Ja nie brałam żadnych leków. (ale nikogo nie zniechecam)
Jak mam stresy biore 20- kropel waleriany za 5 zł i wierzcie że napiecie puszcza, a nie uzależnia.
Tylko nie wolno jej łączyć z lekami.
Raz wzięłam jakis odpowiednik xanaxu jak mi psychiatra tłumaczyła że bez leków nie dam rady i będzie tylko gorzej i gorzej.
I poczulam się jakbym sie naćpała, oddałam go g***o do apteki.
Kolejna psychiatra powiedziała że żadnych leków nie będzie mi dawała, bo przejdzie samo wszystko jak zrozumiem że mam nerwicę.
A poszłam do niej z wielkim dd, natretami i powiedzialam że chyba juz zwariowałam od lęku
Po pierwsze ufałam sobie a nie lękowi i objawom.
Wiedziałam że skoro kiedyś było normalnie i nagle dopadły mnie takie objawy i lęk to musi to kiedyś
się skończyć tak samo jak przyszło bo to jakoś zupełnie nie w moim stylu.
Po drugie wiedząc że przez lata miałam różne objawy nerwicy i z czasem tracą one na waznosci
i przechodzą tak samo będzie z tymi, oraz z lękiem, więc starałam sie traktowac je tak samo ja te które
przeszły i tak jak pisze Nikom, zając sie zyciem i pracą.
Po trzecie przestałam uciekać przed lękiem.
Jesli sie bałam, nawet jesli to byl lęk paniczny to sobie pozwalałam na to.
Mówiłam sobie "ku***a ale sie boje!

ale jak chcesz to sie bój, proszę bardzo"
Zaczełam traktować lęk, nawet duzy na tej samej zasadzie co ataki paniki, czyli przeżywałam to na zywca.
I jak sobie tak posiedziałam z tym lękiem i dałam sie mu ogarnąć w pełni to on znikał.
Okazywalo sie że poza lękiem nic wiecej nie ma i że jest on iluzją.
I tak z panicznego lęku zaczęłam przechodzić do zupełnego spokoju.
Po czwarte zastanowiłam sie co we mnie, jakie przekonania, jakie obawy powodują
w ogóle lęki i napięcie, zrobiłam notatki i zmienilam nastawienie do tego.
I to też duzo daje, poza tym wtedy człowiek zaczyna sie zajmowac reanymi problemami
a nie tym że siedzi i sie trzesie z lęku.
No i tyle ode mnie:)