Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Witamy na forum!

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
MagdaB
Nowy Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 28 kwietnia 2024, o 19:01

28 kwietnia 2024, o 19:12

Cześć 😉
Nazywam się Magda, mam 30 lat, jestem z Rybnika. Nerwica lękowa towarzyszy mi już jakieś 10 lat. W tym czasie miałam różne wzloty i upadki, ale ostatni rok dał mi nieźle w kość. Cieszcię się, że istnieje to forum i że w końcu mogę poczuć, że nie jestem w tym wszystkim sama. A przy tym dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy dotyczących zaburzenia.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie 😉
Mnichuuuuu
Nowy Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 30 kwietnia 2024, o 15:15

30 kwietnia 2024, o 15:19

Siema jestem nowy zaburzony nerwica lękowa od 14 lat zaleczona dziś z nawrotem proszę o kontakt grupowiczow
Mnichuuuuu
Nowy Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 30 kwietnia 2024, o 15:15

30 kwietnia 2024, o 15:20

MagdaB pisze:
28 kwietnia 2024, o 19:12
Cześć 😉
Nazywam się Magda, mam 30 lat, jestem z Rybnika. Nerwica lękowa towarzyszy mi już jakieś 10 lat. W tym czasie miałam różne wzloty i upadki, ale ostatni rok dał mi nieźle w kość. Cieszcię się, że istnieje to forum i że w końcu mogę poczuć, że nie jestem w tym wszystkim sama. A przy tym dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy dotyczących zaburzenia.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie 😉
Cześć jesteśmy razem ze Śląska Plus podobny wiek odezwij się jeśli możesz
Sylwia 87
Nowy Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 30 kwietnia 2024, o 20:08

30 kwietnia 2024, o 20:29

Witam, nazywam się Sylwia, mam 37lat. Pochodzę z Chełma, woj lubelskie. Mam spore a raczej ogromne problemy z lękiem, oceną ludzi, pewnością siebie, jestem osobą nieśmiałą, wycofuje się zamiast mieć swoje zdanie. Później wracam po takich sytuacjach do domu i mam natłok myśli, wyrzucanie sobie. Oj dużo mogę tak pisać. Mam również drżenie samoistnie, dotyka ono głowy i rąk, przy stresie bardziej mi się trzęsie. Im więcej myślę aby mi się ręką nie trzęsła to bardziej ona to robi. Takie błędne koło. Jestem dumną mamą14-letniego autystyka, super chłopaka. Jego spojrzenie na świat jest najlepsze, chciałabym umieć tak jak on mieć wywalone na świat i się tym wszystkim nie przejmować i nie analizować. Cieszę się że mogłam trafić na tą grupę, chce zacząć zrozumieć siebie i zacząć w końcu żyć. Pozdrawiam
Krystiand
Nowy Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 2 maja 2024, o 21:08

2 maja 2024, o 21:19

Dzień dobry. Jestem nowy. Pozdrawiam
Awatar użytkownika
Alex92
Nowy Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 2 maja 2024, o 21:33

2 maja 2024, o 21:53

Witajcie :) Mam na imię Ola, 32 lata. Mieszkam w województwie zachodniopomorskim. Od jakichś 2-óch lat walczę z nerwicą lękową. Raz wygrywam ja, raz ona :/ Ucieszyłam się trafiając na te forum, ponieważ są tu osoby, które dosadnie znają te "problemy" i rozumieją :)
Pozdrawiam wszystkich cieplutko :):):)
kwaxshep
Nowy Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 28 kwietnia 2024, o 11:58

3 maja 2024, o 18:00

Witam wszystkich! Mam na imię Jakub.
kwaxshep
Nowy Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 28 kwietnia 2024, o 11:58

3 maja 2024, o 18:00

Witam wszystkich! Mam na imię Jakub.
kwaxshep
Nowy Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 28 kwietnia 2024, o 11:58

