Czesc wszystkim,
jestem osoba na szczesliwej drodze do celu zwanego odburzeniem - objawow nie mam prawie wcale. Pozostaje jedak to, co doprowadzilo do zalamania nerwowego - niskie poczucie wlasnej wartosci i chory perfekcjonizm. Ok. dwoch miesiecy temu przeprowadzilam sie a drugi koniec kontynentu. Przed wyjazdem bylo naprawde dobrze - perfekcjonizm zanikal, a moje poczucue wlasnej wartosci powoli szlo w gore

Poprawa byla tak widoczna, ze az umowilam sie z moja terapeutka na wizyte (kilka miesiecy po zakonczeniu terapii) tylko po to, zeby sie z nia podzielic,6n o i tez troche pochwalic

Jednak po przeprowadzce moje myslenie powoli wraca na stare tory - znowu ciagle sie za wszystko krytykuje, draznia mnie wszystkie, nawet male bledy, ktore popelniam i zyje w przekonaniu, ze jezeli nie bede idealna, to nigdy nie znajde nowych znajomych (A to przeklada sie na pewa sztywnosc i chyba faktycznie z tego powodu nikt w pracy niekoniecznie lubi spedzac ze ma czas

). Nie moge wyjsc z tego blednego kola spierdolenia i zastanawiam sie, czy dac sobie wiecej czasu i refleksji, czy wybrac sie na terapie, ew. grupowa... Boje sie, ze leki powroca
