Chciałabym Was zapytać co myślicie o następującej sprawie i czy ktoś miał podobnie.
Od kilku dobrych miesięcy chodzę na terapię do psychologa, która do tej pory połączona była z braniem leków zapisanych przez psychiatrę. Czułam się już bardzo dobrze, więc psychiatra polecił odstawić leki i zostałam z samą psychoterapią. Przez chwilę było dobrze...do czasu najnowszej wkrętki, zgodnie z którą już nie kocham męża tylko kolegę. Zaczęłam wmawiać to sobie regularnie i z coraz większą siłą. Lęki są już ogromne, a wczoraj miałam taki atak paniki, że już nie da się tego znowu wytrzymać.
I teraz tak: ja wiem, że kocham mojego męża i wiem, że nie kocham mojego kolegi, bo szczerze mówiąc to on mojemu mężowi nawet do pięt nie dorasta, ale zawsze jest to tradycyjne: "A CO JEŚLI JEDNAK??".
Kiedy przedstawiłam problem mojemu psychologowi to on stwierdził, że najwidoczniej właśnie tego kolegę podświadomie pragnę, a między mną i mężem coś jest nie tak. To było jak grom z jasnego nieba...aż teraz jak o tym myślę to mam ciarki.
Potem poczytałam troszkę to forum i widzę, że niektórzy mają problem z myśleniem o homoseksualizmie, pedofilii, morderstwach, choć wcale tego nie chcą i nie czują, a jednak potrafią sobie to wmówić tak jak ja tego kolegę. Dla mnie to jest oczywiste, że tego tak naprawdę nie ma, to tylko nerwica tak mówi. To mnie uspokoiło.
Jednak kiedy powiedziałam o tym mojemu psychologowi to on stwierdził, że w takim razie są to wszystko podświadome pragnienia, które należy zaakceptować, tak jak ja powinnam zaakceptować te myśli o koledze i potem się zastanowić co chcę z tym zrobić (dopowiedziałam sobie oczywiście, że chodziło mu o to, że powinnam zostawić męża).
Czy myślicie, że ten psycholog ma rację, czy jako osoba nigdy nie mająca nerwicy, a czytająca o tym wyłącznie w książkach nie rozumie tego do końca i powinnam dać sobie z nim spokój?
Bardzo proszę o poradę, bo już nie mogę tak żyć
