Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Witajcie!

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
MagdaKa09
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 6
Rejestracja: 23 stycznia 2022, o 17:11

9 lutego 2022, o 22:45

Czesc! Od  czego by tu zacząć...
Jestem Magda i dlugo zmagam się z zaburzeniami lekowymi. Mam 33 lata, świetna prace, partnera i cudowna mala córeczkę. Niestety, moja przeszlosc- wychowywanie się w dysfunkcyjnej rodzinie i nadużywanie alkoholu przez tate, fakt ze tata wzial na mnie kredyt gdy mialam 18 lat i skonczyko sie to postepowaniem komorniczym, ktore od kilku lat regularnie splacam- spowodowały u mnie występujące co jakiś czas problemy ze snem, niepokoj, lęk, napady paniki... przez jakiś czas cierpialam także na derealizacje.
Po Poznaniu mojego obecnego partnera objawy się wyciszyły, występowały rzadziej i z mniejszym natężeniem...urodziła się moja coreczka a ja postanowiłam,  że chce iść na terapie zrobić ze sobą porządek. Chcialam uporządkować moja relacje z tata, poukładać sobie wszystko w głowie I pozbyć się natłoku myśli, wiecznych wątpliwości, niskiego poczucia własnej wartości a także pojawiających się co jakiś czas stanow lękowych, strachu ze zwariuje, że coś ze mną nie tak. Chcialam uwolnić się od ciężaru ktory w sobie przez lata w sobie nosiłam.
Terapie rozpoczęłam we wrześniu zeszłego roku, trafiłam na dobrego psychoterapeutę który udzielił mi wsparcia psychologicznego, pomógł zrozumieć siebie- dowiedzialam się, że jestem wysokowrazliwa, zaczynałam rozumieć, ze nie mogę ułożyć relacji z tata tak jak to sobie wymarzyłam, bo tata sam zmaga się z demonami, zrozumialam że muszę zrozumiec i zaakceptować swoją przeszlosc, zacząć zyc tu i teraz, zainteresowałam się mindfullnes... zdrowym trybem życia.  Wszystko szlo ku dobremu, tata nie pil juz rok, poprawiło się jego zdrowie ( przez cukrzycę i zmiany miazdzycowe prawie amputowano mu stopę)...liczylam na to ze stanie na nogi i w końcu bedzie naprawde obecny w moim życiu jako ojciec, a w życiu mojej coreczki jako dziadek. Spotykaliśmy się co jakiś czas, często dzwonil wypytywał o moja córeczkę, mówił jak bardzo nas kocha ...obiecal że spłaci dlug który na mnie zaciągnął...chcial wszystko naprawic. Nagle w drugiej połowie listopada moj tata zginął w tragicznym wypadku samochodowym. Wjechał na prostej drodze  w betonowy słup. Co gorsza wypadek był dosc medialna sprawa...caly internet huczał od zdjęć zmasakrowanego samochodu... nie pozostawiając wiele mojej wyobrazni... Moje życie kompletnie się rozsypało. Okazało się że sprawa zajęła się prokuratura, nikt nie chciał udzielić nam żadnej informacji, razem z bratem we wsparciu z rodziną  chcieliśmy pochować tate... ale nie chcieli wydać nam ciała, ani rzeczy taty... to był jeden ogromny koszmar...pogrzeb odbył się dość późno i był dla mnie traumatyczym przeżyciem. Nie wiem skąd wzięłam siłę aby pod koniec wstać i pożegnać tate z ambony przy tych wszystkich ludziach. Ciagle myslalam tylko o tym że chce to zrobić...I podarowac mu na dowidzenia wszytsko co tylko mogę.
Bylam w szoku, otępiała, przerażona... nie potrafiłam zrozumieć i zaakceptować tego co sie stało...wtedy 3 tyg po śmierci taty zmarła moja babcia...znowu pogrzeb, kondolencje, placz, lament...otwieranie świeżych ran.
Tegoroczne święta ledwo pamietam. Czulam się fatalnie psychicznie, nieznośne napięcie, smutek , dyskomfort, niechęć do spotkania się z ludźmi.
