Od zawsze byłem taki zamknięty w sobie, jak miałem 4 lata dostałem od Ojca komputer i pochłaniał lwią część mojego czasu, prawie tak dużą jak oglądanie bajek. Czytać nauczyłem się w wieku ok. 6 lat i w przerwach od komputera zaczytywałem się w najróżniejszych powieściach ( Pierwszy był Harry Potter ;P ) no i tak sobie żyłem. Dodam do tego, iż moja matka karmiła mnie ( dosłownie, widelcem ) do 7 roku życia. Zachowało się nawet zdjęcie jak w zerówce wszystkie dzieci jedzą same podwieczorek na "wieczorku z mikołajem" czy innym gunwem, a moja mama siedzi obok mnie i karmi mnie ciastem. Była nawet taka sytuacją, że grałem na komputerze , obok siedział kolega, a obok niego moja mama z talerzem z obiadem i domyślacie się chyba co robiła...

Otóz poszedłem sobie kiedyś na ognisko i tam poznałem i "poderwałem" ( nienawidzę teraz tego słowa :p ) na swoje z dupy wyjęte, zmyślone opowieści, pewną dziewczynę. Dziewczyna ta w chwili gdy dawała mi swój numer telefonu miała chłopaka ale gówno mnie to wtedy obchodziło. Potem na drugi dzień pisała mi że najlepiej jak zakończymy tę znajomość bo ktoś jej powiedział że ją obgaduję... (teraz wiem że chciała odkręcić to co było na ognisku, i sprawić żebym się odczepił i żeby jej chłopak się o niczym nie dowiedział i ogólnie zrobić tak żęby nie było sprawy... ), ale ja pisałem tylko "niee, jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaka widziałem" itp.Hah, w rzeczywistości była jedyną dziewczyną jaka w ogóle zwróciła na mnie uwagę, może dlatego że mnie nie znała bo każda która pobyła ze mną dłużej, jakoś nie wykazywała zainteresowania, no może poza tym że umiałem je rozbawiać. No i zaczęlismy chodzić ze sobą i było miodzio, miała na mnie dobry wpływ ( i w sumie ma bo wciąż jesteśmy razem, chociaż nie wiem na jak długo ze względy na to co ostatnio odpierdalam ) bo dzięki niej w końcu wziąłem się za naukę, zacząłem ćwiczyć i ogólnie wziąłem się za siebie, cały czas udając kogoś kim nie jestem, i ogólnie jedyny temat rozmów z nią to było "co ja zrobiłem jaki jestem zajebisty i wgl". W głowie zaczęło mi się kochać mamę! tak na poważnie od momętu gdy wkręciłem się w "rozwój osobisty" i "filmiki motywacyjne" i "portal uwodzicieli". Codzienne czytanie o duchach zmieniło się w czytanie o tym co oznacza jakiś tam teskt mojej dziewczyny do mnie, jak go interpretować i co on oznacza. Zacząłem się obrażać za nic, zrzucać na nią winę za każde moje niepowodzenie i we wszystkim co mówi doszukiwać się kłamstwa i dowodu zdrady. Doszło do tego, że zacząłem się zachowywać tak "niespójnie" i chamsko,że doszło do mnie dziewczyna nie wiedziała już co robić, że ryję jej psychikę i traktuję jak śmiecia. Więc wymyśliłem sobie historyjkę że jakaś koleżanka ( którą też sobie zmyśliłem, na potrzeby tejże historyjki ) opowiadała mi, że ona mnie zdradza i stąd to moje zachowanie i wahania nastrojów. I obiecałem, że od teraz będzie tylko lepiej. Dodam także że miałem wtedy problem z masturbacją i pornografią. No i jak obiecałem tak zrobiłem, poprawiłem się, ona sama przyznała że jestem teraz "taki Martineq 2.0" ( nie chcę podawać imienia bo boję się że ktoś znajomy może wejść na to froum i mnie poznać i wyjdzie na jaw że mam takie głupie problemy :p wiem że to mało prawdopodobne ale i tak się boję ). Potem moje zachowanie stało się dwa razy gorsze gdy zacząłem z nią temat byłych. Jeden jeździ na tirze od kilku lat, inny jest motocyklistą, a jeszcze inny gra w klubie piłkarskim. A ja pod moją maską pro-elo koska, byłem wciąż tym samym przerażonym debilem który tylko by grał na komputerze i miał fobię społeczną i syndrom "pizdeczkowatego synka mamusi". No znowu zacząłem czytać nieskończone ilości przepisów na bycie zajebistym... aż pewnego wieczora coś mnie tknęło i pomyślałem że problem nie jest w tym czego nie robię tylko w tym co powinienem przestać robić i kim powinienem przestać być, więc przestałem grać na komputerze, walić konia oglądać pornosów, alkoholu nie piję, trawy nie palę, zacząłem uprawiać sport - bieganie, grapling w pobliskim klubie. No było nawet ok, a potem postawiłem sobie za cel wyjaśnić co jest ze mną nie tak i zmienić to ( od zawsze uważałem że jestem jakiś nw, gorszy, inny - fobia społeczna, życiowa nieudolność, fałszywość, zamopnialstwao - itp... ). No i na początek postawiłem sobie za cel być innym od mojego Ojca, i być lepszym "prawdziwym mężczyzną" niż jej byli, oraz zmienić się tak żeby mieć idealny związek oraz idealne życie ( kolejna głupota... wiem

