
Zazwyczaj zaczyna się od początku, jednak ja nie potrafię określić gdzie tak naprawdę moje zaburzenia się zaczęły. Już w wieku dziecięcym miewałem objawy, których nie potrafiłem z niczym powiązać, przez co stałem się zalękniony, wycofany, mocno bojąc się wyzwań, nowości w moim życiu.
Pierwszy prawdziwy kryzys przeżyłem w 3 klasie gimnazjum. Miałem problemy z oddychaniem, przeraziłem się, że to coś poważnego i zacząłem czuć tzw. gul w gardle. Wróciłem do domu i rozpoczęła się moja pierwsza potyczka ze swoim zaburzeniem, która potrwała dobre kilka miesięcy, pełnych objawów, obaw, bezsennych nocy, gdy miałem szczerze dosyć swojego życia, każdego dnia marząc, by się już nie obudzić. Co ciekawe, ominęła mnie cała przygoda związana z poszukiwaniem przyczyn swoich różnorakich objawów i w dosyć szybkim tempie zorientowałem się, że przyczyny leżą w psychice. Wtedy po raz pierwszy trafiłem do psychiatry i zacząłem leczenie, które ostatecznie okazało się być całkiem skuteczne.
W okresie liceum bywało różnie, mam wrażenie, że wypracowałem taktykę wycofania się z życia społecznego, mając ograniczoną liczbę znajomych i uciekając przed swoim zaburzeniem w seriale, które pochłaniałem nałogowo. W tamtym czasie ta taktyka była pomocna o tyle, że pozwalała przetrwać.
Gdy trafiłem na studia rozpoczął się mój koszmar. Nie byłem zupełnie gotowy na mieszkanie z dala od domu, studia okazały się być bardzo trudne, a moje samopoczucie było tragiczne. Objawy od rana do nocy, myślenie tylko o tym, by zasnąć, próby szukania ratunku. Ostatecznie nie wytrzymałem na studiach nawet miesiąca, wróciłem do rodzinnego domu. Z powrotem zacząłem zażywać leki, trafiłem do dobrego psychiatry, rozpocząłem również po raz pierwszy psychoterapię. Przesiedziałem kilka miesięcy w domu co z perspektywy czasu chyba nie było najlepszym rozwiązaniem. Gdy po raz kolejny spróbowałem pójść na studia, mimo początkowego kryzysu ostatecznie udało mi się ustabilizować i być w stanie w miarę normalnie funkcjonować.
Obecnie mam 25 lat. Niedawno skończyłem studia, od dwóch lat pracuję na pełny etat. Po drodze od czasu rozpoczęcia studiów zdążyłem zakończyć jedną psychoterapię, by niedługo później rozpocząć kolejną. Od 5-6 lat zażywam Xetanor, jedną tabletkę. Przez ostatnie kilka lat miałem masę większych lub mniejszych kryzysów, jednak mimo wszystko jako tako funkcjonując. Obecnie nie jestem już w stanie.
Zaczął się mój kolejny kryzys, tym razem tak ogromny, że nie wiem już co robić. Wspólnie z psychoterapeutą podjęliśmy decyzję o zakończeniu psychoterapii uznając, że potrafię sobie dać radę. Niestety, nie daję sobie rady zupełnie.. Psychoterapia chyba jako jedyna trzymała mnie w nadziei, że uda mi się z tego kiedyś wyjść. Teraz jednak zupełnie się poddałem. Objawy opanowały moje życie w zupełności. Przez cały okres mojego życia objawy były kompletnie przeróżne, skumulowane głównie w postaci bólów brzucha, ciągłego ssania tak jakbym był stale głodny, bólów głowy, bezsenności, uderzeń gorąca na twarzy, pocenia się całego ciała, uczucia zimnych jak lód dłoni, można by tak wymieniać w nieskończoność. Ostatnio zaś dołączył do tego i koszmarnie się nasilił objaw bardzo irytujący, choć trochę śmieszny.. gazy. Przez niego ciężko mi funkcjonować wśród ludzi, nie działają na to żadne tabletki. Z interesujących kwestii – od zawsze mam wrażenie, że w pewien sposób mam wpływ na to jakie objawy mnie dopadną, choć w praktyce nie umiem tego kontrolować. W gimnazjum wymyśliłem sobie, że objaw z którym najłatwiej mi funkcjonować to właśnie to „ssanie” w żołądku, dlatego ciągle starałem się kierować objawy właśnie tam. Jestem ogromnie skupiony na tym co się dzieje wewnątrz mojego ciała, właściwie to już tylko tym żyję. Próbowałem z tym jakoś funkcjonować, ale po raz pierwszy od dawna po prostu nie potrafię, już nie umiem

