
prowadziłam sptk na zbiórce coś na zasadzie zhp, no i nie wiem co się stało.. takie silne naładowanie emocjonalne.. niby zero stresu lubię to robić, sam luz fajni ludzie.. biorę się i wszystko tak nagle dobija, dół i życie i nic nie ma już sensu, jakaś pułapka emocjonalna bez wyjścia niby byłam spokojna i co? wybuch..
atmosfera była może lekko napięta, no ale bez przesady..
na początku nic nie mogłam zrobić... bezsilność, powiedziałam że nie dam rady tym razem i dziś..
niby nic się nie stało, oni są no, prawie rodzinę zastępują.. i co..

zawsze staram się przytłumić i cichutko przeczekać...a dziś coś wylazło ponad mnie.
Zdarzyło się Wam kiedyś coś takiego? taki wybuch emocji, smutnych? myślicie że to czasem potrzebne, czy nie -powinno się wytrzymać, panować nad sobą?