem strasznie niecierpliwa...Moje myśli są opętane przez kontrolę nad samopoczuciem. STRASZNE

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 45
- Rejestracja: 30 października 2016, o 22:06
marianna...nie bardzo wiem jak to odróznic... mozesz szerzej? mam to do 7 lat i teorię mam obcykana, przez tyle lat mozna sie oczytac
Tak, pierwszy atak mialam w autobusie. Przestalam jezdzic wtedy sama. Potem odkrylam, ze w sklepie mam to samo. Moglam jezdzic tylko z kims. Ale teraz np. nie ma to znaczenia czy jade z kims czy nie, w obu przypadkach mnie cos szarpie.
She84.. tez tak mam... rozumiem Cie, zanim wyjde, to pelno obaw w głowie. Dlatego ide po dziecko do przedszkola 30 min wczesniej by nie bylo tłumow w przedszkolu.
-- 1 listopada 2016, o 11:18 --
jeszcze mam taką refleksję.... zagdzam się, ze żeby z tego wyjsc, trzeba się uakatywnić. Ze tylko droga działania bedzie skuteczna. Ale ten opis powyżej eksponowania się na lęk, jest moim zdaniem nie dla każdego. Obawiam się, że gdybym ja tak zahojraczyła w autobusie albo inna słaba osoba, wyczerpana tym wszystkim mogłoby to sie skonczyc tragicznie. Nie zgadzam się tez do konca, że atak paniki nie moze spowodowac realnych skutków.Niektórym zdarzają się omdlenia itd. a takie omdlenie nie pozostanie wtedy obojetne na przyszłosc. Ten opis Viktora jest moim zdanie ekstremalny i jest to jego osobiste doswiadczenie na jego osobista odpowiedzialnośc. Mysle, ze był juz bardzo mocno świadomy tego co robi.

She84.. tez tak mam... rozumiem Cie, zanim wyjde, to pelno obaw w głowie. Dlatego ide po dziecko do przedszkola 30 min wczesniej by nie bylo tłumow w przedszkolu.
-- 1 listopada 2016, o 11:18 --
jeszcze mam taką refleksję.... zagdzam się, ze żeby z tego wyjsc, trzeba się uakatywnić. Ze tylko droga działania bedzie skuteczna. Ale ten opis powyżej eksponowania się na lęk, jest moim zdaniem nie dla każdego. Obawiam się, że gdybym ja tak zahojraczyła w autobusie albo inna słaba osoba, wyczerpana tym wszystkim mogłoby to sie skonczyc tragicznie. Nie zgadzam się tez do konca, że atak paniki nie moze spowodowac realnych skutków.Niektórym zdarzają się omdlenia itd. a takie omdlenie nie pozostanie wtedy obojetne na przyszłosc. Ten opis Viktora jest moim zdanie ekstremalny i jest to jego osobiste doswiadczenie na jego osobista odpowiedzialnośc. Mysle, ze był juz bardzo mocno świadomy tego co robi.
-
- Administrator
- Posty: 6548
- Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54
Wiesz co jest bardziej ekstremalne dla zdrowia zarówno psychicznego jak i fizycznego? Życie latami w "lęku przed". Tak naprawdę to co widać w moim opisie może wydawać się ekstremalne ale takie nie jest, miałem po prostu dosyć bycia niewolnikiem lęku. Bo to jest dopiero pełna ekstrema! Bac się ataku paniki, bać się lęku, mówić sobie, ze taki atak może to i tamto - to jest ekstrema, i to totalna. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę to opis powyższy to sama przyjemność 
To jedna rzecz.
Druga sprawa to taka, iż nie trzeba rzucać się na głęboką wodę od razu, ja cierpiałem na zaburzenia lękowe latami więc miałem wiele prób i niepowodzeń oraz wiele przemyśleń (mówią o tym pozostałe materiały).
Ale tak po prawdzie nie potrafię sobie wyobrazić lepszego przerwania "obaw przed". Oczywiście, że można wyliczać co się wtedy może stać, tylko pytanie po co to robić? Bo w takim razie skoro wyliczamy to może jednak ten obecny stan nie jest taki straszny?
Czemu więc narzekamy i szukamy z niego wyjścia?
To co ja opisywałem w wypadku agresywnego podejścia do ataków i lęku to tylko pewien wycinek calości obrazu ale nie będe ukrywał, iż był mi on potrzebny. W wypadku tkwienia wiele lat w takim typowym lekowym kole lęku przed atakami sądzę, iż jest to etap, który i tak kazdy przejdzie.
Ale każdy na swój sposób, sa osoby, którym lęk przed atakiem paniki minął po wielu latach gdy po prostu usiedli na chodniku i atak przeczekali w pełni na niego przyzwalając. Istotne jest własnie to przyzwolenie sobie mentalnie na atak paniki i tak naprawdę brak reakcji na niego.
Bo ten lęk to jest iluzja i szopka.
W jaki sposób ma Ci pomóc to, iż mówisz sobie, ze przecież możesz zemdleć? Takie coś Cię jedynie ograniczy i to dośc mocno.