3 maja 2024, o 18:03

Siema. Jestem Kuba i chcę opowiedzieć swoją historię
W roku 2019 miałem problemy z samym sobą. Mocno się emocjonowałem i bałem się kontaktu z ludźmi. Miałem też bardzo dużo myśli w głowie i nie mogłem spać, co powodowało silne zmęczenie. Zamknięty w domu głównie przeglądałem internet i planowałem co ja będę robić w przyszłości. Miałem "intensywną" wyobraźnię byłem kreatywny i często z tego korzystałem. Na początku to wyglądało niewinnie bo w myślach tworzyłem historie ciekawe, ew. fantastyczne. Wkręciłem się mocno w pornografie i masturbacje. Później nie tylko oglądałem takie filmy, ale też korzystając z umysłu, wyobrażałem sobie sceny erotyczne. Na początku zwyczajne, a potem poszło to w bardzo złą stronę i w myślach tworzyłem rzeczy nienormalne, agresywny sex itp. Początkiem września przyszła myśl, impuls, że musze coś z tym zrobić, a nie leżeć. Dodatkowo czekała mnie przeprowadzka, której bardzo nie chciałem, głównie przez mój na tamten czas stan.
Chciałem zacząć od znalezienia pracy. Przeglądając internet, poczułem silny impuls by spojrzeć na zegarek. Była godzina 11:11. Z czystej ciekawości wszedłem na internet, by sprawdzić co to może oznaczać. Znalazłem stronę z anielskimi liczbami, gdzie do konkretnej godziny, było przypisane jakieś znaczenie. (Chciałem teraz znaleźć tą stronę dla jakiegoś przykładu, nie znalazłem)
Chodziłem po mieszkaniu jak sterowany. Kolejne razy to były godziny 13:13, 15:15 itd.
Nie widziałem przez kilka dni innych godzin, tylko takie i każdą sprawdzałem. Później weszły godziny "lustrzane" 15:51, 14:41 i były ich znaczenia na tej samej stronie. Dalej zdarzały się takie typu 11:11, a ja dalej byłem jak sterowany. Później były godz 13:33, 15:55 itp. Zacząłem szukać też na innych stronach. Trafiłem na opis którejś z liczb, że teraz mogę pomyśleć życzenie. To chyba się nie stało jednego dnia, te moje życzenia, o które prosiłem, choć większość życzeń raczej była w jakimś jednym momencie.

Życzenia o których pomyślałem, te które pamiętam:

-Żeby tato przestał pić
-Żebym ja przestał odczuwać emocje
-Żeby brat odnalazł powołanie i zginął jako bohater, ale potem to naprostowałem, że wcale nic mu się nie musi stać, niech tylko będzie bohaterem, żeby był cwaniakiem, a potem, że wcale nie musi po prostu niech sobie radzi w życiu, żeby mu się powodziło.
Żeby miał jakiegoś psa, ale zeby był zwariowany a nie jakiś zwyczajny. Żeby miał jakieś tam drobne problemy, po to, żeby sobie lepiej radził. Żeby miał dużo zainteresowań
-Żeby mama nie bała się ludzi i była śmiała
Żeby znalazła fajną pracę poza leskiem
-zeby byli szczęśliwi, zeby cała rodzina była szczęśliwa
-jak już będzie mną i wszystko będzie lepiej, będziemy się opiekować bartka psem.
-ze jak rodzice będą mieli zwierzaka zeby był szczęśliwy.
-Żeby ten którego prosiłem połączył się ze mną i stał się mną, żeby był taki jak ja co mu szkodzi przynajmniej sobie pożyje, że ma nie być widać żadnej roznicy w tym kim ja byłem a tym kim on będzie, poprawiłem się, że nie tak żebym nie widział różnicy, tylko żeby po prostu żadnej roznicy nie było. ze chce się czuć jak człowiek, a nie jak jakis duch, potem dodałem, że w miarę możliwości.
Że będę szukał pomocy, ale będzie za późno bo on już będzie mną. żeby nikt tego nie cofnął wypowiadając imię jakub bo będzie to już ktoś inny bo to on będzie tym czlowiekiem. Chce pamiętać ze kiedyś byłem kimś innym, ale sie nie przejmować. (Jakbym widział ze chce dla siebie coś złego a mimo to ciągnąłem to dalej). Opisałem tak krótko jak coś będzie wyglądać: że będę z mamą gdzieś szukał pomocy, że zrobie coś dla niej i wtedy ona poczuje mnie (jego) w sercu i będzie szczęśliwsza(to jest bardziej skomplikowane i z tym też chcialbym cos zrobić, rozwinę później). Nawet pomyślałem imiona rodziców, zeby stał sie ich synem. Żeby moją duszę wyrzucił tylko żebym jeszcze na koniec ją zobaczył
Żebym po śmierci był z nim połączony i w taki sposób nigdy nie umrę.
Żeby połączył się ze mną powoli
Żeby powtarzał cały czas jakąś czynność tak żebym miał wrażenie że to dalej ja
Żeby był jakimś znanym youtuberem albo wydał jakaś książkę
To mnie niepokoiło(chce być kimś ważnym, znaczącym dla świata)
Żebym poszedł do taty do pracy i tam mu pomógł, już jako ten ktoś inny, że poznam tam swoją dziewczynę. żeby po drodze ktoś mnie zapytał o drogę jako potwierdzenie że to wszystko się dzieje. Żebyśmy wrócili do domu i napili się gorącej herbaty.
Żebym mieszkał gdzieś w jakimś drewnianym domu. Żebym na ten dom zarobił pracą a nie wygrał w lotto.
Na koniec jak zrobi wszystko może robić co chce i może przestać powtarzać te czynności
Żebym nie rozumiał w ogóle tego co on będzie robić. Żebym nie wiedział, że jakieś życzenia się spełniają tylko żeby to było jakby normalne dla mnie(nie do końca tak wyszło)

