30 marca 2015, o 01:40
Witam wszystkich:) Cierpię na nerwicę lękową od jakichś 15 lat, jestem jej świadoma od około 10, a początki widzę w odległym dzieciństwie:( Mam mętlik w głowie i podwyższone ciśnienie. To próbka tego co przeżywam każdego dnia...
Nerwica lękowa to... Chcę krzyczeć, a nie mogę... Chcę powiedzieć co czuję, a nie potrafię... Chcę coś zmienić, a czuję tylko bezradność... Idę do sklepu, trzęsą mi się łydki, bo dopiero dzisiaj, po kilku dniach napięcia, mięśnie w końcu zaczynają odpoczywać. Przez głowę cały czas przebiegają mi myśli czy nie spotkam kogoś znajomego. Jeśli tak, to wyobrażam sobie, że ogarnie mnie ogromny lęk i zrobię się czerwona. Przez cały czas czuję się zalękniona, nie wiem co chcę kupić, mam problem z decyzją, bo do każdej rzeczy i do każdego kroku, który wykonam w sklepie, zaraz mam szereg lękowych myśli. Gdy cofam się do jakiejś półki myślę sobie, że jestem taka rozkojarzona i nawet zakupów nie umiem w spokoju zrobić, że jestem w tym sklepie po raz 30 i znowu nie pamiętam gdzie jest półka, której potrzebuję i znowu chodzę po sklepie jak opętana i szukam niewiadomo czego. Idę i mijam ludzie, boje się, że się z nimi zderzę, gdy robię unik, mam wrażenie, że wykonuję jakieś dziwne, gwałtowne ruchy, że z boku wyglądam pewnie jakbym była nienormalna. Nawet gdy ktoś mnie niechcący potrąci, to zawsze ja mówię przepraszam, a potem obwiniam się za absurdalność swojego zachowania. I mówię sobie, że jestem dziwna, bo po co przepraszam osobę, która mnie potrąciła, że tak się boję, że nawet nie potrafię zdrowo zareagować. A poza tym to "przepraszam" było powiedziane tak cicho... Czemu ja tak cicho mówię? Kupuję te wszystkie rzeczy i myślę, że znowu większość z tego wyrzucę, bo nie będę miała apetytu albo siły, żeby gotować. Po co ja to robię? Niech mi ktoś pomoże. Czemu nie ma nikogo, na kim mogłabym polegać? Mam te koleżanki, ale nie powiem im o nerwicy. Jak one by na to zareagowały. Może i nie tak źle, bo kilku osobom powiedziałam. Ale jak im opowiem dokładnie co przeżywam, to nie zrozumieją. Zrozumieją gdy powiem, że mam problemy ze snem, ale tego, że drżę gdy mam przejść w sklepie przez bramki antykradzieżowe albo, że dźwięk telefonu podnosi mi dwukrotnie tętno albo, że boję się wyjść z pomieszczenia, w którym jest sporo ludzi - nawet gdy naprawdę muszę. Płakać mi się chce, nie wytrzymuję już tego. Wszędzie czuję presję, a najgorsze jest to, że doskonale wiem, że to ja jestem twórcą tej presji. Idę dalej, patrzę na tych wszystkich ludzi i myślę sobie: jak to jest tak po prostu robić sobie zakupy i nie bać się? Mam już dość, idę do kasy i tak znowu zapomniałam po co przyszłam i dopiero w domu przypomni mi się co miałam kupić. Stoję przy automatycznej kasie i szukam tych pomarańczy. Pewnie goście z tyłu widzą, że nie jestem ogarnięta i tak dużo czasu znajduje mi znalezienie właściwego obrazka. Stop - to głupia lękowa myśl, wiem, że to absurd, oni wcale nie patrzą albo nie widzą, a tak naprawdę nie wiem co myślą, a nawet gdyby tak pomyśleli, to co z tego... Ta analiza mnie wykańcza, czemu nie mogę tak po prostu zrobić tych zasranych zakupów. Czemu w każdym momencie napływają do mnie te automatyczne myśli??? Przechodzę przez bramki - pewnie zaraz włączy się alarm i buch - uderzenie lęku. Idę dalej - pewnie zaraz spotkam kogoś znajomego, przy kim czuję skrępowanie - i buch - znowu czuję lęk. Dochodzę do automatycznych drzwi - zaczynają się zamykać - pewnie mnie przytrzasną zaraz i wyjdę na sierotę. Wchodzę na parking - zaraz wejdę pod samochód i na pewno zauważy to ktoś znajomy, a potem będą się śmiali w pracy jaka to jestem nieogarnięta. Jutro do pracy... Lęk... Praca, brat, szkoła, praca, obowiązki, dokumenty, samochód, spać, jeść, buzia, kolega, koleżanka, problem, wszystko budzi lęk... Do wszystkiego mam szereg nieprzyjemnych myśli... Dzisiaj położyłam się po południu, gdy przysnęłam zadzwonił telefon, pikawa mało nie wyleciała mi z klatki piersiowej i tak jest zawsze. Czasem miewam takie pobudki w środku nocy, nawet bez telefonu. Mój mózg tworzy takie fantazje, że aż por prostu strach... I tak codziennie i codziennie i tylko w myślach mam, że kiedyś będzie lepiej... I tyle marzeń do spełnienia:(
To się dzieje we mnie, a na zewnątrz zawsze idealna, uśmiechnięta, zrelaksowana, bezkonfliktowa, łagodna... Wiem, że moje lęki są irracjonalne, ale jakże realny wpływa mają na mnie. Nie potrafię się zdystansować. Lęk społeczny. Perfekcjonizm. Pracoholizm. Unikanie. Samopoświęcanie się. To wierzchołki góry lodowej... I sama, sama, sama w tym wszystkim:(
Dziękuję za przeczytanie. Chcę zwolnić, przyjrzeć się sobie, ale nawet nie wiem gdzie spojrzeć, w którym miejscu przystopować, żeby sobie pomóc... Proszę, pomóżcie. Wiem, że spokój jest możliwy:) Mam dosyć swojego neurotycznego egocentryzmu. Pozdrawiam serdecznie:)