To jedna rzecz.
Druga sprawa to taka, iż nie trzeba rzucać się na głęboką wodę od razu, ja cierpiałem na zaburzenia lękowe latami więc miałem wiele prób i niepowodzeń oraz wiele przemyśleń (mówią o tym pozostałe materiały).
Ale tak po prawdzie nie potrafię sobie wyobrazić lepszego przerwania "obaw przed". Oczywiście, że można wyliczać co się wtedy może stać, tylko pytanie po co to robić? Bo w takim razie skoro wyliczamy to może jednak ten obecny stan nie jest taki straszny?

To co ja opisywałem w wypadku agresywnego podejścia do ataków i lęku to tylko pewien wycinek calości obrazu ale nie będe ukrywał, iż był mi on potrzebny. W wypadku tkwienia wiele lat w takim typowym lekowym kole lęku przed atakami sądzę, iż jest to etap, który i tak kazdy przejdzie.
Ale każdy na swój sposób, sa osoby, którym lęk przed atakiem paniki minął po wielu latach gdy po prostu usiedli na chodniku i atak przeczekali w pełni na niego przyzwalając. Istotne jest własnie to przyzwolenie sobie mentalnie na atak paniki i tak naprawdę brak reakcji na niego.
Bo ten lęk to jest iluzja i szopka.
W jaki sposób ma Ci pomóc to, iż mówisz sobie, ze przecież możesz zemdleć? Takie coś Cię jedynie ograniczy i to dośc mocno.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie
Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie
Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
- marianna
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 2070
- Rejestracja: 23 kwietnia 2014, o 23:47
W takim razie zapewne wiesz że często ataki paniki leczy się tak że wywołuje się je przy terapeucie
aż pacjent nie przestanie się ich bać i te ataki zaczną być mu obojetne.
Czyli nie jest tak że lekarz przed nimi pacjenta jakoś chce obronić, jakoś ten atak powstrzymać
tylko własnie odwrotnie, chodzi o to żeby pacjent go dostał i zobaczył że nic sie nie stało od tego.
Aby sobie ten atak przeżył 1,2,3 raz a nie przed nim uciekał.
Czyli odwrotna strategia niz stosujesz Ty.
Wszystkie objawy znasz, wiesz że to chwilowe, że to sa normalne reakcje organizmu na napiecie.
I nic poza tym.
Co takiego sie stanie jeśli ataku dostaniesz w autobusie czy w urzedzie i na chwile wyjdziesz albo nie wyjdziesz i przezyjesz ten lęk?
ALbo nawet jeśli zrobi Ci sie niedobrze i sobie zwymiotujesz to torebki która możesz nosić ze sobą?
Może jestes w ciąży, a może sie zatrułaś, i co z tego?
Świat sie nie zawali:)
Myslisz że jak byłam w ciąży to nie puściłam nigdy pawia na ulicy? I co z tego?
Co takiego po tych 7 latach lęku miało by sie stać, mimo że przez tyle czasu sie nie stało i nikogo poza Tobą to
nie obchodzi, bo każdy ma swoje sprawy i problemy z tym tłumie?
A nawet jesli ktos by sie domyslił że masz atak paniki, to co, nie mozesz mieć?
Widocznie masz powody jakieś.
Ja swój atak paniki miałam w przychodni pełnej ludzi, głosno płakałam na cały korytarz:)
I co z tego, miałam kłopoty wtedy to płakałam:)
W autobusie też kiedyś miałam atak paniki i też płakałam:)
I wielu ludzi widziałam z atakiem paniki na ulicy i płaczących itd...
Niestety jest chyba tak tak pisał Kretu, że trzeba wyjść lekowi na przeciw.
A tak naprawde nie lękowi a iluzji, wyobrażeniom o tym co ma być a co tak naprawde w ogóle nie ma znaczenia.
Bo ja jak mimo lęku pójdziesz w ten tłum raz, drugi, trzeci raz i zobaczysz że przeżyłaś, że wróciłaś do domu,
to Ci się ta iluzja rozwieje wreszcie.
aż pacjent nie przestanie się ich bać i te ataki zaczną być mu obojetne.
Czyli nie jest tak że lekarz przed nimi pacjenta jakoś chce obronić, jakoś ten atak powstrzymać
tylko własnie odwrotnie, chodzi o to żeby pacjent go dostał i zobaczył że nic sie nie stało od tego.
Aby sobie ten atak przeżył 1,2,3 raz a nie przed nim uciekał.
Czyli odwrotna strategia niz stosujesz Ty.
Wszystkie objawy znasz, wiesz że to chwilowe, że to sa normalne reakcje organizmu na napiecie.
I nic poza tym.
Co takiego sie stanie jeśli ataku dostaniesz w autobusie czy w urzedzie i na chwile wyjdziesz albo nie wyjdziesz i przezyjesz ten lęk?
ALbo nawet jeśli zrobi Ci sie niedobrze i sobie zwymiotujesz to torebki która możesz nosić ze sobą?
Może jestes w ciąży, a może sie zatrułaś, i co z tego?

