
Chcialam sie pochwalic ze u mnie sprawa przybrala juz od jakiegos czasu duzo lepszy obrot. Bardzo chcialam podziekowac tym ktorzy tak wiele kwestii tych zaburzen wyjasniaja na forum, jest to dla mnie bardzo duze oparcie i chyba jedyne co mi naprawde pomoglo. Nie jestem wyleczona calkowicie. Nie mam tez jednej diagnozy bo jeden psychiatra dla mi diagnoze depresji, drugi nerwicy wiec moze powiem co mialam i co mam. Od poczatku mialam bardzo mocne objawy depersonalizacji, czulam sie jak warzywo, nie czulam siebie, nie mialam sensu zycia i mialam duzo strasznie glupich mysli. Od tego moim zdaniem dostalam napadow lekowych i ciaglego uczucia niepokoju.
Terapia okazala sie nie dla mnie bo nie dosc ze naczekalam sie na wizyte to okazalo sie ze pani prowadzaca terapie prawie nic nie mowi, bo to ja mam sie wygadywac wiec wizja 2 lat gadania o sobie przy zdawkowych uwagach psychologa mnie zrazila bo nie jestem na tyle glupia zeby samemu nie wiedziec co sie ze mna dzieje w moim zyciu osobistym.
Oczywiscie nie jestem sama w tym ze na poczatku polegalam na tym czego sie balam, glownie depersonalizacji i tego ze zatrace sie calkowiem i zostane warzywem. Ten strach mam do dzis i pewnie dlatego do konca jeszcze z tego nie wyszlam.
Ale na poczatku w glowie klebily sie obawy ze zwariuje, ze strace pamiec, ze mam SM, alzheimera, miazdzyce, choroby mozgu, padaczke, szczegolnie ze mialam bez przerwy uczucie dejavu, wrazenie ze przenosze sie w czasie. Mialam strasznie zryte mysli. O czasie o tym kim jestem co robie w tym swiecie. Przez to bardzo sie zalienowalam od zycia, zasiedzialam w domu. Popelnilam straszny przez to blad bo zylam zaburzeniem. Bardzo zawiodlam sie tez na lekarzach bo zmieniali mi diagnozy z depresji na nerwice, potem na zaburzenie tozsamosci i (jak powiedzialam ze nie wiem kim jestem to stwierdzono ze to zaburznie tozsamosci) co mnie bardzo dobijalo ze nie wiem co jest ze mna zle. Dlatego bardzo jestem zobowiazana wszystkim ktorzy rozjasniaja tu te problemy. Dowiedzialam sie ze nie ma znaczenia diagnoza bo to sie miesza ze soba a najbardziej mi pomogla sprawa ktora chyba tlumaczyl Kamien na czacie ze nie mozna probowac wychodzic z tego reagujac na kazdy objaw tylko trzeba reagowac na calosc zaburzenia. A divin za to wytlumaczyl ze wazne jest aby nie uspokajac sie ciagle tylko w koncy wychodzic z tej iluzji.
To sa bardzo wazne rzeczy. Mialam tyle objawow ze nie wiedzialam jak z kazdym sobie radzic a tu trzeba wplynac swoja postawa na wszystko. Do tego tez robilam blad ze tylko chcialam zapewnien ze nic mi sie nie stanie i po to chodzilam do psychiatry i zameczalam ludzi na forach. A to tak nie mozna. Bo obojetnie jaki objaw jest to jest to glupota i wymysl ludzkiego umyslu tego ze jestesmy oslabieni przez niepokoj i mamy zaburzenie.
Bardzo balam sie mysli bo mialam je tak poryte ze nie ogarnialam ze to mozliwe byc zdrowym na glowe i myslec o samobojstwie o smierci natretnie, nie ogarnialam ze moge wstac rano i myslec ze przenioslam sie w czasie,z e nie wiem co bylo wczoraj....wiec caly czas bylam skupiona na tym co mysle. I mialam te mysli przez 7 miesiecy okolo i czy cos mi bylo oprocz tego ze sie balam? Nic mi nie bylo. Wiec potem pojelam co znaczy byc swiadomym bo skoro mam takie mysli i tyle objawow a rozejrze sie wokol i nic mi sie nie dzieje, chociaz nie wiem jak zyje i funkcjonuje to czego ja wlasciwie sie boje! A balam sie tak bardzo ze przez 8 miesiecy trzesla mi sie glowa non stop. A ja balam sie wyobrazen i ciagle tego poczucia ktore siedzi w nas ze cos mi sie stanie.
