Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Witajcie!

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
tlenik
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 25 września 2014, o 11:31

25 września 2014, o 12:40

Chyba tylko się przywitam, raczej nie będę się udzielała, ale czytywała regularnie - na pewno. A napisać postanowiłam, żebyście wiedzieli, że jest nas o jedną osobę więcej, że ja jestem na etapie odkładania leków (jest całkiem dobrze) i uczenia mojego organizmu, że sobie poradzę i uczenia swojej psychiki, siebie na nowo. Napisać postanowiłam, bo uśmiałam się z postów dory...(dalej są jakieś numerki) i z tych śmiesznych "buziek", typu: :dres:, hehe. I bardzo spodobał mi się post "KonradaW". Pokrótce tylko napiszę, że mam nerwicę, bo zawsze byłam (tak, jak już to napisał właśnie "KonradW", to często używane przez nas zdanie) taka "rozpamiętywaczka", baaaaardzo wrażliwa, co do tej pory uważałam za atut, wszelkie ważne decyzje podejmował za mnie partner (wspaniały MÓJ człowiek :friend: , kurczę, muszę tochę poużywać tych buziek, bo mnie rozwalają), bo ja nie chciałam brać odpowiedzialności za nie. Parę lat temu zamieszkaliśmy razem w "dużym mieście" (wychowywałam się w cudownie spokojne wiosce ale pozbawionej perspektywy na dobrą pracę). I tak sobie żyliśmy, bez ślubu, czego rodzice nie mogli przeżyć. Każde odwiedziny w domu rodzinnym kończyły się moimi wyrzutami sumieniami, bo żyję w grzechu, bo mama została sama po śmierci taty, a ja, jako najmłodsza miałam się nie opiekować, etc, etc, bo jakoś mi się nie układało w związku - w sumie, to niby wiedziałam, że jestem z kimś od kilkunastu lat, ale przecież mój dom jest tam, gdzie mama. Bo inni, w naszym wieku już mieli mieszkania własne, rodziny pozakładane, śluby za nimi, a my nawet Świąt razem nie spędzaliśmy, to była w sumie taka zabawa w dom. I postanowiliśmy w końcu kupić mieszkanie. I to był u mnie punt zapalny, w parę godzin po podpisaniu aktu, przyszedł pierwszy lęk i dalej już poleciało, rzecz wydawałoby się - nieprawdopodobna, by wywołała takie emocje negatywne. Wszyscy to znamy więc się rozpisywać nie będę, że było koszmarnie. Mnie partner sam zapisał do psychiatry, bo chudłam, co jadłam - po prostu przeze mnie przelatywało :? , bo się trzęsłam, bo mówiłam o głupotkach, bo nie radziłam sobie z myślami, bo drażnił mnie hałas, bo zamiast cieszyć się mieszkaniem (fakt faktem, początkowo koszmarnym) nie byłam w stanie tam mieszkać, a najpierw zająć się jego remontem, bo nie byłam w stanie pracować, wyleżeć choćby przez chwilę, bo mną "szarpało", musiałam być cały czas w ruchu. Bo nie spałam. No, może ze 2h każdej nocy. Bo męczyła mnie bliskość. Ja która uwielbiałam się wyczepiać wręcz w partnera, odsuwałam się, żeby nie czuć Bo przeżywałam, że my tu sami jesteśmy w tym wielkim, obcym mieście, a cała rodzina została tam, daleko (raptem 100 km od nas)...W sumie, nie bardzo wiedzieliśmy co się dzieje. No ok, nerwy, bo zmiana sytuacji życiowej (ale przecież na lepsze), bo za dużo na siebie wzięłam - chciałam się dalej kształcić w zawodzie,no może to nerwica, ale żeby aż tak reagować??? Trochę wtedy dobili mnie najbliżsi, myśląc, że mi pomagają, mówili: weź się dziewczyno w garść, bo Ci życie ucieka. Przecież macie pieniądze, kupiliście mieszkanie, co prawda na kredyt, ale nie nieduży, inni to 30 lat będą spłacać, inni w ogóle pracy nie mają, itepe, itede. a! siet! miałam nie pisać o objawach :haha: . No ale nic. Wyczerpana psychicznie poszłam potulnie. Leki dostałam, pomogły po jakimś m-cu. Nie wiem, czy leki leczą w tym wypadku. Ale wiem na pewno, że pokazują, że nie będzie tak do końca życia, że może być normalnie, a chodzi w/g mnie o to, żeby pokazać to swojemu organizmowi, tak jak tłumaczył to mój psychiatra - one są po to, żeby nauczyć tego naszej psychiki. Taka wizyta bardzo pomaga też z jednego względu: mimo wsparcia rodziny, czujemy, że oni jednak nie do końca wiedzą, chociaż bardzo pewnie chcą, jak to jest. Tu się zgadzam w 100% - kto nie przeżył, nie zrozumie. Oczywiście - dołączyłam terapię. W momencie, kiedy poszłam na spotkanie i nie miałam o czym mówić (wcześniej nie starczało mi tych 50-ciu minut) i stwierdziłam, że wolę wydać tą kasę na kosmetyczkę, doszłyśmy z moją psycholog do wniosku, że zaczyna być dobrze i rozrzedziłyśmy spotkania. Teraz łykam połowę tabletki dziennie. Minął ponad rok, także jakąś tam weteranką nie jestem w kwestii życia z Panią Wredną Nerwicą. Już przy tej zmniejszonej dawce nie jest tak super, jak było na całej, ale kurde, no przecież Wy daliście radę bez tabletek, ja też dam. Jak się przyzwyczaję do zmniejszonej dawki, znowu zmniejszę. Uczę się przede wszystkim asertywności, dbania o siebie, nie innych. Mam fajne rodzeństwo, które powtarza, nie możesz żyć życiem naszej mamy, masz swoje (i usilnie to też powtarza mamie ;col ). Mam super rodzinę mojego przyszłego męża - tak,idziemy dalej i za nie niedługo bierzemy ślub, a co! Jeżeli chodzi o odstawienie tabletek, motywację mam silną - chcę zajść w ciążę. No, to się przywitałam: :hehe: - tak na koniec.
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

26 września 2014, o 22:17

Witaj na forum Tlenik! Pewnie trochę Cię przytłoczyły oczekiwania wobec samej siebie i oczekiwania innych, poza tym zmieniłaś etap życiowy i trochę się ugięłaś. Ale najważniejsze i pozytywne jest w tym to, że masz postawę optymistyczną i walcząca. Trzymam za Ciebie kciuki i zapraszam do udzielania się, gdybyś zmieniła zdanie! :)
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
ODPOWIEDZ