Świat sie nie zawali:)
Myslisz że jak byłam w ciąży to nie puściłam nigdy pawia na ulicy? I co z tego?

Co takiego po tych 7 latach lęku miało by sie stać, mimo że przez tyle czasu sie nie stało i nikogo poza Tobą to
nie obchodzi, bo każdy ma swoje sprawy i problemy z tym tłumie?
A nawet jesli ktos by sie domyslił że masz atak paniki, to co, nie mozesz mieć?

Widocznie masz powody jakieś.
Ja swój atak paniki miałam w przychodni pełnej ludzi, głosno płakałam na cały korytarz:)
I co z tego, miałam kłopoty wtedy to płakałam:)
W autobusie też kiedyś miałam atak paniki i też płakałam:)
I wielu ludzi widziałam z atakiem paniki na ulicy i płaczących itd...
Niestety jest chyba tak tak pisał Kretu, że trzeba wyjść lekowi na przeciw.
A tak naprawde nie lękowi a iluzji, wyobrażeniom o tym co ma być a co tak naprawde w ogóle nie ma znaczenia.
Bo ja jak mimo lęku pójdziesz w ten tłum raz, drugi, trzeci raz i zobaczysz że przeżyłaś, że wróciłaś do domu,
to Ci się ta iluzja rozwieje wreszcie.
*** JEŚLI KTOŚ MI ODPOWIADA TO "CYTUJCIE" BO JA POTEM GUBIĘ WĄTKI ***
http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 45
- Rejestracja: 30 października 2016, o 22:06
Ja wszystko to wiem, brak mi odwagi jednak... nie wiem który etap muszę wzmocnic jeszcze. Za kazdym razem mam poczucie, ze PRZECIEZ nic sie nie stało, czego ja sie bałam do jasnej ciasnej???? Chcialabym znac odpowiedz dlaczego kurczowo się tego trzymam...i boje sie skoku w nieznane
lub znane ale zapomniane. Chyba musze jeszcze popracowac nad dystansem i brakiem oceny.

