Zatrudniłem się jakiś czas temu w pewnej firmie, jednak po tygodniu zostałem zwolniony z powodu "nieszanowania przełożonych". Problemem jest teraz to, że szef obiecał mi zapłatę za tydzień, który mialem przepracować (miałem w umowie), ale nie przepracowałem. Mówił coś o tym, że nie chce mieć papierkowej roboty, więc za tydzień, który mam w umowie dostanę przelew, a za kolejny dostanę kasę "do ręki".
Pamiętam, że nie zależało mi na tej pracy, gdyż było tam za dużo osób i miałem przez to różne lęki (chyba fobia społeczna), a że było tam dosyć ciasno, gdzie się człowiek nie ruszył - tam ktoś, ale nie ważne. Swoje lęki odreagowywałem w taki sposób, że w każdym widziałem tylko złe rzeczy (depresja) i w zasadzie częściej mówiłem coś niemiłego niż miłego. Sytuacji było wiele, natomiast zdarzyło mi się też odburknąć coś swemu przełożonemu. Zupełnie nie odnalazłem się w tamtym towarzystwie (co i tak zrzucam na swoje objawy), dlatego nie oponowałem, gdy usłyszałem decyzję o "zwolnieniu mnie". No właśnie. Umowę mieliśmy, jednak nie dostałem wypowiedzenia. Czyli to tak jakbym pracował tam do czasu wygaśnięcia umowy!
Boję się, że nie otrzymam obiecanych pieniędzy. Chodzi o te "do koperty". Mój dylemat polega na tym, że powiedziałem mu, że na nie nie zasługuję, po czym on przewrócił oczami. Rozstaliśmy się w totalnym braku dialogu, gdyż ja chciałem wyjaśnić O JAKIE SYTUACJE CHODZIŁO, GDZIE POWIEDZIAŁEM KOMUŚ COŚ NIE TAK, ale on nie chciał niczego wyjaśniać. Po prostu mnie wyj... No i teraz zastanawiam się jak mam sie upomnieć o te pieniądze, ponieważ z prawnego punktu widzenia, nie wypowiedział mi tej umowy.
Macie jakieś rady jak do tego podejść? Wynagrodzenie za tydzień pracy to dla mnie aktualnie duże pieniądze i oczywiście chce je mieć. Podjechać do niego, zadzwonić, napisać?
Piszcie jak byście postąpili w tej sytuacji
