Od dziecka leczę się na nerwicę. Na początku po prostu chodziłam do psychologa. Jak podrosłam, czyli w 6 klasie podstawówki dano mi pierwsze leki na nerwicę lękową. Tak jadę na lekach do dzisiaj, a mam 18 lat. Staram się leków nie brać non stop. Idę do lekarza dopiero jak już od dłuższego czasu czuję się źle, biorę leki przez miesiąc, dwa i odstawiam. Wiem, głupio robię... Ale mam problem z samymi lekami. Na początku dostawałam Neurol i Setaratio. Pomagało. Neurol mi odstawiono, bo szybko uzależnia. Setaratio odstawiono, bo może już wystarczy. Później dostałam Pramolan. Nic mi on nie dawał, brałam go w szpitalu na oddziale dziennym (szkoła w psychiatryku) codziennie pod okiem lekarza przez kilka miesięcy, nic nie dało. Zmieniono na Depakine Chrono. Nic. Zmieniono więc znów na Chloroprotixen. Do dzisiaj nie pamiętam co robiłam tego dnia... Po prostu miałam po tym odlot. Zmieniono na Setaloft, po którym słabłam jeszcze częściej. Więc... Zostawiłam lekarza i leki w cholerę. Jednak ostatnio (czyt. od dwóch lat) pogorszyło mi się. Zaczęło się na wakacjach 2012 roku. Biegunki, nudności, bóle brzucha, zasłabnięcia, zgagi, odbijanie itp. Skierowanie na badania. Wyniki w porządku. Jakoś po miesiącu samo przeszło. Później kolejne wakacje - 2013. Te same objawy, czułam się tragicznie. Nie spałam po nocach a jak już zasnęłam to tylko na siedząco, bo najmniej chciało mi się wymiotować w takiej pozycji. Znów badania, nic. Wszystko w porządku. W kwietniu 2012 miałam robione badania kału, wszystko w jak najlepszym porządku. Byłam jeszcze od tamtej pory kilka razy u lekarza rodzinnego oraz u lekarki z wsi obok - JEST PANI ZDROWA, PROSZĘ UDAĆ SIĘ DO PSYCHIATRY. Więc poszłam... Dostałam Bellergot i Proplanolol na serce, bo mam lekką tachykardię. Bo Bellergocie miałam non stop dziwne uczucie "kaca" i byłam strasznie śpiąca i zmulona, po prostu nie było ze mną kontaktu. To było o teraz na świętach. Dwa razy wzięłam dodatkowo propranolol i chodziłam już totalnie jak zombie. Chociaż leki podobno słabe. No i nadszedł czas powrotu do szkoły. Odstawiłam leki. Przez kilka dni po odstawieniu, no jakieś 3 dni, czułam się świetnie. Ale wczoraj... Znów pojawiły się objawy żołądkowe. Dzisiaj też, masakrycznie. Dlatego piszę. Wiem, że ciężko mi dobrać leki. Pomagają mi nie uspokajacze, ale typowe psychotropy jak Neurol, Zomiren. Na spanie pomaga mi Ketrel, na uspokojenie niesamowicie dobrze działa na mnie Arketis. Znam te leki i ich działanie bo d czasu do czasu jak gorzej się czuje czy nie mogę spać, to mama mnie poczęstuje tabletką, też choruje, już 27 lat się na to leczy. A przecież nie pójdę do lekarza i nie powiem "Niech mi Pan da Arketis, bo mama jak mi dawała to działało"... Ludzie, jak sądzicie. To nerwica? Co prawda już w wieku 6 lat miałam problemy z jelitami i byłam na USG oraz innych badaniach, gdzie lekarz specjalista powiedział mi, że to musi być na tle nerwowym, bo wszystko w porządku. W domciu do niedawna miałam troszkę patologię, poza tym nie mam wesołego życia osobistego... Więc może faktycznie to nerwica. Ale cały czas szukam jakiegoś potwierdzenia, bo co wiem na pewno, jestem hipochondryczką, a dzięki