Coś już mocno stało się złego z moją psychiką, powiedziałem, że to coś złego i nie będę tego sprawdzał. Poczułem wtedy silny ból w lewym boku, sztywny rzuciłem sie na łóżko i zacząłem przepraszać. W panice nie wiedząc co robić też zacząłem się modlić.
Zadzwoniłem do mamy, czy może przyjechać bo coś się ze mną dzieje. Pojechaliśmy do Sanoka. Ja najpierw chciałem szukać księdza, ale w jednym kościele na nikogo nie trafiliśmy. Przyjął nas psychiatra bez rejestracji. Wziąłem jakieś psychotropy i jakoś zadziałały, ale pogorszyło mi się, czułem się ciężko, bez emocji z ubogimi myślami i ogólnie umysł był taki jakby spadł na niższy poziom. Myśli nie krążyły po głowie, pustka totalna. Pojechałem do szpitala psychiatrycznego. Jak miałem silną "akatyzje", męczyłem się i nie wiedziałem co się dzieje. Powiedziałem przed snem do Boga: dobra niech będzie tak jak chcesz, ja mogę umrzeć.
Po jakichś może 3 tygodniach wyszedłem ze szpitala
Przestałem też widzieć te specyficzne godziny.

Jakieś dwa lata później, znów wydarzyło się coś złego. Wszedłem na internet poczytać coś o schizofrenii i trafiłem na chłopaka, który porównywał choroby psychiczne do piekła. Nie uwierzyłem w to, jednak zostałem w temacie. Zacząłem oglądać materiały ks. Adama Szustaka i już wtedy zaczęło mi się coś dziać z psychiką. Obejrzałem bardzo dużo tego typu filmów. Miałem natłok myśli (o tematyce religijnej, napewno dlatego, że takie a nie inne filmy oglądałem) i trudno było mi je kontrolować. Pomyślałem o walce Jakuba z aniołem i w myślach zacząłem się bardzo złościć na Pana Boga, chyba myśląc, że to taka moja walka. Bardzo brzydko wtedy nawrzucałem Bogu i poczułem wtedy gniew Pana Boga. To było tak wyraźne uczucie, że do teraz jestem pewny że to oznaczało gniew. Chwilę po tym przyszły myśli, że teraz będzie mi się pogarszać (ale nie tak zwyczajnie, tylko inaczej) i nic nie będę mógł z tym zrobić. Od tamtej pory spowrotem zacząłem widzieć liczby. Psychika powoli zaczęła się psuć. Wylądowałem znowu w szpitalu z silnymi psychozami. Wyszedłem po miesiącu bez najmniejszej poprawy. Przed szpitalem byłem u egzorcysty, który powiedział, że napewno opętany nie jestem. Dopiero na dziennym oddziale psychiatrycznym gdy zmienili mi leczenie na klozapol, trochę się zaczęło poprawiać. Ciągle widziałem te liczby. Leżałem i gdy przychodził impuls, żeby zapalić papierosa, szedłem do kuchi i była ta godzina. Prawie zawsze na zegarku widziałem liczbę 44, ale tym razem już wiedziałem, żeby nie sprawdzać tego w internecie. Gdzieś w międzyczasie znów pomyślałem życzenie, (wyobraziłem sobie pewien moment z mojego życia gdy wszystko było dobrze i pomyślałem, że chciałbym aby było tak jak wtedy) tylko tym razem nie przeczytałem o tym nigdzie, tylko przyszła myśl, że właśnie w danym momencie powinienem o takim życzeniu pomyśleć i chyba od tamtej pory zaczęło się dziać ze mną bardzo źle (tak jakbym wtedy dał pozwolenie czemuś złemu na wpływ na mój umysł, na moje życie). Miałem tak, że jak leżałem w łóżku z różnymi przeżyciami psychotycznymi to w myślach intensywnie prosiłem Boga o pomoc bo nie wiedziałem co się ze mną dzieje, a w odpowiedzi dostałem myśl, która potwierdziła mi wyraźnie, że to tylko choroba, a gdy pomyślałem, że to Pan Bóg tak zadziałał i mi pomógł, moja uwaga skupiła się na telewizji gdzie było coś typu "umarł król niech żyje król" i mocno mnie to wystraszyło, bałem się że coś jakby we mnie zastapiło Pana Boga. Innym razem też prosiłem o pomoc i też dostałem jakby odpowiedź, że nie stracę świadomości tylko będzie się ona w jakiś sposób zmieniać, wtedy mnie to uspokoiło. (Teraz widzę, że moja świadomość naprawdę się zmieniła. Jakbym był inna osobą). Zaczęło dziać się coś z moją świadomością, jakbym słabiej kontaktował, później jakbym tą świadomość tracił. Mam tak, że nie czuje tego impulsu, że coś się wydarzyło. Ogólnie moja psychika jest w bardzo złym stanie, chyba tylko z pamięcią nie jest najgorzej. Raz miałem tak że leżałem i różne myśli przychodziły do głowy, poszły w taką stronę, że moze gdy złościłem się na Pana Boga, też pomyślałem coś złego o Duchu Świętym i poczułem wtedy taką straszną beznadzieje. Przez