
Wszytko zaczęło się w czerwcu zeszłego roku, a więc trwa już kilkanaście miesięcy. Nie chcę się wgłębiać w objawy i w to ile się wycierpiałem dlatego ten post będzie należał do pozytywnych. Po 1 i najważniejsze - Nie cackajcie się przyjaciele z tym co Was spotkało (teraz pewnie myśli "no ale jak się nie przejmować!?") No właśnie! NIC NIE PRZYCHODZI OD RAZU! TO PEWNE! I każdy odburzony lub ten kto jest już na prostej do "zdrowia" to potwierdzi. Musicie uwierzyć na słowo! Victor w jednym z nagrań podkreślił i zadał bardzo ważne pytanie dla każdego zaburzonego... "a co jeśli Wam to nie minie?" No właśnie, co wtedy? Poddacie się? Co to właściwie znaczy poddać się w walce z nerwica? Przecież to tak czy siak nic człowiekowi nie zrobi, więc? Będziecie leżeć w łóżku, ograniczycie kontakt ze światem do zera? Dokąd to prowadzi? Donikąd kochani


I teraz najważniejsze... Po co Kamień pisze ten post? A po to żeby Wam powiedzieć, że całkowicie zmieniłem podejście do nerwicy dzięki temu forum które dało mi podwaliny do WŁAŚCIWEGO NASTAWIENIA. Nie napiszę, że nie mam już żadnych objawów bo lekkie DD i napięcie nadal jest... Ale - Nie interesuje mnie to już w lękowy sposób. Dlaczego? Stało się to dla mnie śmieszne. W NICZYM NIE PRZESZKADZAJĄCE W ŻYCIU, NIE OGRANICZA MNIE TO I NIE UMNIEJSZA W ŻADEN SPOSÓB. PAMIĘTAJCIE - ŻYCIE JEST JEDNO... WARTO ZAWALCZYĆ O SPOKÓJ I NORMALNE PRZYZIEMNE PODEJŚCIE.
ZABURZENIE NIE JEST WAMI I NA ODWRÓT. TO TYLKO PRZEJŚCIOWY ETAP W ŻYCIU - KAŻDY Z WAS MA 100% SZANSE NA KOLEJNY. Wiecie jaki, nie?

Trzymajcie się zasad jakie wprowadzają tutaj mądre głowy i działajcie SAMI, nie ufajcie tylko lekom i pomocy psychologa - to tylko pomoc w drodze do celu. JEDYNIE SAMI MOŻECIE DOJŚĆ DO MOMENTU W KTÓRYM POWIECIE SOBIE - TAK MAM TO GDZIEŚ i ZACZYNAM ŻYĆ SWOIM ŻYCIEM BEZ ANALIZY WIECZNEJ.
pozdrawiam Ciepło w ten deszczowy dzień, dziś wypiję Wasze zdrówko.