W połowie stycznia objawy wrocily z zwielokrotniona siła...nie mogłam spac, zasypiałam na 40 minut max godzinę i budziłam się przerażona, śniły mi się koszmary dotyczące mojego taty, czulam niepokój, lęk, zaczely się napady paniki po których opadalam zupełnie z sił. Uczucie bezsensu, natrętne myśli, nie mogłam nic zjeść... tak zle nie czulam się nigdy w życiu.
Zwróciłam się pomoc do przyjaciółki którą zajmuje się medycyna ajurwedyjska ... wierze w naturalne metody leczenia, więc postanowilam sprobowac ziół i zmian nawyków zaporponowanych przez znajoma.
Następnie natrafiłam na to forum... I kanał na yt... wiedza którą wyniosłam z wszytskich filmów i wpisów, w połączeniu z ziołami i psychoterapia zaczela dawać wymierne efekty. Znow zaczelam spać...zniknelo napięcie I lek,  zaczelam akceptować zaburzenie,  zdystansowałam się do moich myśli, nie balam się już aż tak tego co czasem produkowała moja podświadomość, bo rozumiałam że to tylko mysl. Od czasu do czasu pojawial się dyskomfort, ale w porównaniu do tego co czulam w najgorszym momencie było to praktycznie nic... poza tym zdawałam  sobie sprawe, że przecież odszedl moj tata i mam prawo być smutna i zmartwiona.Tydzien temu dowiedziałam się że mam covid, moja coreczka i partner również. Partner przechodzi chorobę bezobjawowo, ja kilka dni czulam się dramatycznie, moja coreczka przez 2 dni miala temperaturę  bez zadnych innych objawów...ale jak zapewne się domyslacie umierałam że strachu o nią...I o siebie, znowu zaczelam nadmiernie  skupiać się na sobie na swoim ciele.. a że czulam się fatalnie to nie dochodzilam do ciekawych wniosków. Codziennie probuje postawić swoją logikę ponad wymysły, domysły, " A co jesli"? Pojawił się u mnie lęk ze covid mogl uszkodzic moj układ nerwowy, naczytalam się o tym że covid rzekomo może powodować psychozy... I tutaj obudził się moj lek przed utrata kontroli i szaleństwem. Ciągle staram się sobie tłumaczyć, że tak naprawdę poza oslabieniem po infekcji czuje się juz fizycznie ok. Niestety, jako pierwszy hipochondryk Rzeczpospolitej Polski  produkuje różne myśli, a każdy dyskomfort psychiczny odbieram jako znowu nakręcające się kolo nerwicowe...niby mam wiedzę jak nie dopuścić do tego aby to wszytsko się rozchulalo, ale boję się że nerwica wykorzysta moja obecna słabość. No właśnie...BOJE SIE...a myslalam, że już nie boję się kolejnych napadów paniki, że zaakceptowałam swoje zaburzenie i zrozumiałam że nic mi się nie może stać...przede mną jeszcze dluga droga, ale nie zamierzam się poddawać. Licze na to...I pragnę tego całym sercem aby moj limit "nieszczesc" na najbliższy okres się wyczerpał, to ułatwiłoby złapanie równowagi...
Nie wiem czy ktoś poświęci aż tyle czasu aby przeczytać cały ten post...wiem, jest bardzo długi. Każdemu kto dotrwał do końca dziękuję...DZIĘKUJĘ.  Dzięki Wam wszystkim współtworzącym to forum poczulam że nie jestem  sama... ze jest miejsce gdzie ludzie jak ja dzieła się swoimi  doświadczeniami i obawami. Odzyskałam nadzieje ❤ Trzymajcie się ciepło! I trzymajcie kciuki aby wystarczyło mi siły i rozsądku aby działać mądrze i skutecznie dazac do odburzenia i szczęścia. Będę tu regularnie zaglądac❤
M.
Awatar użytkownika
Maciej Bizoń
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 545
Rejestracja: 7 sierpnia 2019, o 14:04

10 lutego 2022, o 10:19

MagdaKa09 pisze:
9 lutego 2022, o 22:45
Czesc! Od  czego by tu zacząć...