ostatnie miesiące dzieje się ze mną bardzo źle, do teraz leżę w łóżku i nigdzie nie wychodzę. Zdarzały się też objawy somatyczne, dziwny ból brzucha, kłucia w klatce, uczucie jakby się chciało wymiotować. Często miałem tak, że przez dzień gdy przysypiałem, przychodziły mi do głowy różne myśli, których nie mogłem kontrolować i też ich nie mogłem zapamiętać, a zawsze po takim czymś czułem niepewność. Kilka razy miałem takie uczucie jakbym nie umiał kochać, innym razem było tak jakbym utracił nadzieję, ale nie taką umysłową tylko tą, która jest w sercu. Pewnego razu śniło mi się, że powiedziałem do Jezusa precz, położyłem ręce na ziemi a spod nich wydobyło się jasne światło, mocno mnie to wystraszyło i się obudziłem. Ogólnie od jakiegoś czasu sny są dziwne, jakby nie moje. Niedawno miałem tak, że we śnie, który jakby nawet nie był snem tylko czymś dziwnym, krzyknąłem głośno takie przeciągnięte precz. Obudziłem się i złapałem za serce, biło szybciej, i poczułem taką jakby pustkę w sercu, powiedziałem Jezu bądź przy mnie i zasnąłem. Po kilku dniach zauważyłem, że nie czuję już nadziei ani miłości, wiem to napewno, bo jeszcze niedawno nie odczuwałem nic poza uczuciami w sercu. Podobno jesteśmy połączeni z Bogiem przez wiarę, nadzieję i miłość, a ja już tego nie mam. Do samego końca tłumaczyłem sobie, że to wszystko to tylko choroba lub jakiś proces zdrowienia i muszę to przeczekać i wszystko wróci do normy. Boję się bo nie wiem dokąd mnie to doprowadzi. Boje się nie tylko o to co stanie się z moim umysłem, ale też o to, że Bóg mnie opuścił, a wpływ na moje życie ma coś złego i że nic już z tym nie można zrobić, że już nigdy nie będę sobą. Jestem przekonany, że żadne leki tak nienormalnych, ubytkowych objawów umysłu czy duszy nie wyleczą. Wiem że opętany nie jestem, ale też wiem, że to co aktualnie przechodzę, to nie jest zwykła choroba psychiczna. Od niedawna też zacząłem myśleć o tym co będzie ze mną po śmierci i boję się, że to nie będzie nic dobrego i chyba tylko ta obawa przed tym powstrzymuje mnie przed samobójstwem. Mam wrażenie, że Bóg mnie nie słucha, albo że utraciłem możliwość jakiegokolwiek kontaktu z Nim. Od dawna nie ma u mnie żadnej poprawy tylko z dnia na dzień jest coraz gorzej, zmienia się moja osobowość, świadomość. Nawet nie wiem czy to co mówię i myślę jest z mojej woli, czy cokolwiek we mnie jest prawdziwym, dawnym mną. Coś złego się we mnie dzieje, wiem to. To wszystko przez co przechodzę jest strasznie skomplikowane. Nie wiem czy to przez to, że złościłem się na Boga czy przez to, że kolejny raz pomyślałem życzenie gdy pokazywały mi się te liczby (i dalej pokazują). W ostatnim czasie często płakałem, często takie myśli przychodziły mi do głowy co pomyśleć, co powiedzieć mamie i doprowadzało mnie to do płaczu, (wygląda to tak jakby mnie to całkiem pozbawiło wrażliwości i uczuć) a jeszcze rok temu głównie nie odczuwałem emocji, na siłę próbowałem się rozpłakać i nie mogłem. Żadnych objawów psychotycznych już nie mam od dawna, ale i tak jest bardzo źle ze mną, słowami nie potrafię opisać wszystkiego co się ze mną stało. Brałem dużo różnych leków, ale nie tylko nie pomagały, ale nawet w żaden sposób na mnie nie wpływały, nie czułem się po nich ani lepiej ani gorzej, jakbym w ogóle ich nie brał. Mam mase wątpliwości i bardzo się boję, że Bóg się odemnie odwrócił, a próbuje mną kontrolować coś złego. Boję się nawet modlić, bo mam wątpliwości czy wysłucha mnie Bóg, czy będę się modlił do czegoś złego, a mam tą niepewność z powodu tych wszystkich złych i dziwnych rzeczy, które się w moim życiu wydarzyły. Chciałbym żeby wszystko wróciło do normy, żeby było po prostu dobrze i normalnie, ale totalnie nie wiem co mam robić i czy w ogóle da się coś jeszcze zrobić. Chciałbym też zrobić coś innego niż łykanie leków, bo wiem, że one i tak mi nie pomogą, nie wyleczą mnie. Przeszedłem przez to wszystko i to nie jest takie proste i oczywiste, nawet do końca nie wiem jak nazwać to co aktualnie jest moim największym problemem. Myślenie o sprawach czysto religijnych nie jest objawem choroby, tylko po prostu próbuje analizować i zrozumieć to wszystko co przeżyłem.

