
mam 27 lat, pierwszy raz zaburzenia depresyjne mialem w wieku lat 21, ciagnely sie za mna rok czasu, zaczely sie od studiow i chyba presji ukierunkowanej ze nie radzilem sobie z nauka a chcialem koniecznie uczyc sie tego czego nie potrafilem za dobrze.
Depresja przeszla jak zastosowalem leki, prozac. Chodz stan depresyjny ciagnal sie dlugo za mna bo nie moglem sie pogoszic ze cos mi sie ni eudalo. Mam zreszta z tym problem ze jak mi cos nie wychodzi wpadal w obsesje na tym punkcie.
To samo spotkalo mnie w tym roku, i problemem jest moj zwiazek oraz kilka innych spraw ktorych nie potrafie odpuscic. to powoduje wielki stres w srodku mnie.
I od jakiegos czasu znowu odczuwam stan bezsensu, zagubienia, wszystko przestalo mnie cieszyc i interesowac. Nie widze juz sensu w planach jakie do tej pory poczynialem. Nie mam radosci ale co gorsza nie czuje emocji, zupelnie jakby mnie ktos z nich wypral.
Chce isc z tym do lekarza jak mi nie minie ale zastanawiam sie czy to depresja czy bardziej derealizacja, bo oprocz tych objawow odczuwam nierealnosc swiata, jakby wszystko bylo zupelnie inne i mniej znane niz dotychczas. Czuje sie dziwnie i sam nie wiem jak to zdefiniowac jak sie czuje.
I tak mysle bo derealizacja tez powoduje odseparowanie od emocji. I druga sprawa czy to sens wogole myslec nad tym czy to derealizacja czy depresja? Czy to ma znaczenie jesli chodzi o leczenie? Czy moze po prostu derealizacja idzie w parze z depresja?