Wujkowi Google dowiedziałam się, że szaleje właśnie jakiś ostry wirus żołądkowo-jelitowy, że mogę mieć raka żołądka, że mogę być odwodniona i mieć nawet SM. Ech... Jak byłam ostatnio u swojego psychiatry, którego niedługo zmieniam z resztą, to podczas badania palpacyjnego (przez dotyk) brzucha, powiedziałam, że nie boli, chociaż boli. I chociaż boli lekko przez godzinę, lub mam wzdęcia lub biegunkę a poza tym nic i nie jest i nawet nie wymiotuje i wyniki badań mam w porządku, to *****łam sobie, że może mam jakiegoś guza, skoro mnie żołądek bolał podczas naciskania, a jak mu nie powiedziałam o tym, to pewnie teraz umrę. Kurde, no... Ja już miałam połowę chorób możliwych występujących w Polsce. Chryste. Sama siebie nakręcam. A teraz? Teraz to objawy mam już co najmniej dziwne... Czuję w przełyku taki miętowy, świeży "smak". Jakbym dopiero co połknęła cukierka. Wcześniej miałam niesmak w ustach, biegunkę, było mi niedobrze i kuło mnie jakoś tak po lewej stronie zaraz pod żebrem. Dodatkowo poza tym dziwnym uczuciem w przełyku cała się teraz telepię, mam napięte mięśnie, czuję się zimna od środka, jakbym miała narządy wewnętrzne zimne. I w ogóle... Piłam wcześniej likier miętowy, więc wyobrażam sobie, że cofnął mi się on do przełyku w wyniku zgagi i stąd to uczucie. Teraz dodatkowo sobie przypomniałam, że wcześniej piłam likier czekoladowy. W sumie obu wypiłam 3 kieliszki takie małe 50. Więc może się wymieszało i jakoś reaguje i to dlatego? A może się zatrułam? A może to dlatego, że wczoraj na spanie wzięłam ćwiartkę Ketrelu i dzisiaj piłam ten likier? A może to nerwica? A może... powinnam się już zamknąć?
Tak wygląda moje życie. Ciągłe, nieustanne zastanawianie się co mi jest, jakiego mam raka, jak umrę, kiedy umrę, dlaczego boli mnie brzuch.
PS: PANICZNIE boje się wymiotów. To też za każdym razem, gdy jest mi niedobrze, później robi mi się słabo, jak teraz. Nie boję się ich w miejscu publicznym, ale w ogóle. Samo uczucie jest dla mnie cholernie nieprzyjemne, jak dla każdego, ale ja aż się go boję i zawsze mam obawy, że się zakrztuszę/zadławię zwrócaną zawartością żołądka, że się uduszę podczas tego itp... Kurczę, aż bym sobie wzięła teraz coś na spanie i zapomniała. Ale piłam :/
Przepraszam, że się tak rozgadałam, ale trochę panikuję i wkręcam sobie różne rzeczy...
EDIT: Zapomniałam o kilku objawach, których listę umieszczę poniżej:
- bóle głowy zraz na tydzień, słabe
- bóle serca, dość silne utrzymujące się przez kilkanaście - kilkadziesiąt sekund, czasami dodatkowo nudności, co kilka dni, w skrajnych przypadkach codziennie przez 3-4 dni pod rząd
- pulsowanie w głowie, takie bolesne, jakby nerwobóle, z tyłu głowy
- straszne zmęczenie, zbyt duża ilość snu na przemian z bezsennością
- dół, płacz, za pięć minut śmiech, po chwili znów rozpacz
- zimne ręce i nogi, zawroty głowy i inne objawy jak przy problemach z ciśnieniem
- telepawki
- duszności
- kołatanie serca
- ciepło i zimno na przemian
- gula w gardle
I mnóstwo innych.....
Miałam robione badania na TSH, w normie. Właśnie najczęściej myślę o tym, że mam po prostu nerwicę lub problemy z tarczycą.
Czekam na odpowiedź od jakiejś dobrej duszyczki
