
Od dłuższego już czasu zaglądam na forum i w końcu postanowiłem się przywitać.
Moja "przygoda" z nerwicą lękową nie jest zbyt długa, bo trwa ok. 5 m-cy. Wszystko zaczęło się pewnej wakacyjnej nocy, gdy obudziłem się z bólem brzucha. Nic specjalnego, jak wiadomo każdego z nas nieraz coś boli, w tym właśnie brzuch. Nie wiem jednak czemu, ale wystraszyłem się tego, pomyślałem sobie, że ten ból jest jakiś inny niż dotychczas. Od tego momentu zaczął się mój koszmar i wszystko potoczyło się lawinowo. Poczułem, że robi mi się słabo, byłem pewny (święcie przekonany!!!), że za kilka sekund stracę przytomność, serce waliło mi niemiłosiernie, zacząłem sobie wyobrażać, że to poważne zaburzenia rytmu i są to moje ostatnie chwile na tym świecie. Miałem wrażenie, że jest mi ciężko nabrać powietrza. Na rękach i nogach czułem mrowienie, oblał mnie pot, zrobiło mi się strasznie zimno. Żeby było ciekawiej zaczałem się trząść jak galareta - i z zimna i ze strachu. Stan taki trwał ok. 10 min. po czym zaczął stopniowo ustępować. Po godzinie czułem się, w porównaniu do tego co przeżyłem, jak nowo narodzony. Następnej nocy bałem się zasnąć, żeby historia się nie powtórzyła. Na szczęście, nic się nie stało, a ja sam szybko zapomniałem o tym "tragicznym" incydencie. Nie wiem też dlaczego, ale nie skierowałem od razu moich kroków do lekarza; byłem przekonany, że to wszystko było wynikiem ogromnego strachu i niepotrzebnego stresu. Skąd się jednak wziął? Nie wiem do dzisiaj...
Podobna historia niestety przydażyła mi się ok. 3 m-cy później w trakcie jazdy samochodem (także w nocy). Całą trasę odczuwałem też strach przed tym, żeby nie doświadczyć już tego okropnego przeżycia. Było to z resztą równie męczące jak pierwsza nocna "przygoda".
Od tamtego czasu, nie występują u mnie tak silne napady i mogę zupełnie normalnie funkcjonować. Czasami tylko budzę się nagle w nocy mając "lekki" strach przed śmiercią, a w ciągu dnia odczuwam ciągłe, bardzo niewielkie napięcie (mam wrażenie, że cały czas myślę o tym, że coś mi jest). Na dodatek od ponad 2 miesięcy mam stan podgorączkowy do 37,5 st. C. (który ustępuje pod wieczór!), co nie daje mi spokoju, pomimo idealnych wyników wszystkich badań. Cały czas skupiam na tym swoją uwagę. Nie jest to jednak jakoś bardzo nasilone. Obejrzałem wszystkie pigułki DivoVica

Ja jednak z pozytywnym (mam nadzieję) nastawieniem idę dalej, rozmawiam ze sobą, zajmuję się czymś, co sprawia mi radość...
