Hejka wszystkim:) hmm od czego by tu zacząć, na pewno od tego że jestem kolejną osobą z nerwica lekową i natręctwami myślowymi, a może już i deprechą.. zaczęło sie jakieś ponad dwa miesiące temu, 1 grudnia tak mi sie kolorowo zaczął miesiąc,i trwa po dzis dzień. Zawsze byłam wrażliwa, niesmiała, bardzo wszystko przezywałam, jako dziecko już miałam nerwicę, tyle ze bardziej na tle hipochondrycznym, moja mama na nią choruje i wtedy to ona mi pomogła z nej wyjść,ale tez wpłynęła na dalsze zycie. Miałam wtedy chyba z 10 lat, dostałam silnego lęku o własne zdrowie, że serce mi przestanie bić itd.. no i po 3 miesiącach silnych lęków wszystko mineło, juz w sumie sama nie pamietam jak to mineło, ale mineło i zyłam sobie radosnie spokojnie, i szczęśliwie aż do tej pory.. Nigdy nie sądziłam ze to wróci i ze z taką siła.. właśnie tego 1 grudnia siedziałam sobie spokojnie, czytałam książkę całkowity luz, az tu nagle ucisk w klatce piersiowej, przyśpieszone bicie serca a wręcz walenie jakby miało mi z piersi wyskoczyc, noo i oczywiscie potworne uczucie lęku, pierwsze co pomyslałam to to że pewnie jakies niedotlenienie, wiec głowa w dół i czekam az minie, a tu guzik nic, zero poprawy.. zerwałam sie i poleciałam do rodziców, połozyłam się na chwile, i zrozumiałam że to nie serce, ze nim wszystko ok, że to nerwy, tylko to głupkowate uczucie w głowie, patrzyłam na rzeczy które zawsze mi dawały radość a tu teraz nic, kompletna pustka, zero uczuć, jakby normalnie matrix, jakiś film.. no i rodzice zawieźli mnie na pogotowie,tam jak się okazało nic mi nie było, jedynie potas miałam w granicach normy i tyle, dali hyroxyzynę i papa. I tak trwam w tym stanie do tej pory, oczywiście na początku myslałam że to choroba psyhiczna, że schizifrenia, że zwariuję, wszystkiego zapomnę, przestane funkcjonować, że zamkna mnie w psychiatryku i koniec... masakra normalnie, lęk okropniasty..

no i tak to trwało i trwało, tyle że jeszcze w grudniu miałam powroty do rzeczewistości wieczorami i to było cudowne uczucie, aż tu po Wigilii na drugi dzień budzę się i totalna derealka, lęk, niepokój, i tak już ciągle, w sylwestra było też już do bani, wszystkie moje uczucia odleciały, nawet płakać nie potrafiłam..

no i zaczęły się pojawiać natrętne myśli, najpierw się nakręciłam że co to będzie jak coś we mnie wstąpi, zaczęłam, bać się noży, ostrych przedmiotów, że coś zrobię swoim najbliższym, ale to jest straszne i nie chce nikomu nic zrobić.. kocham ich bardzo, a najgorsze jest to że, zawsze chciałam wyjśc za mąż, mieć dzieci, już normalnie wyobrazałam sobie ten szczęśliwy dzień, jestem z moim chłopakiem 5 lat i kurcze w momencie kiedy planujemy ślub, to musiała mnie dopaść ta bladź... przez nią wizja przyszłości stała się straszna, męczy mnie to, że ten stan zostanie ze mna na zawsze i ze nie bedę szczęśliwa, że mój chłopak nie będzie ze mną szczęśliwy, że jak urodze dzieci to boję się że nie bedę umiała dac im szczęścia, ze te natrętne myśli nie dadza mi normalnie funkcjonować.. i ciągle o tym mysle, a jak mój chłopak mówi o wspólnym życiu o slubie to mnie przerazenie bierze, co kiedys powodowało u mnie radość... normalnie nie wiem co sie ze mna porobiło:( byłam u jednego psychiatry to wypisała mi Velafax, ale nic mi nie wyjasniła, praktycznie ja tej lekarce wszystko powiedziałam a ona tylko 10 min mnie w gabinecie trzymała, wypisała recepte i do widzenia.. nie wykupiłam tej recepty bo nie wiem czy mi pomoże ten lek, zapisałam się na psychoterapię, pani psycholog super osoba, ciepła i miła, tylko no ja bardziej na tej psychoterapii chciałam nauczyć się radzić sobie z tym lekiem i natretami, a pani psycholog wyciaga z dzieciństwa mojego takie fakty że to mnie doprowadziło do wiekszych leków i teraz po dwóch spotkaniach, jestem w gorszym stanie z wiekszymi lekami, niż do tej pory.. przez nie zaczęłam sie zastanawiac po co jest zycie, po co pracować, chodzic, jeść i taki tam inne głupie przemyslenia.. pojawiła się kolejna chyba natrętna myśl, a mianowicie boję się żeby sobie nic nie zrobić.... nie chce tego i wiem ze nie jestem do tego zdolna, nie jest to zgodne ze mną, ale kurcze ciągle ta myśl powraca i powoduje kolejne gorsze lęki.. jutro zamierzam zadzwonic do innego lekarza i się zapisac na wizytę. Proszę poradźcie mi co mam robic, jak sobie radzić, co zrobic z moja psychoterapia skoro ona wywołała u mnie gorszy lęk. Chcę wrócic do normalnego zycia, takiego jakie miałam wczesniej, a było naprawdę super:) pełne planów i marzeń, zawsze byłam szalona, radosna i to ja innym dawałam to poczucie radości, a tu nagle bum i mnie dopadło:( wybaczcie za tą długą opowieść, ale nie umiałam tego napisac w wiekszym skrócie. Będę wdzięczna za każda wypowiedź, chcę już normalnie funkcjonować i nie myslec o tych wszystkich głupich myslach, lekach i dziwnych rozważaniach o życiu.. a z wypowidzi innych widze że da się to pokonać i chcę to zrobić!! Pozdrowionka:)