I to jest punktem ze cos sie jednak stanie a my nie zareagujemy w pore. To mnie i nas pcha do tego aby ciagle szukac zapewnien u lekarzy, w postach. Zreszta czytalam o tym tu nieraz ale tego sie nie rozumialam do konca dopoki sie samemu mnie stan nie poprawil. A poprawil sie tym ze nie chcialam juz zapewnien. Dosc zapewnien ale nie oklamujmy sie na to potrzeba paru miesiecy moim zdaniem minimum aby pojac ze zapewnianie jest bezsensu. Koniec zapewnien ze nic mi nie jest bo to jest bardzo chwilowe i zaraz jest wszystko do nowa. Wiec to ze dostawalam ataki chwile po wyjsciu z domu, to ze w markecie czulam sie jakbym byla w innym wymiarze i bywalo tak ze tracilam prawie sluch nie bylo juz dla mnie powodem aby z tego rezygnowac. Ale zauwazylam ze potem i tak mialam ochote sprawdzac czy nic mi na pewno nie jest. I to jest blad. Niby wychodzilam z atakiem, niby nie przejmowalam sie objawami ale ciagle chcialam mowic o objawach i pytac sie czy nic mi nie bedzie. Zauwazylam ze to nie pomaga. Ze trzeba calkowicie podac sie temu odczuciu ze cos jednak sie stanie. Jak sie poddalam to od razu mi sie pogorszylo. Dostalam nowych objawow i znowu sie wycofalam. Bylo tak wiele razy. Wtedy mialam znowu depresje i poczuecie ze walka jest bezsensu. Ale potem na nowo trwalam i to byl moj sposob, poddanie sie temu przeczuciu ze cos mi bedzie. Nic nowego

Nie sugerujcie sie tez tak bardzo diagnozami jakie dostajecie. Bo to tez robi z nas chorych. Ja jak wychodzilam do psychiatry to na poczatku czulam niby ulge ale potem czulam sie chora. Lekow i tak nie bralam.
Temu wszystkiemu zawdzieczam to ze nie mam juz atakow paniki, nie boje sie wychodzic nigdzie, nie sa problemem juz hipermarkety, nie mam juz ciaglego niepokoju, mysli natretnych juz nie mam na zadne tematy oprocz derealizacji.
Dlatego wlasnie nie jestem do konca jeszcze wyleczona. Bo zniknely mi leki i mysli natretne a depersonalizacja bardzo sie zmniejszyla ale jednak ciagle nie do konca czuje siebie i swoje emocje i przesz to mam mysli czeste o samuych tych objawach i ten strach ze to nie minie i zostane jednak tym warzywem. Ale mam w sobie juz duza nadzieje bo widze te wszystkie zmiany jakie we mnie weszly. Poczatkowy stan paru miesiecy tych 8 byl czyms strasznym i sadze czytajac wpisy ludzi i jak widze jak oni sie nadla nakrecaja wiem ze mogloby tak byc i teraz. A jest w ogromnym stopniu o wiele lepiej wiec wiem ze te objawy braku emocji i siebie tez odejda, tylko musze bardziej poddac sie strachowi ze mi to nie minie i zostane warzywem.
To moja najwieksza obawa od poczatku i chyba dlatego ciagle sie jej trzymam. Ale dam rade! Wy tez dacie tylko wierzcie...a w sumie nawet nie wierzcie bo nigdy sie nie wierzy...tylko nie zalamujcie rak i nie zastanawiajcie sie czy cos mi bedzie.
Pozdrawiam N.
-- 30 sierpnia 2014, o 14:23 --
O rany....ale fatalnie to wyszlo nakickane na siebie