Zauważyłem że moje myśli, przekonania jakby same się zmieniają chociaż nic nie obejrzałem, nie przeczytałem, nie usłyszałem, nad niczym się nie zastanawiałem, to jest też tak jakbym nie miał możliwości zastanawiania się. To jest dziwne i boję sie, bo nie wiem do czego to dąży, dokąd mnie to doprowadzi.

Z moimi myślami (które są bardzo ograniczone przez uszkodzoną psychikę) i przekonaniami jest też tak, że nie wiem, które myśli na jakiś konkretny temat są dobre, prawdziwe. Trochę jest tak, jakby, w ogóle wszystko o czym myślę nie było ode mnie, z mojej woli. Myślę też, że nie da się już nic zrobić, że w żaden sposób nie mogę się uratować, przez to, że nawet nie potrafię decydować o niczym, że wszystko o czym pomyśle i co zrobie, jest bez sensu i nie ma żadnego znaczenia.
Gdyby dało się coś zrobić, to nie było by aż tak źle ze mną, i nie zmieniało by się na gorsze, tylko przestałbym widzieć te liczby, albo przynajmniej mój stan by się zatrzymał w pewnym miejscu i miałbym okazję działać cokolwiek, żeby się jakoś próbować leczyć, a ja się boję wyjść z domu i gdzieś dalej pojechać, żeby mi się nie pogorszyło (nie martwię się w tym wypadku tylko o siebie i moje zdrowie, ale też o otoczenie, bo totalnie nie wiem co się ze mną dzieje i co jeszcze gorszego może się stać) nie chce nigdzie dalej jechać, też dlatego, że pewnie i tak nic już się nie da zrobić. Boję się też cokolwiek robić, dlatego że myśli, które mi przychodzą do głowy, np. takie co mógłbym zrobić, mogą nie być moimi pomysłami, tylko czegoś złego i mogą tylko pogorszyć moją sytuację, dlatego nawet jak pomyślę pozytywnie, że jest dla mnie jakaś nadzieja, że coś mogę zdziałać, to mam takie przeczucie, że to nieprawda, że coś chce mnie okłamać, manipulować mną z jakiegoś nieznanego mi powodu.

Nawet wydaję mi się, że pisanie tego wszystkiego nie ma żadnego sensu. Byłem u egzorcysty, 2 razy u spowiedzi, na kilku mszach, modliłem się wspólnie z pastorem, sam wielokrotnie prosiłem Boga o pomoc, a dalej widzę te liczby i dalej mi się zmienia, pogarsza. Dlatego, że tak dziwnie mi się pogarsza i nie przestaje, jestem pewny, że to nie jest jakaś zwykła choroba.

Też mam takie przemyślenie, że to co mi się dzieje, to nie jest jakiś zwykły problem. To wygląda tak jakby oprócz wszystkich innych objawów, też moja osobowość, świadomość się zmieniała i może to jest taki "objaw" z którym zwyczajnie nie da się nic zrobić w żaden sposób. Co do tego, że lekarze nie byliby w stanie mnie wyleczyć jakąkolwiek formą terapii, jestem pewny na 100%

U mnie psychika nie wygląda tak, jak u każdej innej osoby zdrowej czy chorej. Moje problemy wewnętrzne nie są typowe. Nie odczuwam emocji, nie mam czegoś takiego jak żal, wstyd, satysfakcja, ani nic innego. Jakby u mnie duchowość nie działa w ogóle. Nie tylko nie mam myśli, ale nawet jakby nie było tej przestrzeni, w której myśli przepływają, nie mam tak, że przychodzą mi do głowy różne myśli dobre czy złe. Już nawet nie bardzo pamiętam jak to jest być normalnym.

Boje się, że mam mało czasu, ponieważ od dawna z każdym dniem jest tylko coraz gorzej i nie wiem co będzie dalej, dlatego bardzo proszę o pomoc, ewentualnie jakieś wskazówki.