Jestem Magda i dlugo zmagam się z zaburzeniami lekowymi. Mam 33 lata, świetna prace, partnera i cudowna mala córeczkę. Niestety, moja przeszlosc- wychowywanie się w dysfunkcyjnej rodzinie i nadużywanie alkoholu przez tate, fakt ze tata wzial na mnie kredyt gdy mialam 18 lat i skonczyko sie to postepowaniem komorniczym, ktore od kilku lat regularnie splacam- spowodowały u mnie występujące co jakiś czas problemy ze snem, niepokoj, lęk, napady paniki... przez jakiś czas cierpialam także na derealizacje.
Po Poznaniu mojego obecnego partnera objawy się wyciszyły, występowały rzadziej i z mniejszym natężeniem...urodziła się moja coreczka a ja postanowiłam,  że chce iść na terapie zrobić ze sobą porządek. Chcialam uporządkować moja relacje z tata, poukładać sobie wszystko w głowie I pozbyć się natłoku myśli, wiecznych wątpliwości, niskiego poczucia własnej wartości a także pojawiających się co jakiś czas stanow lękowych, strachu ze zwariuje, że coś ze mną nie tak. Chcialam uwolnić się od ciężaru ktory w sobie przez lata w sobie nosiłam.
Terapie rozpoczęłam we wrześniu zeszłego roku, trafiłam na dobrego psychoterapeutę który udzielił mi wsparcia psychologicznego, pomógł zrozumieć siebie- dowiedzialam się, że jestem wysokowrazliwa, zaczynałam rozumieć, ze nie mogę ułożyć relacji z tata tak jak to sobie wymarzyłam, bo tata sam zmaga się z demonami, zrozumialam że muszę zrozumiec i zaakceptować swoją przeszlosc, zacząć zyc tu i teraz, zainteresowałam się mindfullnes... zdrowym trybem życia.  Wszystko szlo ku dobremu, tata nie pil juz rok, poprawiło się jego zdrowie ( przez cukrzycę i zmiany miazdzycowe prawie amputowano mu stopę)...liczylam na to ze stanie na nogi i w końcu bedzie naprawde obecny w moim życiu jako ojciec, a w życiu mojej coreczki jako dziadek. Spotykaliśmy się co jakiś czas, często dzwonil wypytywał o moja córeczkę, mówił jak bardzo nas kocha ...obiecal że spłaci dlug który na mnie zaciągnął...chcial wszystko naprawic. Nagle w drugiej połowie listopada moj tata zginął w tragicznym wypadku samochodowym. Wjechał na prostej drodze  w betonowy słup. Co gorsza wypadek był dosc medialna sprawa...caly internet huczał od zdjęć zmasakrowanego samochodu... nie pozostawiając wiele mojej wyobrazni... Moje życie kompletnie się rozsypało. Okazało się że sprawa zajęła się prokuratura, nikt nie chciał udzielić nam żadnej informacji, razem z bratem we wsparciu z rodziną  chcieliśmy pochować tate... ale nie chcieli wydać nam ciała, ani rzeczy taty... to był jeden ogromny koszmar...pogrzeb odbył się dość późno i był dla mnie traumatyczym przeżyciem. Nie wiem skąd wzięłam siłę aby pod koniec wstać i pożegnać tate z ambony przy tych wszystkich ludziach. Ciagle myslalam tylko o tym że chce to zrobić...I podarowac mu na dowidzenia wszytsko co tylko mogę.
Bylam w szoku, otępiała, przerażona... nie potrafiłam zrozumieć i zaakceptować tego co sie stało...wtedy 3 tyg po śmierci taty zmarła moja babcia...znowu pogrzeb, kondolencje, placz, lament...otwieranie świeżych ran.
Tegoroczne święta ledwo pamietam. Czulam się fatalnie psychicznie, nieznośne napięcie, smutek , dyskomfort, niechęć do spotkania się z ludźmi.
W połowie stycznia objawy wrocily z zwielokrotniona siła...nie mogłam spac, zasypiałam na 40 minut max godzinę i budziłam się przerażona, śniły mi się koszmary dotyczące mojego taty, czulam niepokój, lęk, zaczely się napady paniki po których opadalam zupełnie z sił. Uczucie bezsensu, natrętne myśli, nie mogłam nic zjeść... tak zle nie czulam się nigdy w życiu.
