DD utrzymuje się u mnie przez ponad dwa lata. Wejście w ten stan poprzedzone było długotrwałymi stresami oraz presją w sferach zawodowych i życiowych. A dokładnie wyglądało to tak:
W sobotę obchodziłem swoje urodziny, wypiliśmy kilka kielichów, zażyłem narkotyki, trochę się pobawiłem na parkiecie. Na tej imprezie ciągle rozmyślałem o pracy zamiast cieszyć się chwilą. Nie umiałem uwolnić myśli od sfery zawodowej a tym samym się rozluźnić. Przypomniałem również sobie, że w poniedziałek mam rezonans głowy (cierpię na migreny)- pojawiła się we mnie obawa czy to, że dzisiaj baluje nie wpłynie na wyniki badania. Kolejną obawą jaką miałem była informacja o stanie zdrowia mojego kolegi który przebywał w szpitalu.
W niedzielę rano wstałem strasznie zmieszany (jeszcze lekko pijany) i od razu poszedłem odwiedzić mojego najbliższego kolegę do szpitala. Po drodze dzwoniłem do niego aby dowiedzieć się na jakiej sali leży, co mu przynieść itd. Jednak on nie odbierał. Kupiłem więc w drodze do szpitala sok dla niego. Na oddziale obszedłem wszystkie sale i nie potrafiłem go znaleźć. Pytając pielęgniarki w jakiej sali go znajdę.. nie chciała mi udzielić informacji.. dopiero po tym jak skłamałem że jestem z rodziny to odesłała mnie do lekarza. Lekarz oznajmił, że bardzo mu przykro ale kolega niedawno zmarł. Byłem totalnie zaskoczony i nie rozumiałem tego co się stało. Powiedzieli, że poinformowali o tym jego mamę. Po wyjściu z oddziału usiadłem na ławce i wybuchłem płaczem, nie mogłem się opanować. W drodze powrotnej ze szpitala dzwoniłem po najbliższych znajomych i przekazywałem tą smutną nowinę. Następnie udałem się do mamy zmarłego przyjaciela aby nie była sama. Razem płakaliśmy, rozmawialiśmy, wspominaliśmy itd.
Dziwnie się czułem przez cały dzień i kolejny i kolejny, tak jakby kac mnie nie puszczał. Bałem się że uszkodziłem sobie mózg, wzrok itd. bo jak logicznie można wytłumaczyć to "inne postrzeganie". Brak emocji, pamięci, obcość wszystkiego, niepostrzeganie czasu, zawroty głowy, ściskanie mózgu i niezliczona ilośc innych objawów. Byłem totalnie załamany i pewny, że zniszczyłem sobie życie swoją głupotą. Strach, lęk był nieustanny.
Starałem się nie poddawać i codziennie walczyłem. Do pracy szedłem na siłę z ugiętymi nogami, roztrzęsiony, ledwo łapiąc dech w piersi, w okularach słonecznych. Szukałem pomocy u neurologa i wykonywałem dziesiątki przeróżnych badań z których wynikało ze jestem zdrowy. Kosztowało mnie to sporo energii bo nie miałem pamięci (wszystko musiałem zapisywać na kartce), gubiłem się w mieście w którym mieszkam od urodzenia- czysta demencja.
Starałem się dowiedzieć czegoś w internecie, znalazłem to forum i pojawiła się nadzieja, że jednak nie uszkodziłem sobie mózgu, nie mam neuroboleriozy itd. Pozyskiwanie informacji po przez czytanie przypominało syzyfowe prace ponieważ na drugi dzień nic nie pamiętałem i od nowa i od nowa.
Po wizycie u psychiatry dowiedziałem się, że swoim stylem życia zapracowałem sobie na nerwicę a stan w którym się znajduję to "derealizacja".
Oczywiście bałem się, że może to jednak schizofrenia czy inna choroba psychiczna.
Po kilku wizytach u Pani Psycholog zostałem namówiony na terapię grupową. Terapia trochę mnie uspokoiła i odzyskałem pamięć!!

Od terapii minęło 10 miesięcy, pamięć mam dobrą, lecz DD się utrzymuje. Raz jest lepiej raz gorzej, lęk pojawia się rzadziej, jestem przyzwyczajony do stanu w którym się znajduję dlatego jestem spokojniejszy. Mam chyba "przebłyski powrotu" - wtedy obraz staję się wyrazisty i nie taki ciemny, ponury. Jestem wtedy szczęśliwy i taki "normalny". Sporo czasu upłynęło od początku mojej przygody z DD więc pierwsze emocje opadły. Ciągle marzę o normalności i teraz czuję, że na spokojnie mogę zagłębić się w tematykę forum. Myślę bardzo analitycznie dlatego będę się starał zagłębić w mechanizmy nerwic, leków i tego wszystkiego co się ze mną działo i dzieje.
..w sumie miałem się tylko przywitać a wyszła cała historia

Bardzo dziękuję twórcą tego forum oraz wszystkim użytkownikom. Dzięki Wam podniosłem się z kolan.