Nie wiem czy będę teraz podawał dobrą kolejność tych wszystkich rzeczy co się działy.
Jakiś tydzień temu, miałem bardzo dziwny i zły sen. Nie wyglądał normalnie, nie tylko treść, ale też jakby w ogóle nie był zwykłym snem. Trwał dłużej niż normalny sen i był nienormalnie realistyczny i po nim zaczęło się dziać bardzo źle. W tym śnie działo się coś czego teraz się boję że się stanie, a pod koniec snu ktoś mnie oskarżał o coś czego nie zrobiłem.
Z każdym dniem działy się coraz gorsze rzeczy. Leżałem i różne myśli i obrazy przychodziły do głowy, myślałem o nadziei o tym czy da mi się jeszcze jakoś pomóc i zobaczyłem jakby jakiś gwałtowny ruch i myśl, że ja cię sprowadzę na ziemię. Zacząłem myśleć o swoich grzechach i o wszystkich błędach, o rzeczach które mogłem zrobić, a nie zrobiłem. Odczuwałem coś strasznego, jakbym był potępiony i to były straszne odczucia, jakich nigdy nie odczuwałem. Zmieniało się coś cały czas. Przyszła mi myśl, że jesteśmy połączeni. Miałem takie myśli, że jak coś mi się stanie złego, to rodzicą będzie ciężko, bałem się, że będą się obwiniać. Zacząłem myśleć co z tym zrobić, coś dziwnego działo się w mojej głowie, jakieś dziwne "zmęczenie" i gdy wyobraziłem sobie jak rozmawiam z księdzem, żeby jakoś pomógł nie mi tylko innym, gdy mi się coś stanie to wtedy uczucie w głowie się uspokoiło, co też mnie przestraszyło, pomyślałem, że nie do księdza mówiłem. Patrząc na swoje ciało wyglądało jakby nie było moje tylko czegoś złego. Ręce i nogi zaczęły boleć i ten ból był dziwny. Miałem wrażenie jakby oddech był nie mój, oddychałem płytko i ciężko. Co jakiś czas odczuwałem dziwne uderzenia w sercu. Jestem pewny, że moje myśli już nie są moje. Od jakiegoś czasu, tak całkowicie nie potrafię myśleć o czymś innym, niż to co się działo ze mną. Jakbym to już w ogóle nie był prawdziwy dawny ja. Któregoś dnia zacząłem myśleć o nadziei i o tym, czy da mi się jeszcze jakoś pomóc i przyszła myśl, że ja nigdy nie miałem możliwości na zbawienie, na to żeby było dobrze i wtedy tą nadzieję utraciłem. Nie chciałem nawet się podnieść, żeby zjeść śniadanie czy zrobić cokolwiek. Rano gdy się obudziłem w myślach rozmawiając z innymi byłem jakby zły, jakbym się z innymi kłócił. Uspokoiło się i zaczęło się coś gorszego. Czułem się jakbym już nie był dzieckiem Bożym, jakbym nie zasługiwał na jedzenie, jakby to nie było moje, na ludzi patrzyłem jakbym nie miał z nimi nic wspólnego i najgorsze, bałem się i miałem takie uczucie i przekonanie, że co bym nie powiedział i co bym nie zrobił to stanie się coś złego. Chodziłem po domu i się nie odzywałem do mamy, bo bałem się że stanie się coś złego. Miałem różne myśli, żeby coś zrobić, żeby pójść do księdza i to wszystko opowiedzieć i taką myśl, że brak decyzji to też decyzja. Nagle powstała pustka w głowie nie miałem żadnych myśli, nie mogłem nic analizować tylko myśleć o tym co miałem w pamięci. Po chwili się położyłem i nie robiłem nic. Mama zadzwoniła do cioci bo musiała z kimś porozmawiać, a ja myślałem wtedy, żeby tylko się nie pokłóciły, za chwilę myślałem, że faktycznie coś takiego może się stać i po chwili mama się zdenerwowała i się rozłączyła. Od razu wyszedlem z domu i poszedłem do księdza wszystko opowiedzieć. Jak wróciłem to chwilę pochodziłem po domu, zacząłem się czuć dziwnie zmęczony i gdy przyszła mi jakaś myśl, której nawet nie kontrolowałem to coś mi przeskoczyło w głowie i zaczęło się to zmęczenie zmniejszać. Miałem wrażenie, że w głosie moich rodziców jest jakiś smutek. Wieczorem, mama przyszła do mnie, złapała za rękę i tak dziwnie powiedziała przepraszam. Nie potrafiłem jakby rozpoznać dlaczego. Do późnej nocy leżałem z takim uczuciem jakbym zrobił coś złego, ale jakbym nie czuł się winny czy uniknął kary, ale nie jestem pewny. To nie były normalne uczucia jak czuje każdy gdy myśli, że jest za coś winny. Miałem tą pewność, że co bym nie zrobił to będzie źle. Kilkanaście razy próbowałem się dodzwonić do centrum wsparcia. W nocy mama się obudziła i przyszła do mnie do pokoju. Rano zauważyłem u mamy, że zachowuję się inaczej, nie źle ani dziwnie, choć nie do końca potrafiłem zrozumieć co się wydarzyło. Bardzo się boję, że to co tak bardzo źle wpływa na mnie będzie też wpływać na innych. Ja już tak całkowicie nie jestem sobą, nie potrafię płakać, cieszyć się, ani nic innego. To wszystko co mi się