Zwróciłam się pomoc do przyjaciółki którą zajmuje się medycyna ajurwedyjska ... wierze w naturalne metody leczenia, więc postanowilam sprobowac ziół i zmian nawyków zaporponowanych przez znajoma.
Następnie natrafiłam na to forum... I kanał na yt... wiedza którą wyniosłam z wszytskich filmów i wpisów, w połączeniu z ziołami i psychoterapia zaczela dawać wymierne efekty. Znow zaczelam spać...zniknelo napięcie I lek,  zaczelam akceptować zaburzenie,  zdystansowałam się do moich myśli, nie balam się już aż tak tego co czasem produkowała moja podświadomość, bo rozumiałam że to tylko mysl. Od czasu do czasu pojawial się dyskomfort, ale w porównaniu do tego co czulam w najgorszym momencie było to praktycznie nic... poza tym zdawałam  sobie sprawe, że przecież odszedl moj tata i mam prawo być smutna i zmartwiona.Tydzien temu dowiedziałam się że mam covid, moja coreczka i partner również. Partner przechodzi chorobę bezobjawowo, ja kilka dni czulam się dramatycznie, moja coreczka przez 2 dni miala temperaturę  bez zadnych innych objawów...ale jak zapewne się domyslacie umierałam że strachu o nią...I o siebie, znowu zaczelam nadmiernie  skupiać się na sobie na swoim ciele.. a że czulam się fatalnie to nie dochodzilam do ciekawych wniosków. Codziennie probuje postawić swoją logikę ponad wymysły, domysły, " A co jesli"? Pojawił się u mnie lęk ze covid mogl uszkodzic moj układ nerwowy, naczytalam się o tym że covid rzekomo może powodować psychozy... I tutaj obudził się moj lek przed utrata kontroli i szaleństwem. Ciągle staram się sobie tłumaczyć, że tak naprawdę poza oslabieniem po infekcji czuje się juz fizycznie ok. Niestety, jako pierwszy hipochondryk Rzeczpospolitej Polski  produkuje różne myśli, a każdy dyskomfort psychiczny odbieram jako znowu nakręcające się kolo nerwicowe...niby mam wiedzę jak nie dopuścić do tego aby to wszytsko się rozchulalo, ale boję się że nerwica wykorzysta moja obecna słabość. No właśnie...BOJE SIE...a myslalam, że już nie boję się kolejnych napadów paniki, że zaakceptowałam swoje zaburzenie i zrozumiałam że nic mi się nie może stać...przede mną jeszcze dluga droga, ale nie zamierzam się poddawać. Licze na to...I pragnę tego całym sercem aby moj limit "nieszczesc" na najbliższy okres się wyczerpał, to ułatwiłoby złapanie równowagi...
Nie wiem czy ktoś poświęci aż tyle czasu aby przeczytać cały ten post...wiem, jest bardzo długi. Każdemu kto dotrwał do końca dziękuję...DZIĘKUJĘ.  Dzięki Wam wszystkim współtworzącym to forum poczulam że nie jestem  sama... ze jest miejsce gdzie ludzie jak ja dzieła się swoimi  doświadczeniami i obawami. Odzyskałam nadzieje ❤ Trzymajcie się ciepło! I trzymajcie kciuki aby wystarczyło mi siły i rozsądku aby działać mądrze i skutecznie dazac do odburzenia i szczęścia. Będę tu regularnie zaglądac❤
M.
Trzymaj się Ciepło i pamietaj ze to tylko iluzja ;)
"Gotowy byłem iść do ubikacji, nasikać sobie na ręce, poczekac az wyschnie i chodzić z tym dwa dni.
I nie, nie żartuję." - :DD - ten cytat ma tylko Pokazać jaka determinacja powinna występować przy wyjściu z Zaburzenia . ( a przy okazji mnie rozbawiło ) https://www.youtube.com/watch?v=_f5hkHv ... e=youtu.be
https://youtu.be/M6wRnouGZFQ
ODPOWIEDZ