dzięki filmikom/postom i mojej własnej pracy kilku miesięcznej udało się doprowadzić do tego, że wyszedłem z anhedonii (deprechy) i innych objawów nerwicowych (bardzo częstych napadów paniki, silnego lęku wolnopłynącego mysli natrętnych - nie daje im uwagi), ale nie mogę rozprawić się ostateczne z zaburzeniem mimo, że stosuje konsekwentnie metody. O co chodzi: raz w tygodniu dostaje ataku paniki (przepuszczam je i są coraz słabsze), czasem wyskakuje lek szczególnie w sytuacji stresowej jest on spotęgowany, przy bieganiu dostaje hiperwentylacji czy też ataku paniki. Czasem wybudzam się ze snu, albo wstaje rano wcześnie.
Mam do Was pytanie, jak dopiąć kropkę nad i/umocnić się dalej. Mam wrażenie, że trochę kręce się w kółko, bo coraz ciężej zapanować nad objawami (albo tylko mi sie wydaje ? ). Przepuszczam lęk, napadom paniki się nie poddaje i rzeczywiście są one lżejsze chociaz czuje się jak gunwo po nich. Nie wkręcam się w analizę. ALe jestem nadal wyczulony na objawy - bicie serca, puls. Czasem się daje wkręcić. Pracuje konsekwentnie do kwietnia. Może potrzeba czasu i zbyt dużo wymagam od siebie jeszcze na ten moment ?
Jeśli macie jakieś rady (szczególnie Ci, którzy już wyszli) bardzo bym o nie prosił, co zrobić aby już tak sfiniszować