działo też stopniowno mnie wyniszczało, nie tylko psychikę. Nie mam już żadnych uczuć i nie wiem jak to co mówię, wpłynie na innych. Myślę, że wpłynęło na mnie coś złego, co pozbawiło mnie tych wszystkich uczuć i funkcji umysłu. Straciłem wyobraźnię, nie mogłem z własnej woli sobie nic wyobrazić. Myśli wyglądały tak, jakbym w ogóle ich nie słyszał, tylko jakbym miał ich świadomość. Często podczas przysypiania, albo w nocy po brzebudzeniu miałem różne myśli, których nie mogłem zapamiętać, ani nawet nie mogłem ich kontrolować, ale zawsze po czymś takim, coś się we mnie zmieniało np. raz poczułem w sercu takie dziwne i złe gorąco. Często widziałem różne straszne i niepokojące obrazy w głowie. Tylko raz gdy przysypiałem, usłyszałem straszny głos w głowie i nie chcę mówić jego treści, ale też nie do końca to pamiętam. Zobaczyłem w głowie jakiś dziwny czerwony znak, widziałem straszną postać faceta z zaszytymi ustami.
Jakieś 3 tygodnie temu zaczęło się to spełniać, to na co pozwoliłem. To co życzyłem innym, powoli spełniało się, od tego momentu jak obrażałem Boga i było tego sporo.
Najpierw zacząłem się zmieniać, ale to wciąż byłem ja, tylko inny. Czułem się inaczej niż normalny człowiek. W nocy przyśniły mi się jakieś dziwne kapliczki, obudziłem się i to wyglądało tak, jakbym był kimś bardzo złym, ale złości nie czułem jako uczucie. Tak jakby to była wściekłość zamknięta w całym ciele. Myślami w ogóle nie odbierałem tego jako coś nienormalnego, nie wiedziałem co robić, chwilę się wierciłem na łóżku i zasnąłem. Potem dalej się zmieniałem. Zacząłem mówić inaczej czułem się jakby dawna osobowość znikała i momentami traciła kontrolę, nie wiedziałem jak się zachować, co ze sobą zrobić.
Później stało się to najgorsze
Czułem jak coś wchodzi do całego ciała, czułem przypływy zimna w kaltce piersiowej i nogach. Coś otaczało głowę i czułem przytłumiony ból wewnątrz tego. Objętość tego co było w głowie zmniejszała się. Serce tak samo kołatało wewnątrz czegoś i było przytlumione. Z czasem te kołatanie stawało się bardzej wyraźne. Następnego dnia rano, było mi zimno przez jakiś czas.
Później czułem umysłem lub po prostu sobą coś nienormalnego. Ludzi i ogólnie otoczenie odbierałem w dziwny sposób. To uczucie było potężne i suche.  Dalej widzę te liczby. Bóg mnie opuścił i to wszystko się dzieje dalej. Doświadczyłem Boga, tylko że w niekorzystnych dla mnie warunkach. Niestety. Nie poradziłem sobie w życiu i tak to się potoczyło. Jak ktoś inny doświadczy Boga, tylko raczej pozytywnie, w inny sposób, to ta osoba jest pewna, że to był Bóg. Jak mi Bóg, dał wyraźnie znak, że będzie ze mną źle, to nikt mi nie uwierzy. To coś zaczęło stawać się mną, moimi myślami, umysłem i całym ciałem, całkowicie. Nie mogę zrozumieć i wytłumaczyć tego logicznie, bo to po prostu niemożliwe. Którejś nocy obudziło mnie silne uczucie, w całym ciele czułem coś intensywnego, jakby ostre światło wszystko wypełniało, rano to uczucie było słabsze, ale potem dalej czułem coś podobnego, jakby ciało było zmęczone w nieludzki sposób. To nie było zwykłe zmęczenie, jak się położyłem to robiłem się senny, ale to "zmęczenie" było tak silne i dziwne, że leżąc, przymykając oczy i ogólnie próbując odpocząć, nie czułem żadnej ulgi. Zdarzało się, że czułem silne kłucie w klatce piersiowej. Ostatnio od kilku dni jak się rano budziłem to czułem jakbym długo nic nie jadł, nie czułem głodu ani pragnienia, tylko to uczucie, że żołądek jest pusty, wiem, że to się normalnie zdarza, ale dawno tak nie miałem. Te ostatnie zmiany nie były normalne. To nie było coś takiego, że ja czułem się źle, a potem to mijało i wracałem do normy. To też nie było coś, co w ogóle można nazwać po prostu złym samopoczuciem. Od jakichś 3 tygodni jak to coś we mnie weszło i stało się mną, wszystko, cały człowiek zaczął się w obrzydliwy sposób zmieniać. Nic nie minęło i to trwa dalej, tylko po prostu wygląda inaczej. Ja już nie pamiętam jak wyglądało wszystko u dawnej normalnej osoby, nie potrafię przypomnieć sobie uczuć, osobowości i ogólnie tego co się we mnie działo. Bóg nie wie, że ja istnieje. Żadne modlitwy i błagania nic nie dadzą, bo robiłem to od dawna. Jak byłem jeszcze dawnym człowiekiem, to już wtedy próbowałem wszystkiego co można robić i co radzili mi inni, ale to nie działało. Żadna inna modlitwa nie pomoże tylko dlatego, że