Mysle, ze na pewno do konca jeszcze nie rozumiem, czy jest zaburzenie lekowe, bo niektore sytuacje pojawiaja sie u mnie w kolko. Proboje do nich czasem podchodzic inaczej, ale troche jakby nie wierze, ze uda mi sie je pokonac.
Najbardziej denerwuje mnie moja znerwicowana zona. Kiedy czasem mam wrazenie, ze wszystko idzie dobrze, jej perfekcjonizm, umrdowywanie sie, aby tylko bylo czysto na blysk mnie dobija. A jeszcze jej mama, ktora rowniez jest nerwicowcem 'na wyzszym poziomie wtajemniczenia' ja w tym utwierdza. Jak jestem tylko z nimi dwiema w domu, to jestem bliski erupcji jak wulkan. Nie jestem typem balaganiarza, choc w oczach zony lub tesciowej pewnie jestem, bo dojechanie do ich standardow jest mozliwe tylko dla garstki zyjacej...
No i jeszcze przesadne dbanie o wiele detali dziecka, typu, co z nim jest, jak nie je, a jak nie spi dobrze, a jak mowi, ze cos go boli, to na pewno ma chorobe jakas, zaraz spadnie i sie zabije... Po prostu przesadna obawa o 21 miesiecznego chlopca. Ja juz tez nawet tym troche przesiaklem, bo nie chce wyjsc, ze w ogole sie nim nie zajmuje. Tzn. moze nie tylko przesiaklem, ale po prostu chce odciazyc zone... Pod koniec padam na ryj praktycznie, bez praktycznie zadnego czasu dla siebie do godziny 21:( Chyba, ze maly spi lub zona karmi (ja tez karmie w 50%, zeby ktos nie pomyslal, ze tylko zona to robi).
A dzisiaj jak doszlo do tego to, ze maly nie chcial jesc, i zona stala sie coraz bardziej nerwowa, az zaczela wybuchac i to bardzo nerwowo. Krzycac rowniez glosno i nerwowo. Duzo nie brakowalo, do jakiegos klapsa...

Ja tez dzisiaj wstalem jakis zmeczony, wiec slyszac taki ton mojej zony, schodzilem jej z torów... Probowalem mowic, ze nie wolno krzyczec na dziecko, a ona, ze sam mam go nakarmic. Czesto tak robie, ale dzisiaj ten humor naszego synka dal mi sie rano tez we znaki, ze nie mialem ochoty tego robic, wiec wyszedlem... Czesto mam takie sytuacje w domu. Zastanawiam sie jak na nie reagowac. To nie jest to, ze nie kocham zony. Bo ona wiele fajnych cech, ktore przez nerwice sa przytlumione lub ma inne 'gorsze' cechy. Wiem, ze jak lub ona by zwalczyl nerwice, to bysmy sie dogadali bez problemu (wlasciwie to tak czuje)... Tylko nie wiem, co robic w takich sytuacjach, a dla mnie to bardzo wazne w walce z nerwica. Bo jedno to jest, stawianie jej czoła, a druga przynajmniej, wsparcie lub zrozumienie, gdzie jest problem od najblizszej osoby. Kilka razy nawet ogladala Divovici, pare odcinkow, ale do niej to jakos nie przemawia, bo ja juz tyle tego sluchalem i czytalem i dalej mam z tym problem, to ona na pewno sobie nie poradzi:( Takie ma nastwienie niestety. Jakbym ja sie odburzyl, to bym na pewno jej pomogl, ale teraz jestem zdany raczej sam na siebie

.
Czasem, jak mowi o swoich problemach, to normalnie z nia rozmawiam, ale czasem tez jej mowie, ze to przez nerwice, i ze moglaby to zrobic, tak i tak, w stylu Divovica, a ona, ze jej nie rozumiem:( Wiec nie wiem, co mam z tym zrobic, bo mi na niej zalezy.
Dzisiaj mi przyszlo do glowy, ze moze akceptacja, tego, jak ona jest teraz, by mi pomogla, tylko jak to zrobic. Bo ja to widze, ze ona by miala byc taka caly czas. Choc to podobnie, jak z akceptacja samego siebie, wiemy, ze sie zmienimy... Ale tu chodzi, o kogos innego, gdzie ja do konca nie wiem, czy ona na pewno sie zmieni... Ale samo myslenie, pewnie by pomoglo. Tylko jakos nie moge sobie tego wyobrazic i zaakceptwoac. Podobnie z tesciowa. Ciezko by mi bylo zaakceptwoac fakt, ze jak akceptuja z ta jej wielka nerwica. Tylko jak sie zachowywac w sytuacjach, gdzie ewidentnie emocje je ponosza. Wtedy nie wiem, jak sie zachowac. Bo mnie to wkurza, ze one czesto im ulegaja, ale nie znam innego dobrzego sposobu, jak sie zachowac. Probowalem juz wielu rzeczy, ale efektow za bardzo nie ma. A mnie czesto to bardzo 'wpienia'... Co z tym zrobic?
Wiem, ze mam problem tez z akceptacja siebie i nad tym bede chcial teraz troche 'popracowac' poprzez czytanie glownie tego, a potem wdrozenie w zycie.
Wiem, ze juz mam dosyc na okraglo tych samych problemow, chce sie wziac za siebie i swoje zycie, bo juz tak od 2-3 lat odkad slucham Divovica minelo. Wiem, ze mam duzo lepsze zrozumienie wszystkiego, ale pora teraz, aby wziac sie z tym za bary na serio. Bede potrzebowal duzego wsparcia od was, moze jakies bratniej duszy, ktory bedzie w stanie odpowiedziec, na moje problemy. Bo podjalem decyzje, ze teraz bede duzo wiecej udzielal sie na forum, z moich mysli, bo chce z nimi pracowac. Bo wiekszosc problemow, kreci mi sie w kolko i musze rozwiazac je po kolei.
Pozdrawiam wszytkich!!