Noo to:
- poczucie odrealnienia świata, wszystko mi się wydaje takie obce, tzn. wiem kto jest kim, ale to uczucie jest dziwne
- częste napady płaczu ( nie smutek, czasami jestem smutny ale generalnie często po prostu płaczę, tak bez emocji )
- prawie całkowity zanik emocji ( musi się zdarzyć coś naprawdę "mocnego" żebym się wkurzył, czy zasmucił, o śmiechu nie ma nawet mowy )
- nie umiem się dogadać z nikim, jedyne co mówię to "łał" albo "ooo fajnie" i zadaję pytania retoryczne lub całkowicie wyrwane z kontekstu, żeby tylko druga osoba nie milczała, i było o czym gadać, a czasami mówię takie głupoty że mój boże, i potrafię w środku zdania drugiej osoby wyjebać z jakimś pytaniem które mi przyjdzie do głowy
- jestem zdezorientowany jak kaczka w środku sezonu polowania na kaczki...

- zamykam się we własnym świecie, często uciekam myślami w takie tematy że bania mała....
- pamięć i koncentracja mi się pogorszyła do tego stopnia, że np. czasami nie pamiętam po co przyszedłem do pokoju, albo co miałem zrobić
- wstydzę się pytać o cokolwiek
- czuję uścisk w głowie, na skroniach, czasem z tyłu, czasem na czubku głowy
- nie potrafię pisać sms-ów ani gadać bo wszystko rozkminiam, jednego sms-a potrafię zinterpretować na milion sposobów, więc zwykle odpisuję albo odpowiadam tak wymijająco jak tylko się da
- koledzy mówią, że "wyglądam jak zombie"
- ogólnie nie unikam ludzi ale jak jestem z kimś to czuję taką presję że muszę być "fajny" bo inaczej będę nudny dla tej drugiej osoby
- noo i chyba najgorszy objaw, ( po nim wnioskuję że to może by początek schizy [aż się boję tego słowa] ) czasami mam takie myśli że ten stan "dd" mam dlatego że wcześniej byłem takim chujkiem i to jest jakaś kara, nw dopust boży, chociaż religijny jakoś nie jestem :p mam wrażenie że jestem jakiś inny, gorszy, zjebany, upośledzony społecznie, psychicznie i umysłowo, zepsuty i nie o naprawienia, że już może być tylko gorzej
- no i drugi najgorszy objaw :p cały czas myślę że krzywdzę ludzi, jak powiedziałem rodzicom o tym co czuję to oni od razu do lekarza badania, w przyszłym tygodniu psycholog, a ja sobie myślę "jak ty możesz ich tak obarczać problemami, masz 17 lat powinienem się kobieta luźna w udach wziąść w garść a nie użalać tylko nad sobą" a gdy nie mówiłem im o tym tylko starałem się udawać że wszystko ok to myślałem coś w stylu "przecież to widać że nie jest ok, oni się tym martwią bo nie wiedzą co mi jest i myślą że to ich wina" i to samo z dziewczyną, nie mówiłem o tym - "ona cierpi bo myśli że to przez nią się tak zachowuję", powiedziałem o tym - "ona jest młoda, ma się cieszyć życiem, a nie być obarczona twoim problemami". "Jesteś radością! że w ogóle musisz isć do psychologa"
- ostatnio mam napady dziwnego nieuzasadnionego niczym lęku, po prostu czytam o schizie i lęk ale także jadę autobusem i lęk
- i cały czas mam takie wrażenie że mógłbym być sobą, ale nie jestem przez to radosne! dd ( albo coś innego... )
No i teraz czekam na tę wizytę u psychologa jak na sądny dzień, chciałem się tu troszkę pożalić, bo tam mi się zdaje że jeszcze przed tą wiztytą będzie biały kaftanik z długimi rękawami :/ Masakra, robię też badania na objawy typowo fizyczne, ale cały czas mam w głowie "schizofrenia", tylko o tym myślę, także prosiłbym kogoś o opinie bo ja sam nie wiem co o tym myśleć, mam mętlik w bani, pozdrówki