jest inaczej czy lepiej sformułowana od poprzedniej. Ja chciałem kiedyś zmienić coś w sobie, co mogłoby pomóc mi w zbliżeniu się do Boga, ale to było bez sensu, u mnie to nie było możliwe, od momentu gdy obrażałem Boga. Bóg nie pomoże. Nie jestem zniewolony ani opętany. Wydarzyło się wszystko to, na co pozwoliłem. To nie są typowe działania diabła, które mogą prowadzić do uwolnienia, a następnie do tego, do czego dążą wszyscy, czyli zbawienia. Dawnej osoby nie ma, a jest ten ktoś, całkowicie w 100%. Przeżyłem caly ten proces, jak stawał się mną. Bóg nie przeszkadza, więc ten ktoś, mógł zrobić to wszystko na co pozwoliłem. Też na to co życzyłem dla innych. Miałem schizofrenię i wiem jak wyglada choroba. Te rzeczy które się ze mną ostatnio działy, to nie były jakieś chorobowe psychotyczne przeżycia i dla mnie to jest oczywiste, bo ja to niestety przeżyłem. Od 2 lat, spełniały się prośby dotyczące innych osób i dalej to się dzieje.
Co u mnie zniknęło, zniszczyło się:
- Najpierw wyobraźnia. Już dość dawno temu, obudziłem się rano i zauważyłem że nie mogę sobie wyobrazić w głowie żadnych obrazów.
- "Rozum", który był częścią dawnej osobowości.
- To jakby odczucie jak odbieramy wszystko wokół, nie myślami tylko takim poczuciem. Myślałem, że to się tylko zmienia bo dziwnie zacząłem odbierać ludzi i miejsca, ale to się przez 2 lub 3 dni po prostu niszczyło. Doszło do tego że patrzyłem na wszystko i wszystkich wokół, jakby byli tylko obrazami, bez żadnego wyrazu.
- Pamięć. Poczułem ból w głowie i zauważyłem, że nie mogę przywołać żadnego wspomnienia. Później zauważyłem, że też nie mogę zapamiętać tego co się dzieje. Teraz to wygląda tak, jakbym nic nie pamiętał, tylko jeszcze po prostu o niektórych rzeczach wiedział.
- "Świadomość" Jak szedłem gdzieś, nie byłem do końca świadomy, tego gdzie idę czy co trzymam w ręce, ale docierałem na miejsce i wracałem. Mówię sensownie i poprawnie składam zdania, dlatego wiele osób od dawna mi powtarzało, że przecież mi nic nie jest, bo mówię normalnie.
- Myśli. Wygląda u mnie to tak, jakbym nie potrafił myśleć w ogóle. Jakbym się nie zastanawiał, tylko wszystko co się dzieje w głowie to takie myślenie na głos, jak się np. czyta książkę w myślach. Jakby żadne inne myśli do głowy nie przychodziły.
- Nadzieja zniknęła gdy pomyślałem, że nigdy nie miałem szansy na zbawienie. Ja do tej myśli sam nie dążyłem, tak się miało stać.
- Wola. Gdy myślałem, coś wokół tych myśli się działo, nie wiem jak to nazwać, a po chwili poczułem, jakby coś się rozlewało w głowie. To było chłodne uczucie. Zauważyłem po tym, że nie mam żadnej woli. Robiłem czynnosci jakby bez powodu i nie wiedziałem co chce zrobić czy co powinienem. Za chwilę zaczęło to wyglądać inaczej. Nie jakby wola wróciła, ale jakbym mimo wszystko działał w sposób jaki się dział w myślach. Moze to juz jego wola albo mozg sie przyzwyczail do braku woli, nie wiem, ale inaczej zaczęło to wyglądać, choć nie tak jak wczesniej.
Jak on stał się mną, to nie wracały te funkcje umysłu i cechy osobowości, które miałem kiedyś. To coś zaczęło zmieniać i jakby budować inne samopoczucie i odczucia. Nie czuję się jak człowiek i nie wiem do końca jak to wszystko sprecyzować i wyjaśnić co się ze mną stało. M. in. szukanie pomocy było zawarte w tych życzeniach. Dalej widzę te godziny. Gdy biorę telefon żeby gdzieś zadzwonić, porozmawiać o moim problemie, szukać pomocy jest ta godzina. Nie wiem co robić. Każdy mówi podobnie, ale nic z tych porad mnie nie dotyczy. Chce być dawnym człowiekiem, nieważne jaki był Jakub, oddałbym wszystko co mam, żeby wrócił, a pogodzenie się z tym, że tak zostanie i wszystko może dalej trwać, jest nie do zaakceptowania.
Ja wiem, że ksiądz, kościół spowiedź czy modlitwy mi nie pomogą. Ja potrzebuję, żeby ktoś zrozumiał co się u mnie wydarzyło i powiedział co ja mam ze sobą zrobić?
Awatar użytkownika
Mateusz Xavery
Nowy Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 25 kwietnia 2024, o 15:59

3 maja 2024, o 19:45

Dzień dobry, cześć, witajcie.

Czytam to forum i to mi pomaga.
JacekNowak
Nowy Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 3 maja 2024, o 20:16

3 maja 2024, o 20:20

Cześć, witam wszystkich
Sol1983
Nowy Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 8 maja 2024, o 17:07

8 maja 2024, o 17:09

Witam kochani, nowy nerwus wśród Was🤗
ODPOWIEDZ