otóż od dobrych dwóch i pół lat żyłam sobie z derealizacją. pamiętam jak mi się to wszystko zaczęło, lęk, strach, itp itd. objawy standardowe, tylko ja je inaczej opisuję: np. patrzę na coś i jestem w stanie tego nie zauważyć, tak samo znajduję się gdzieś a jednocześnie wcale mnie tu nie ma, jakby z sekundy na sekundę tworzyła mi się nowa świadomość, takie po klatkowe patrzenie się na świat, klatka po klatce, zdjęcie po zdjęciu, a każda klatka to nowy rozdział. niby wszystko odczuwam ale to tylko moje ciało to odczuwa, jakby mój organizm był obcym elementem. czuję się jakby 'zawieszona w czasie i przestrzeni', tylko nawet czas nie płynie normalnie, tylko przeskakuje z punktu do punktu. poza tym kiedyś miałam tak, że odczuwałam duże problemy z oddychaniem, napady lęku, cały czas musiałam się cała ruszać itp itd.
po półtora roku objawy mi zaczęły stopniowo schodzić, a wszystko dlatego, że jakimś dziwnym cudem wmówiłam sobie, że to wszystko zależy od mojej hiperwentylacji, nie wiem jakim cudem ja to sobie wmówiłam, w każdym razie pomogło, bo zaczęłam jakby spokojniej i mniej oddychać i wszystkie objawy mi prawie minęły, przeżyłam najpiękniejszy rok w moim życiu, było cudnie, kwiatki, bławatki, ach, żyć nie umierać. czasami tylko dokuczały mi objawy ale w maluuutkim stopniu, prawie niezauważalnym.
i co ? i wróciło. kilka dni temu.
a dlaczego ? dzięki MARIHUANIE. nigdy nie sądziłam, że JA, wielki propagator narkotyków miękkich będzie tak psioczyć na tą cholerną gandzię, wszystko przez nią !!!! jeszcze z 3 lata temu byłam niezłym palaczem, prawie dzień w dzień potrafiłam wypalać z kilka lolków. jak pojawiło się DD, to kompletnie przestałam, a jak minęły mi objawy, to głupia ja, zapaliłam sobie znowu. to było nawet niedawno, z miesiąc temu. było mi tak przyjemnie, przeżywałam takie stany upojenia i ekstazy, że pomyślałam sobie 'e, raz się żyję, przecież czuję się już normalnie, mogę też normalnie palić.' to był największy błąd w moim życiu...
przez to cholerne gówno znowu mam DD. równocześnie mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że przeżywanie tego stanu jest takie... 'dojrzalsze'? nie wiem, może dlatego, że kiedyś musiałam nauczyć się z tym żyć. ale teraz wszystko straciło sens, znowu muszę radzić sobie z tym cholerstwem sama, cały świat jest zły i be.
jedyne czego się boję, to tego, że zmarnuję sobie 4 miesiące wakacji (maturzystka

ufff, no to się rozpisałam. gratulacje dla tych, którzy to przeczytali
