
Leczę się na fobię społeczną, tak ściślej to biorę po prostu leki i coś tam próbuje się przełamywać w życiu. Lęki na razie nie są moim największym problemem, bo chyba przez leki i jakieś tam działania się uspokoiły.
Najgorzej jest z tym, że od lat nie widzę sensu w życiu, nie zależy mi na sobie ani na swoim życiu, często myślę o eutanazji. O samobójstwie nie, bo chciałbym żeby moje narządy komuś się przydały. Ja wiem, że marnuje swoje życie i przykro mi z tym dodatkowo, ale mam popsutą głowę i nie umiem inaczej. Na zewnątrz nie wyglądam raczej na taką depresyjną osobę, ale kiedy jestem sam to zazwyczaj płaczę. Gdyby nie rodzina, która pewnie by tego nie zrozumiała to raczej bym zakończył swoje "życie".
W ogóle nie mam pomysłu co robić dalej, czym się zająć, żeby mnie z tego wyciągnęło. Była taka ostatnio jedna relacja u mnie która na chwilę mi ten sens dała, ale niestety ogolnie jest tak bolesna, że już mnie tylko ssie od środka.
Nie mam w sobie w ogóle energii.
Witajcie