- marianna
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 2070
- Rejestracja: 23 kwietnia 2014, o 23:47
... może własnie dlatego że trzymasz się iluzji i jednak np. te 30 min wczesniej wychodziszMindfulgirl pisze: Chcialabym znac odpowiedz dlaczego kurczowo się tego trzymam...
przed tłumem.
Skoro wiesz, i tyle razy widziałaś że nic sie nie stało to czemu właśnie nie pójdziesz w ten tłum?

Poza tym nie zdefiniowałas dokładnie co konkretnie miałoby się w tym tłumie stać i jakie to niby miałoby
mieć straszne konsekwencje:)
Ja sobie mówiłam "a własnie że bede miała ten atak paniki, własnie że dostane a co!"
I z takim nastawieniem szłam w tłum, do autobusu, do urzedu nawet na rozprawe rozwodową..
Własnie że pójde i dostane atak paniki na sali, przy sędziu, męzu i powiem że go mam i na chwile musze wyjść.
I co mi zrobia?

Całkowiecie w 100% sobie pozwoliłam na taki paniki .
Tego sie nauczyłam na terapii. Mówiłam terapeutce że sie boje bo czuje że zaraz dostane atak paniki
na co ona mówiła żebym własnie dostała, żebym nie uciekała przed tym i przezyła te ataki z nią razem.
I tak chyba z tego wyszłam, specjalnie wychodziłam do ludzi żeby te ataki mieć.
No a z takim nastawieniem to cieżko ten atak dostać bo sie zmienia perspektywa patrzenia na to.
Spróbuj, próbuj własnie wychodzić i dostawac te ataki aż Ci sie nie znudzi.
To też jest dobry sposób na walke z lekiem przed oceną bo okazuje sie że ta ocena tez był iluzją.
Atak paniki, płacz czy nawet mdłości to nie jest coś co podlega ocenie innych, to jest po prostu życie
i każdemu sie to zdarza czasami. Tu sie nie ma czego bać. ALe trzeba wyjść z iluzji do faktów i to przezyć po prostu.
Bo iluzja lękowa i wyobrażenia a realne fakty to sa dwie rózne rzeczy:)
Przepraszam że to napiszę, ale wiesz mi że ludzie mają w du**ie czy masz atak paniki czy mdłości
bo mają swoje problemy.
*** JEŚLI KTOŚ MI ODPOWIADA TO "CYTUJCIE" BO JA POTEM GUBIĘ WĄTKI ***
http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 45
- Rejestracja: 30 października 2016, o 22:06
Marianna, zazdroszczę Ci takiego podejscia. Ja mialam terapie 2 razy. niestety psychodynamiczną. Po pierwszej byl efekt wow! ale na pół roku. Na drugiej juz w polowie wiedzialam, ze to do niczego nie prowadzi. Wiem wszystko o sobie, o dziecinstwie, o moim małzenstwie ale.... moja terapeutka nigdy mi żadnych wskazowek nie dawala. Malo tego, ja nigdy nie dostalabym ataku paniki na zawolanie. Nie jest to u mnie mozliwe. u psychoterapeuty czulabym sie bezpiecznie poprostu. Dlatego na terapie sie nie piszę juz. Poglebiam to poprzez mindfulness. To lepsze niz terapia. Prowadzi wlasnie do tego o czy tu sie duzo mysli, do nienadawania myslom wartosci, a przy okazji wycisza. I dziala, bo niedawno po 7 latach takiego konstansu z zaburzeniem, mialam okres totalnego załamania, myslałam, ze wrocilam do zera... ale minelo szybko, psychika wyrzucała dopiero syf, ten co nie wyszedl na psychoterapii. Dopiero pozwolilam sobie na płacz i wspólczucie sobie. Mysle, ze to wazny krok do akceptowania lęku i stanow ktore mu towarzysza. Widzisz jak ciagle jeszcze miewam ten stan, ze kiedy przychodzi napięcie, to ja wtedy z nim walczę zamiast do tego dopuscic.